Obcy: Przymierze – recenzja

Obcy: Przymierze – recenzja

Jędrzej Dudkiewicz | 13.05.2017, 00:36

Przyznam od razu na wstępie, że na seans filmu Obcy: Przymierze w reżyserii Ridleya Scotta szedłem z duszą na ramieniu. Po bardzo słabym Prometeuszu spodziewałem się bowiem kolejnej nieudanej produkcji związanej z serią, którą uwielbiam. Jakie odczucia towarzyszyły mi po tym, jak zapaliły się światła w sali kinowej? Najlepiej będzie użyć słowa: mieszane.

Przymierze to nazwa statku, który podróżuje w odległe rejony kosmosu, by tam rozpocząć tworzenie nowej kolonii ludzkości. Na swoim pokładzie ma zatem ponad dwa tysiące uśpionych osób oraz równie dużą liczbę zarodków. A nawet, co kluczowe dla jednej z bohaterek, materiały do wybudowania wymarzonego domu nad brzegiem jeziora. Podczas rozbłysku gwiazdy różne części pojazdu zostają uszkodzone, a kilkunastoosobowa załoga przedwcześnie wybudzona. Dzięki temu mogą oni odebrać transmisję pochodzącą z planety, która wydaje się być jeszcze bardziej odpowiednia do zamieszkania. Postanawiają udać się tam i przeprowadzić rekonesans.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oczywiście każdy widz doskonale wie, że jest to pomysł co najmniej idiotyczny, gdyż w takim miejscu musi czaić się śmiertelne niebezpieczeństwo. Scott jednak nie koncentruje się na zabawie w kotka i myszkę pomiędzy tytułowym Obcym i grupą uzbrojonych ludzi. Zdecydowanie bardziej interesują go rozważania dotyczące ewolucji, aktu stworzenia, granicy rozwoju. Obcy: Przymierze jest więc traktatem filozoficznym osadzonym w gatunku horroru. Niesie to za sobą niestety pewne dość poważne konsekwencje. Po pierwsze, Przymierze jest pomostem mającym łączyć ze sobą Prometeusza i Ósmego pasażera Nostromo. Jako sequel sprawdza się całkiem nieźle, jednak jako prequel zawodzi, bo oglądając w tym momencie filmy po kolei wygląda na to, że w oryginale zupełnie zapomniano o wielu kwestiach. Przymierze jest pełne elementów nawiązujących do poematu Ozymandiasz oraz muzyki Wagnera, wszystko w kontekście wcześniej wymienionych przemyśleń. Może i byłoby to ciekawe, gdyby miało jakąś kontynuację. Po drugie, twórcy idą trochę za daleko i czasem odpowiadają na pytania, na które nikt nie szukał odpowiedzi i które raczej mało kogo zadowolą.

Wszystko to nie znaczy jednak, że Przymierze nie potrafi trzymać w napięciu. Ridley Scott to fachura jakich mało i wciąż potrafi wywołać ciarki na plecach odbiorcy. Są tu znakomite, niepokojące sekwencje, które niejednemu widzowi skutecznie podniosą ciśnienie. Tym bardziej, że film ten, co nie jest wielkim zaskoczeniem, ma rewelacyjną stronę wizualną. Wszystko – od scenografii, przez kolorystykę i dźwięk, po montaż stoi na najwyższym poziomie i bezbłędnie buduje klimat osaczenia. Szkoda tylko, że napięcie wynika wyłącznie ze zdolności reżyserskich Scotta, a nie z faktu, że publiczność ma możliwość przejmować się losem bohaterów. Coś więcej wiadomo w zasadzie tylko o Daniels i kapitanie Oramie, ale i ich trudno byłoby nazwać specjalnie rozwiniętymi psychologicznie postaciami. Wcielający się w nich aktorzy starają się jak mogą, by tchnąć w swoje role odrobinę życia, udaje się to jednak średnio. Aktorsko cały film ciągnie więc Michael Fassbender, który potrafi sprzedać po prostu wszystko. Jego występ jest dokładnie taki, jak być powinien – niepokojący. Niezależnie od tego, co jego postać robi, nigdy nie można być całkowicie pewnym, co też kryje się za jego zagadkowym spojrzeniem i ciągłym spokojem. Chociażby dla Fassbendera warto obejrzeć Przymierze.

Ogląda się ten film w ogóle całkiem nieźle – ma odpowiednie tempo i nie nudzi. Nie zmienia to jednak faktu, że całościowo, mimo że o wiele lepszy od Prometeusza, wciąż zawodzi. Czy to niepotrzebnym wyjaśnianiem, czy to małymi emocjami, które wyzwala w widzu, czy w końcu oczywistym i przewidywalnym zakończeniem. Naprawdę szkoda, że Ridley Scott storpedował pomysł kręcenia kolejnego filmu o Obcym, który miał wyreżyserować Neil Blomkamp.

Źródło: własne

Atuty

  • Napięcie
  • Strona wizualno-dźwiękowa
  • Tempo

Wady

  • Zbyt dużo niepotrzebnej filozofii
  • Nieudany prequel Ósmego pasażera Nostromo
  • Słabo rozwinięci bohaterowie

Obcy: Przymierze, choć znacznie lepszy od Prometeusza, pozostaje niestety tylko porządnym filmem rozrywkowym, nie dorastając do legendy całej serii.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper