Graliśmy w For Honor - to nie jest produkcja dla niedzielnych graczy
Pierwsze chwile w For Honor nie są łatwe. Ba, dawno już nie grałem w tytuł, który wymagałby takiego skupienia i obserwowania ruchów przeciwnika. To nie jest produkcja dla niedzielnych graczy. I bardzo mnie to cieszy.
Zanim jeszcze miałem okazję chwycić za pada poinformowano mnie, że w grze znajdziemy trzy zróżnicowane frakcje (rycerzy, wikingów oraz samurajów), a każda z nich oferuje nam czterech wojowników z unikalnymi umiejętnościami i opisanymi różnymi statystykami określającymi jak radzą sobie w ataku i obronie. I tak decydując się na klasę Heavy kierujemy potężnym "czołgiem" - powolnym, ale zadającym ogromne obrażenia. Assasyni z kolei są szybcy i świetnie radzą sobie w pojedynkach jeden na jeden. Do tego dochodzą bardziej zrównoważone klasy Hybrid i Vanguard, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie.
Przed walką możemy oczywiście zmienić wygląd naszego wojownika, kolor skóry czy płeć, dobrać odpowiedni pancerz oraz broń. Na pokazie nie mogłem niestety sprawdzić kampanii dla pojedynczego gracza, ale po multi widać, że system walki będzie naprawdę porządnie dopracowany. Targowe demo rozgrywało się w trybie Dominion, gdzie zadaniem każdej z dwóch drużyn składających się z 4 graczy, było wzajemne przejmowanie trzech baz umieszczonych na mapie. Pojedynki już teraz wyglądają epicko, zwłaszcza gdy fala żołnierzy sterowanych przez konsole staje nam na drodze. W takich sytuacjach możemy sobie pozwolić na pewną improwizację i trzepanie klawiszy ataku jak w slasherze. Trup pada gęsto, a my patrzymy tylko jak truchło przeciwnej drużyny lata po polu walki niczym szmaciane lalki. To typowe mięso armatnie przeznaczone na rzeź. Zmiana strategii następuje wtedy, gdy na drodze stanie nam żołnierz kierowany przez innego gracza.
Wówczas musimy bacznie obserwować jaką taktykę preferuje rywal i w jaki sposób wyprowadza atak. Wciskając lewy trigger wybieramy jedną z trzech postaw (lewa, prawa lub z orężem uniesionym nad głową), dopasowując tym samym blok do kierunku, z którego wyprowadzany jest atak wroga. Podobnie sytuacja ma się z ofensywą. Tutaj również korzystamy z trzech różnych kierunków ataku, próbując przechytrzyć przeciwnika. Dodatkowo możemy wyprowadzać wolne i szybkie ciosy, a kluczem do sukcesu jest tak jak w serii Souls - wyczucie odpowiedniego momentu.
Zresztą podobieństw do produkcji From Software jest więcej. Tutaj również czuć moc zadawanych ciosów i ciężar sterowanej postaci. Każdy pojedynek z żywym graczem stanowi wyzwanie i wymaga od nas obrania właściwej strategii. Nieodzowna staje się też współpraca przy zdobywaniu czy obronie kolejnych punktów kontrolnych na mapie, a w przypadku śmierci możemy błyskawicznie sprawdzić gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni korzystając z widoku z lotu ptaka.
Bitwy są niezwykle brutalne, niemal czuć zapach zaschniętej krwi i brudu. Pomaga w tym wszystkim świetna oprawa oraz genialna wręcz animacja postaci. Słysząc wrzaski nacierających wrogów i dźwięki stali przeszywającej kolejne ciała można poczuć się jak bohater filmu Braveheart - Waleczne Serce. Do czego mógłbym się przyczepić? W przypadku gdy natknąłem się na 2-3 graczy przeciwnej drużyny, system lockowania troszeczkę szwankował i robił się mały chaos. Ciężko jest wówczas o jakąś przemyślaną strategię, bo atakujący z różnych stron przeciwnicy robią sobie z nas worek treningowy szatkując jak ogórka do sałatki.
W pełnej wersji gry w trybach sieciowych będzie można toczyć również walki 1 vs 1 i 2 vs 2. Nie zabraknie też klasycznego Deathmatcha czy takich wariantów zabawy jak Elimination, gdzie po śmierci kończymy na amen bez możliwości respawnu. Mając na uwadze naprawdę świetnie zapowiadający się system walki, który wymaga precyzji i wyczucia czasu, jestem ciekaw jak tytuł zaprezentuje się w singlu. Nie ukrywam, że to właśnie ten tryb interesuje mnie najbardziej i liczę na to, że nie będzie on tylko dodatkiem do sieciowych potyczek.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych