Graliśmy w Call of Duty: WWII. Brak rewolucji i efektowna wojna

Graliśmy w Call of Duty: WWII. Brak rewolucji i efektowna wojna

Wojciech Gruszczyk | 05.09.2017, 19:03

Za długo o przynajmniej dwanaście miesięcy trwała podróż żołnierzy Activision w przyszłość, jednak na szczęście Amerykanie porzucili lasery i inne bajery na rzecz bardziej przyziemnej wojny. Na pierwszy front wychodzi propozycja Sledgehammer Games, która choć totalnie nie rewolucjonizuje serii, to potrafi pobudzić przyjemne wspomnienia.

Jeśli liczyliście na wielką ewolucję uniwersum Call of Duty, to niestety pora szybko zejść na ziemię, bo twórcy w najmniejszym stopniu nie zamierzają zmieniać przyzwyczajeń, więc WWII to po prostu kolejna odsłona serii w nowej szacie. Od pierwszego chwycenia kontrolera w łapy czuć odrobinę zardzewiały silnik, który w końcu musi zostać zastąpiony nowym modelem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mogliśmy się jednak właśnie tego spodziewać, bo trzy zespoły rozwijające serię Call of Duty wciąż pracują na tym samym szkielecie, który dostosowują do wybranych przez siebie realiów. Ale akurat umiejscowienie wydarzeń pobudziło we mnie sporo pozytywnych wspomnień, bo w końcu żołnierze nie skaczą po mapach, nie biegają po ścianach, a w dodatku mają w łapach znane karabiny. Rozgrywka odrobinę zwolniła względem ubiegłorocznego chaosu-na-metalowych-kółkach, ale i tak trudno tutaj mówić o taktycznej rozgrywce, bo studio nie odbiega znacząco od serii – sporym pozytywem jest na pewno ograniczenie sprintu. Nadal jest dynamicznie, wciąż pojawia się małe zamieszanie i ponownie taka propozycja podzieli miłośników strzelania.

Twórcy oczywiście odpicowali nie tylko bronie oraz samych żołnierzy, ale również zajęli się dostosowaniem do wydarzeń perków, scorestreaków, a w personalizacjach postaci pojawiają się dywizje i choć trudno nadal w przypadku serii Call of Duty mówić o wielkim realizmie, to jednak nie mam większego problemu z taką propozycją. Zdecydowanie gorzej wypada sama oprawa, która jest dla mnie zbyt kolorowa i nie pasuje do kampanii marketingowej – autorzy przedstawiali mroczne czasy, zapowiadali brudną wojnę, a w zasadzie każda z lokacji jest wymuskana i jasna. Nie tak wyobrażałem sobie rywalizację na froncie i… Nie taki obraz wojny zaprezentowała konkurencja. Właśnie oprawa nie jest szczególnym atutem produkcji, bo z łatwością można tutaj dostrzec, że engine musi zostać odświeżony. Gra – przynajmniej w trybie sieciowym – wygląda bardzo zwyczajnie. Trudno też mówić o wielkiej atmosferze.

Zdecydowanie najpozytywniejszym elementem bety była Wojna. Nowy tryb wywarł na mnie wyjątkowo pozytywne wrażenie, bo choć podobne zmagania widzieliśmy już w przynajmniej kilku produkcjach, to jednak ten wariant naprawdę pasuje do propozycji Sledgehammer Games. Twórcy tym razem oddają w nasze łapy odrobinę fabularyzowaną rozgrywkę, w której mierzą się dwa zespoły – jedna formacja zajmuje się atakiem, druga obroną, a podczas zmagań obie formacje wykonują większe lub mniejsze misje. Przykładowo należy przejąć miejscówkę, naprawić most, zaopiekować się czołgiem i taka zabawa wciągnęła mnie na dłużej. Przyjemne zadania nie wymagają wielkiego poświęcenia i ślęczenia przed konsolą wielu godzin, bo rozgrywka jest oczywiście dostosowana do mechaniki – zmagania są szybkie, ciągle coś się dzieje, ale w poszczególnych fragmentach lokacji nie ma najmniejszej mowy o chaosie. To właśnie podczas Wojny zespoły muszą ze sobą ściśle współpracować, dzielić się zadaniami, korzystać z najróżniejszych taktyk i przy zgranej drużynie taka zabawa nabiera fantastycznego charakteru. Studio zadbało nawet o takie smaczki jak naprawa budynków… Choć szczerze mówiąc jest to już czas, gdy w grze powinna pojawić się większa destrukcja otoczenia.

W becie znalazły się bardziej znany tryby pokroju Team Deathmatch, jednak problemem w tych standardowych bitwach są małe mapy, na których nie ma tak naprawdę miejsca dla rasowych snajperów, a odniosłem nawet wrażenie, że projektanci zapomnieli o efektownych, przestrzennych miejscówkach, czy też wielopoziomowych arenach. W zaprezentowanych lokacjach brakuje pomysłu, dobrego rozmieszczenia punktów, a przez ich skromne rozmiary bardzo często miałem okazję zebrać kilka kulek w plecy – nawet po lepszym rozpoznaniu terenu. Na szczęście same bronie nie zawodzą. Twórcom udało się dobrze dopieścić balans, czy też czucie giwer, więc niezależnie, czy korzystamy z kultowego STG 44 lub zasiadamy za MG42, to zawsze mamy świadomość, że pukawka ma swoją moc i odrzut… Oczywiście wszystko w granicach „realizmu Call of Duty”.

Testy niestety nie pozwoliły nam wypróbować kampanii oraz trybu zombie. Sytuacja jest z jednej strony zrozumiała – beta trybu sieciowego – jednak jestem przekonany, że wielu graczy czeka właśnie na te dwa warianty zabawy. Szczególnie intrygująco w przypadku WWII zapowiada się kampania, choć w tym miejscu musimy przygotować się na „jasną stronę wojny”, która potrafiła zniesmaczyć podczas sieciowych pojedynków. Aktualnie produkcja Sledgehammer Games nie wyróżnia się na tle serii pod względem oczekiwanych innowacji, jednak w końcu oferuje bardziej przyziemne zmagania, w których żołnierze nie są naszpikowanymi elektroniką robotami.

Trudno po takim wycinku ocenić Call of Duty: WWII, ale prawda jest taka, że sympatycy uniwersum gotówkę mają już przygotowaną, a reszta zapewne rozbije świnki-skarbonki w listopadzie. Bez rewolucji, z odpowiednim umiejscowieniem i przyjemną „Wojną”. To może się udać… Jednak sporo zależy od zawartości, która nie została wciąż zaprezentowana. 

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper