Nintendo Classic Mini: NES - recenzja sprzętu
Podczas gdy Sony wraz z Microsoftem rywalizują o możliwie najgęstsze upchanie zwrotów „4K” ,”HDR”, „teraflopy” w jednym zdaniu i skupiają się na wydawaniu półgeneracji konsol, Nintendo jak zwykle kroczy swoją drogą i wypuściło… Miniaturowego NESa z grami sprzed blisko 30 lat. Czy siła nostalgii wystarczy, by sprzęt osiągnął sukces?
Gdy Roger kilka dni temu na łamach PPE chwalił się unboxingiem małego sprzętu od Nintendo oraz tym jak bardzo nie umie w retro, umierając na pierwszym lepszym Goombie w Super Mario Bros. ja gapiłem się na swoją paczuszkę z długo wyczekiwaną konsolą. Stres był ogromny, bo dostawy małe, sklep groźnie pomachał palcem, że rozdzielą rzuty konsol na kilka tur i nie wiadomo, czy ja się załapię do pierwszej, ale Nintendo dzięki – udało się. W czwartek, gdzieś przed południem kurier przyjechał grzecznie do miejsca mojej pracy z paczką, jeszcze cieplutką, niezwykle lekką, zawierającą przedmiot mojego pożądania. Nie muszę chyba mówić, że reszta dnia w pracy zleciała właściwie na nerwowym zerkaniu na pudełko Mini NESa, ciągłym patrzeniu na zegarek i poczuciu, jakbym znowu był w podstawówce i z utęsknieniem czekał na koniec lekcji by pobiec grać w DuckTales na PEGASUSie? Gdy nareszcie wybiła godzina zero, porwałem pudełko i ruszyłem do domu…
Nostalgia
Nintendo obrało bardzo prosty cel. Nostalgię ludzi pamiętających jak to drzewiej bywało, gdy nie liczyła się grafika, fpsy, teraflopy i inne problemy dzisiejszego świata. Tęsknota za starymi grami udziela się niejednemu z nas, zwłaszcza teraz, w zalewie dziesiątek remasterów, gier tak zbugowanych na premierę, że prawie niegrywalnych czy dziwnych posunięć gigantów z wydawaniem półgeneracji konsol. Człowiek wręcz ma ochotę rzucić to wszystko w cholerę, zaszyć się w piwnicy i odpalić coś kultowego, starego, a nader wszystko – bezproblemowego. Naturalnie, produkt powinien również przemówić do tych, którzy nigdy nie grali na NESie, SNESie czy nawet na PSXie, a mimo to chcieliby poznać jak dawniej wyglądały gry i jak w nie się grało.
Poczułem się jak kilkuletnie dziecko już kiedy dostałem pudełko z konsolą, ale kiedy wróciłem do mieszkania, odpakowałem sprzęt, podpiąłem kabelki i pada, uruchomiłem wehikuł czasu. Taki, który mieści się w dłoni. Usiadłem jak za gówniarza na podłodze, po turecku, z kultowym padem w ręce, odpaliłem Mario i wsiąkłem zapominając o bożym świecie. Micha mi się cieszyła od ucha do ucha, banan z ust nie schodził, poczułem się jak 3 letni Rayos, który pierwszy raz w życiu grał na konsoli, czy jako trochę starszy, który prawie się spóźnił na pierwsza komunię bo walczył z ostatnim bossem w DuckTales 2. Piękna, nostalgiczna sprawa. Moja radość jednak nie trwała bez końca, bo trzeba było w końcu wstać, rozprostować zesztywniałe nogi i dojść do wniosku, że jednak nie do końca tu wszystko zagrało, choć jest prawie idealnie.
Nowoczesność
Mini NES to prawie w stu procentach wierna, zminiaturyzowana kopia oryginalnego NESa. Ten malutki sprzęcik o wymiarach około 10x13x4 centymetry mieści się w dłoni, zawiera wyjście HDMI, wyjście micro USB do zasilania i 2 wyjścia na pady, przycisk POWER i RESET. Tyle! Oczywiście, największą zaletą w porównaniu do oryginalnego sprzętu jest cyfrowe wyjście audio/wideo, dzięki czemu sprzęt odpalimy na współczesnych telewizorach/monitorach w jakości HD, co zaowocuje wcześniej niespotykanym (oficjalnie od Nintendo oczywiście) ostrym jak brzytwa obrazem i momentami aż zbyt wyrazistym dźwiękiem. Sama konsola, poza drobnymi rozmiarami cechuje się również bardzo małą wagą więc obawiałem się, że podpięte kable będą miotały konsolą jak szatan. Na szczęście jednak, chociaż bardzo lekki, Mini NES jest również bardzo stabilny i twardo stoi tam gdzie się go położy.
Kontrolery są równie wierną kopią oryginałów oferujące dokładnie te same kształty co oryginały, identyczną funkcjonalność i nawet gumowe przyciski SELECT i START. Naturalnie, poprawiono delikatnie samo działanie przycisków, przez co współczesna wersja pada sprawia wrażenie przyjemniejszej w odbiorze niż ta sprzed 30 lat. Zmianie uległa również wtyczka pada, która obecnie jest identyczna z wejściem na dodatkowe akcesoria do Wiilota. Znaczy to tyle, że zarówno NESowe pady możemy podpiąć pod Wii-moty i używać go niczym classic controllera na Wii czy Wii U, ale również to działa w drugą stronę – możemy podpiąć classic controllera z Wii do Mini NESa i będzie działać równie dobrze jak dedykowany kontroler.
Sama konsola zasilana jest z możliwie najprostszego źródła zasilania – zwykłego kabla micro USB, którym w dzisiejszych czasach ładujemy 95% smartfonów na rynku. Niestety, choć w pudełku nie znajdziecie „bricka” do podłączenia dołączonego kabla USB do gniazdka z prądem, nic nie stoi na przeszkodzie by Mini NESa zasilać bezpośrednio z gniazda USB np. TV czy monitorze.
Kontrowersje
Zahaczając dalej o fizyczne parametry konsoli trzeba skupić się na dwóch głównych kontrowersjach związanych z samą konsolą. Pierwszą z nich, jest żałośnie krótki kabel kontrolera. Ma on jakieś pół metra długości co jest wartością śmieszną. Jasne, ma to w sobie ponownie coś z nostalgii, kiedy się siedziało metr od kineskopu pocinając z kumplami w Contrę, ale litości, kto w dzisiejszych czasach będzie siedział metr od 50 calowego TV? Ja swój problem rozwiązałem podpinając konsolę po prostu do mojego drugiego, dużo mniejszego telewizora i gra mi się doskonale. Inni, albo będą musieli zaopatrzyć się w dłuższy kabel zasilania i HDMI albo w przedłużkę do pada. Należy jednak pamiętać, że trzeba nacisnąć przycisk RESET na konsoli by wrócić do głównego menu sprzętu by np. wybrać inną grę.
Drugim, znacznie większym dla wielu ludzi problemem jest zamknięcie konsoli na jakikolwiek rozwój. Co to znaczy? Mini NESa w żaden sposób nie podepniemy do Internetu w celu aktualizacji oprogramowania czy kupna innych gier. Nie rozwiniemy również biblioteki poprzez ich dogrywanie na jakieś dedykowane cartridge czy karty SD, gdyż slot na gry jest nieotwieralny, a konsola nie posiada żadnego wejścia na zewnętrzną pamięć. Płacimy za sprzęt raz, dostajemy do dyspozycji 30 gier i tyle. Tylko tyle i aż tyle. Czy to dobrze, że Nintendo zamknęło swój sprzęt, czy to źle – to już zależy od każdego z Was osobno. Osobiście jestem zadowolony z oferowanej biblioteki gier, jednak skłamałbym, jakbym powiedział, że nie chciałbym móc zakupić kilku dodatkowych tytułów.
Chciałbym też w tym momencie zwrócić się do osób, które błyszczały komentarzami „pff, ściągnę emulator i będę mógł grać w setki gier za darmo”, „kupię Raspberry Pi, wgram emulator i będę miał sprzęt dużo lepszy”, „byle komórka uciągnie teraz za darmo emulator NESa, po co przepłacać?”. Oczywiście – macie całkowitą rację. Ale idąc tym tokiem rozumowania: Po co kupować SNESa, PSXa, GCN, PS2 i inne konsole, skoro można ściągnąć emulator i grać w setki tytułów za darmo? Po co iść do sklepu kupić bułki skoro można je ukraść? Nie neguję ani Waszego zachowania ani ideologi. Jednak ROMy są nielegalne, podobnie jak piractwo, więc czy tego chcecie czy nie – obecnie Mini NES to najlepsza opcja by w pełni legalnie zagrać w te konkretne 30 gier w najlepszej jakości, w najniższej cenie.
System
Po uruchomieniu Mini NESa wita nas gustowne menu z poziomą listą gier do wyboru, którą możemy posortować po kilku kryteriach, drobnym paskiem z opcjami na górze i ewentualnymi punktami zapisu pod każdą grą. W systemie konsoli praktycznie nic nie możemy zmienić, poza językiem i sposobem wyświetlania gier. Do wyboru mamy trzy możliwości:
• domyślnie wybrany tryb 4:3, czyli typowy widok do jakiego przyzwyczailiśmy się grając na kineskopach, tryb przeze mnie preferowany
• tryb pixel-perfect, w którym każdy wyświetlony piksel na ekranie jest idealnym kwadratem, przez co oglądamy grę tak jak faktycznie wyglądała ona oryginalnie w zamyśle twórców
• tryb CRT, będący tak naprawdę 4:3 z filtrem udającym zakłócenia starych telewizorów kineskopowych by jeszcze bardziej zwiększyć nasze poczucie nostalgii.
Co bystrzejsi z Was zauważą pewnie, że przecież w każdym z tych trzech trybów widoczne będą czarne obramowania dookoła obrazu. Tak – będą. Konsola oferuje tryb 16:9 jedynie w głównym menu konsoli, same gry wyświetlają się w wyżej wspomnianych trybach. Sam sposób wyświetlania możemy zmienić jedynie w głównym menu gry, więc jeśli chcemy w trakcie przechodzenia jakiegoś tytułu sprawdzić jak będzie wyglądał w innych ustawieniach – zmuszeni jesteśmy wcisnąć przycisk RESET na konsoli, wybrać inny tryb i wrócić do gry. Na szczęście dzięki możliwości zapisu gry w dowolnym momencie, to nie jest aż tak duży problem.
No właśnie – punkty zapisu. Prawdopodobnie największą bolączką ale i motorem napędowym starych gier był ich momentami wręcz brutalny poziom trudności, zmuszając gracza do powtarzania niektórych etapów nawet godzinami, by w końcu osiągnąć sukces. Narzekacie dziś na gry souls-like? Zagrajcie sobie w Mega Mana 2. Osobiście, po ukończeniu tej gry na Mini NESie zapisując dosłownie co 2 minuty szanuję ludzi, którzy go przeszli w uczciwy sposób lata temu. Sam sposób zapisu gry może wydawać się dziwny, bo by zapisać, musimy wyjść do głównego menu konsoli, więc musimy nacisnąć RESETa. Wtedy możemy zapisać grę w jednym z 4 dostępnych slotów poprzez naciśnięcie przycisku A i już. Zapisane dane możemy sobie przenosić/kopiować między czterema slotami, możemy je nadpisywać, usuwać i w razie potrzeby zablokować dany zapis, by go np. przypadkiem nie nadpisać. Teoretycznie system ten działa jak należy, ale często w ferworze zabawy, gdzie na szybkiego zapisywałem dane i wracałem do gry, niechcący po prostu wczytywałem poprzedniego save’a…
Gry
Wiadomo, że każda konsola jest niczym, jeśli nie ma na niej dobrych gier. Muszę z przyjemnością donieść, że biblioteka gier dostępnych na NESa zawiera praktycznie same bardzo dobre tytuły z jednym czy dwoma dziwnymi wyborami czy brakami. Nie będę się rozpisywał tutaj na temat każdej gry z osobna, bo większość z Was powinna kojarzyć te tytuły, a gdybym chciał, to artykuł przedłużyłby się o kolejne 10 stron. Szkoda jednak, że brakuje tu kilka gier kultowych w naszych kręgach. Czemu nie ma TETRISa? Oryginalnej, pierwszej Contry? Dlaczego dali Megamana 2, a nie rzucili innych części, czemu jest Castlevania 1 i 2, a brakuje 3? Gdzie czołgi, gdzie Goal 3? DuckTales? Każdy wymieni co najmniej kilka innych tytułów, które będzie mu brakować, jednak nie sposób narzekać na pierwsze trzy Mariany, Super C, Kirby’ego, PAC-MANa, dwie Zeldy, Final Fantasy, Galaga, Excitebike i wiele innych. Jest w czym przebierać i konsola z pewnością dostarczy wiele godzin zabawy na długie zimowe wieczory.
[ciekawostka]
Biblioteka gier to jedno, a działanie to drugie. Z przyjemnością muszę donieść, że Mini NES doskonale emuluje oryginalny sprzęt, gdzie każda gra chodzi idealnie tak jak działała lata temu po swojej oryginalnej premierze. Gry ładują się błyskawicznie, powrót do menu konsoli trwa sekundę, podobnie jak zapis. Nie sposób się do czegokolwiek tu doczepić – wszystko działa dokładnie tak, jak powinno. W ultra ostrym obrazie i ostrym dźwięku, który momentami jest aż zbyt ostry. Z powodu bezstratnego przesyłania sygnału, dźwięki potrafią czasem być tak piskliwe i ostre, że aż uszy odpadają. Ot, taka wada w zalecie.
Same gry wyglądają również i brzmią dużo lepiej niż ich odpowiedniki na Virtual Console na Wii U. Podczas gdy te z Wii U teoretycznie wyglądają i brzmią dobrze, tak nie mają szans w starciu z wersjami z mini NESa. Gry z wirtualnej konsoli Nintendo są delikatnie rozmazane, znacznie ciemniejsze i brzmią gorzej niż te z małej konsoli. Spodziewałem się, że posiadając Wii U, gry na Mini NESa nie zaskoczą mnie jakoś bardzo, ale skok jakościowy w wyświetlanym obrazie i emitowanym dźwięku jest ogromny.
Podsumowanie
Dla kogo jest Mini NES? Jak wspomniałem wyżej, przede wszystkim dla fanów retro i nostalgicznych graczy, chcący wrócić bezproblemowo do dawnych gier w możliwie najlepszej jakości. Do ludzi, którzy kochają Nintendo i kochają ich gry. Dla tych, którzy wychowani na współczesnych grach, chcieliby w pełni legalni sprawdzić jak dawniej gry wyglądały. Jest to taki typowy mały wehikuł czasu , podróż do lat 80. I 90. gdy Nintendo świeciło triumfy. Jest to doskonała okazja do zainteresowania się retro tanim kosztem, dostając w zamian znakomitą jakość wykonania sprzętu i oprogramowania. Sam osobiście jestem sprzętem bardzo zadowolony i liczę na to, że w przyszłości doczekamy się kolejnych Mini konsol od Nintendo. Mini SNES? Biorę już teraz! A może Mini PSX? Ilu z Was by się na to skusiło? ;)
Plusy:
+ To jest takie małe i słodkie!
+ Nostalgia tak bardzo mocna
+ Świetnie wykonany sprzęt i kontroler
+ Zasilanie pod zwyczajne USB
+ Jakość wyświetlanego obrazu
+ 30 gier
+ Cena
Minusy:
- Krótki kabel kontrolera
- Brak możliwości rozwoju biblioteki gier czy to cyfrowo czy to fizycznie
- Niektóre tytuły
- Momentami zbyt ostry dźwięk
- Nostalgia tak bardzo mocna
Na deser jeszcze raz unboxing autorstwa Rogera, wraz z wstępnymi opiniami i specyfikacją. 4:21 - najlepszy fragment! :D
Przeczytaj również
Komentarze (74)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych