Nintendo Classic Mini: SNES - test konsoli

Nintendo Classic Mini: SNES - test konsoli

Kryspin Kras | 04.10.2017, 07:06

Nintendo nie próżnuje i nie spoczywa na laurach. Po wydaniu w zeszłym roku mini NESa, w tym roku firma idzie za ciosem i prezentuje nam produkt według mnie znacznie ciekawszy: mini SNESa. Czy Big N wyciągnęło wnioski ze swojego miniaturowego debiutu i zapewniło nam sprzęt lepszy od poprzednika? Czy może znowu jedzie na sile nostalgii licząc na to, że fani i tak kupią? 

„Konsol tym razem nie braknie! Nie wydajcie więcej niż sugerowana cena na mini SNESa!” krzyczał zza oceanu Reggie Fils-Aimé. Nintendo świadome było problemów z dostępnością zeszłorocznego mini NESa, posypując więc głowę popiołem obiecało poprawę. Co z tego, kiedy w internecie można było przeczytać tylko narzekania ludzi o problemach z zaklepaniem pre-orderów, rosnących dramatycznie cenach na serwisach aukcyjnych i ogólnym chaosem związanym z konsolką? Szajba odbiła, Nintendo znowu nie doceniło siły swojej marki i był problem. Był, bo jednak okazało się, że na premierę sprzętu starczyło i w wielu zagranicznych sklepach towar grzecznie czeka na swojego nabywcę, a przedstawiciele Big N zapowiedzieli, że produkcja SNESa będzie trwać jeszcze w 2018 (a nie do końca 2017 jak oryginalnie zapowiadali), a dodatkowo, dla spóźnialskich, na lato 2018 wznowiony zostanie mini NES. Nic, tylko się cieszyć! Szkoda tylko, że w Polsce sytuacja wygląda zgoła inaczej i właściwie nigdzie nie można było kupić SNESa za sugerowaną przez Nintendo cenę. No ale to już temat na inną rozmowę, na inny dzień. Wątek zresztą został już chyba dosadnie opisany, więc skupmy się na najważniejszym – na konsoli!

Dalsza część tekstu pod wideo

Nostalgia, ponownie

W zeszłym roku zazdrościłem mocno Rogerowi, bo ten dzień przede mną otrzymał swojego NESika i z dumą prezentował jak bardzo nie umie grać w gry na łamach naszego ulubionego portalu. Tym razem role się odwróciły, SNESa otrzymałem od niego wcześniej i wkurzałem naczelnego zdjęciami i podjaranymi opiniami o konsoli. Nintendo znów dostarczyło świetny produkt i ponownie odpakowując paczkę z pudełkiem konsoli czułem się jakby Wigilia nadeszła 3 miesiące wcześniej i jakbym był 20 lat młodszy.

Przyznam szczerze, że jest mi niezwykle ciężko pisać o mini SNESie by nie powtarzać frazesów głoszonych przeze mnie przy okazji recenzji mini NESa. Bo Nintendo w żaden sposób nie zrewolucjonizowało swojego pomysłu, dostarczając nam w zasadzie produkt mający na celu spełnić to samo, co rok temu, zadanie – obudzić ducha nostalgii. Pozwolić wrócić nam do początku lat 90. kiedy mało kto z nas w ogóle o SNESie słyszał, a co dopiero go posiadał. Umożliwić chwilowe odcięcie się od współczesnych growych problemów, teraflopów, HDRów, 4K i pozwolić skupić się na tym co w grach jest najważniejsze – grywalności. Nintendo ponownie chce, byśmy poznali kawałek historii gamingu, pakując do naszych łap mały wehikuł czasu, dwa pady i kilkanaście gier do odpalenia.

Po małych perypetiach z kurierem w końcu po pracy wróciłem na mieszkanie, wypakowałem sprzęt z pudełka i podpiąłem pod wydzielone do tego celu TV. I wsiąkłem, podobnie jak w zeszłym roku, zapominając o bożym świecie. Gry ze SNESa są równie grywalne co w momencie ich premiery i czuć, że na ekranie widzimy właśnie ponadczasowe klasyki. Nie wiedziałem od czego zacząć, czy może od Super Mario World, a może Zeldy? A może spróbować czegoś nowego i załączyć Secret of Mana? Ani się obejrzałem i kilka godzin zleciało jak z bicza strzelił i ze smutkiem musiałem sprzęt wyłączyć. I znów, podobnie jak w zeszłym roku –  banan mi z ust nie schodził i bawiłem się przednio. Wady? Praktycznie żadnych. Jest moc!

Powrót do przeszłości

Mini SNES to wierna replika oryginalnego Super Nintendo, tylko kilkukrotnie mniejsza. Ta malutka konsola o wymiarach mniej więcej 13x10.5x3.5cm (wizualnie jest jeszcze mniejsza od mini NESa!) spokojnie mieści się w dłoni, jest niezwykle lekka i podobnie jak poprzednik, zawiera wyjście HDMI, wyjście micro USB do zasilania, przycisk POWER i RESET i dwa wejścia na kontrolery schowane za plastikową klapką imitującą oryginalne wejścia na pady. Ma również imitację przycisku EJECT, którego niestety nie można wciskać i klapkę zasłaniającą wejście na cartridge. Fajnym szczegółem jest to, że ta klapka porusza się lekko, tak jakby faktycznie można było ją wcisnąć odsłaniając wejście na carty. Choć sprzęt jest lekki, to podobnie jak NES – raz postawiony na swoim miejscu raczej z niego się nie ruszy. Chyba, że będziemy żywiołowo grać i ciągnąć za kable padów. SNESik zasilany jest zwykłym kablem USB – micro USB, więc możemy konsolę podpiąć po prostu pod wolne wejście w TV bądź pod jakąkolwiek ładowarkę do smartfona.

Kontrolery są oczywiście wierną kopią oryginałów, zawierają wszystkie przyciski, zachowały pełną funkcjonalność, a z wizualnych aspektów zmieniła się przede wszystkim końcówka kabla. Wtyczka jest identyczna z wejściem do wiilota, więc podobnie jak w przypadku NESa – dostarczone kontrolery możemy bez problemu podłączyć do kontrolera Wii/Wii U, lub do samego SNESa możemy podłączyć np. Classic Controllera z Wii. Warto jeszcze wspomnieć, że Nintendo wzieło sobie do serca narzekania na długość kabli kontrolerów od mini NESa i w przypadku SNESowych dostajemy przewody dwa razy dłuższe, co znacznie poprawia komfort grania. Same kontrolery są kolorowe, wykonane solidnie, wygodnie leżą w dłoniach, przyciski się nie zacinają, a gumowe START i SELECT dodają uroku całości. 

To samo co wcześniej?

Mini SNES jest systemem zamkniętym. Znaczy to tyle, że podobnie jak NES, nie ma żadnej (legalnej) możliwości na rozbudowanie biblioteki gier. Dostajecie w pudełku 20+1 gier i tyle, koniec, finito. Chyba, że zaczniecie się bawić w hackowanie konsoli, co raczej nie powinno być żadnym problemem, ze względu na to, że w zasadzie bebechy SNESa są identyczne z tymi z NESa. Sposób na tani zarobek dla Nintendo, zaradność, a może oba naraz? Nie mnie to oceniać, ale jeśli chodzi o samą moralność tego rozwiązania – mi to wisi. Płacę przede wszystkim za gry i możliwość postawienia genialnej, nostalgicznej konsolki pod TV wraz z kultowymi kontrolerami. W środku może sobie nawet chomik w kołowrotku biegać, grunt, że gram legalnie w dziś trudno dostępne i w wielu przypadkach drogie gry. A o emulatorach wypowiadałem się już rok temu, więc zapraszam chętnych do poprzedniego artykułu (w skrócie – dajcie spokój...). A skoro sobie to już wyjaśniliśmy, to lećmy dalej.

Gdy uruchomimy Mini SNESa ukaże nam się podobne do NESowego menu z listą gier do wyboru, które to możemy pogrupować sobie po dacie premiery, nazwie, możliwości grania we dwójkę i tak dalej. Mamy dostęp do opcji w których ustawimy sobie filtr ekranu (ponownie 4:3, pixel-perfect, 4:3 z filtrem CRT) oraz obramowanie. Obramowanie jest bardzo fajnym dodatkiem, bo nie będziemy już ograniczeni do czerni ziejącej dookoła ekranu gry, a będziemy mogli sobie ustawić np. jakieś przyjemne dla oka tło bądź coś na wzór ambilighta. Mała rzecz, a cieszy. 

Już w mini NESie mogliśmy w dowolnym momencie gry zapisać jej stan poprzez naciśnięcie przycisku RESET i wybraniu odpowiedniego slotu zapisu. Podobnie jest i tutaj, działa to na dokładnie takich samych zasadach: każda gra ma 4 dostępne sloty na zapis dostępne po powrocie do głównego menu gry. Niestety, jest to równie uciążliwe co poprzednio, bo nadal musimy fizycznie naciskać przycisk restartu konsoli na jej obudowie, chyba, że używamy np. Classic Controllera z Wii: jego przycisk HOME przeniesie nas do menu konsoli.

Nowością natomiast jest system przewijania gry o kilkanaście sekund do tyłu wzorem np. serii Forza. Teraz, zamiast wczytywać ostatni save możemy zwyczajnie przewinąć grę o te kilka sekund do tyłu i kontynuować rozgrywkę od wybranego przez siebie momentu. Zdecydowanie jest to krok w dobrą stronę, szkoda jednak, że jest to trochę toporne. Oczywiście trzeba wrócić do menu konsoli, wybrać odpowiednią opcję i wtedy dopiero możemy sobie odpaloną grę przewinąć... A jeśli chodzi o gry...

Mięsko!

Gry zainstalowane w pamięci mini SNESa to absolutne mistrzostwo świata. O ile o grach z NESa w większości wypadków możemy mówić, że są fajne i w miarę grywalne, tak te ze SNESa zestrzały się niezwykle godnie i są genialne również i dziś. Dostępne mamy takie hity jak Zelda Link to The Past, Super Mario World, Donkey Kong Country, Final Fantasy 3 (czyli 6), Secret of Mana, Contra 3, Star Fox i wiele innych. Nintendo nawet poszalało i wydało oficjalnie nigdy wcześniej nieopublikowanego Star Fox 2! Oczywiście, na liście brakuje sporo innych hitów jak chociażby Chrono Trigger czy pozostałych części Donkey Konga, ale nie można mieć przecież wszystkiego. Ważne jest to, że w przeciwieństwo do NESa – SNES nie posiada właściwie żadnych kiepskich gier czy nudnych fillerów i brawa dla Nintendo za to. Czeka nas naprawdę sporo godzin świetnej zabawy. 

Same gry oczywiście działają perfekcyjnie, emulacja jest tak dobrze odwzorowana, że gry nawet zwalniają wtedy kiedy (nie)powinny. Co prawda nie pogardziłbym poprawieniem działania niektórych tytułów, no ale nie oczekujmy cudów – to tylko emulator w zgrabnym pudełku odpalający romy gier, a nie dedykowane, poprawione wersje klasyków.

Podsumowanie

Mini SNES jest sprzętem idealnym dla każdego fana retro. O ile NES mógł trącić myszką i odpowiadać jedynie oddanym fanom Nintendo, tak po SNESa może sięgnąć każdy. Jest to idealna sposobność by wrócić do lat 90. gdy produkowało się naprawdę solidne gry. Bibliotego mini SNESa jest tego dowodem. Tytuły nie zestarzały się praktycznie ani trochę i nadal bawią tak jak dawniej. Dodatkowo, Nintendo poprawiło to na co ludzie narzekali najbardziej – długość przewodów kontrolerów i liczba tychże – teraz razem z konsolą dostarczane są dwa pady, więc od razu po odpakowaniu sprzętu można bawić się ze znajomymi. Ciekawi mnie tylko, co Nintendo zrobi w przyszłym roku. Intuicja podpowiada – Mini Nintendo 64, ale serce chciałoby, by był to „mini” Game Boy. Bo choć dwuwymiarowe gry ze SNESa zestarzały się godnie, tak era wczesnych gier 3D jakie nam serwowano za czasów N64... Może być , lekko mówiąc, ciężkostrawna. 

Plusy:
+ Świetna jakość wykonania sprzętu i kontrolerów
+ Nostalgia tak bardzo mocna
+ Jakość wyświetlanego obrazu
+ Zasilanie pod zwyczajne USB
+ 21 świetnych gier
+ Dłuższe przewody kontrolerów
+ Dwa pady w pudełku
+ funkcja przewijania gry i zapisu w dowolnym momencie

Minusy:
- Brak możliwości rozwoju biblioteki gier czy to cyfrowo (legalnie) czy to fizycznie 
- Mimo wszystko, brakuje kilku dodatkowych gier (DKC 2 i 3, Chrono Trigger i inne)
- Nostalgia tak bardzo mocna


Na zakończenie, „kilka” słów od Senixa:


Jedną z moich pierwszych konsoli było Super Nintendo Entertainment System – w skrócie SNES, którą kupił mi ojciec, bodajże na urodziny. Nie pytajcie mnie, skąd on ją wytrzasnął w tamtych czasach, ale prawdopodobnie przywiózł z Czechosłowacji. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że będzie to dla mnie jedna z najbardziej pożądanych konsol w dorosłym życiu, bo za młodu skończyła wpierw w piwnicy, a potem w śmietniku – młodość cechuje się głupotą. A tym bardziej, że wyrwać ją w dobrym stanie i z kartridżami, które działają i ich cena nie przekracza połowy pensji przeciętnego Polaka, to nie raz cud. Dlatego też z wywieszonym jęzorem czekałem na premierę SNESa Mini, który wreszcie trafił w moje spocone ręce.
 
Sama konsola prezentuje się dość dobrze – jest przesłodka, przepiękna i maluteńka. Nie spodziewałem się, że Nintendo jeszcze bardziej zmniejszy jej rozmiar. Mój Switch już nie jest kruszynką w porównaniu do „SNESika”. Warto tutaj wspomnieć, że pady dołączone do konsoli są mniej więcej wielkości połowy konsoli. Jednak martwi mnie jeden mankament. Aby podłączyć pady do SNESa, trzeba wysunąć osłonę, za którą znajdują się wejścia na nie. I tutaj martwi mnie to, że przy większej częstotliwości wsuń-wysuń osłona może się urwać, bo trzyma ją tylko niewielki pasek. Kolejną bolączką jest długość przewodów, która przy kablach HDMI, USB i okablowaniu padów jest dość krótka. Sam się namęczyłem i nagimnastykowałem, aby podpiąć SNESa do telewizora. Szkoda, że Nintendo nie odrobiło dobrze tej lekcji, a tym bardziej, że był to najczęstszy zarzut wobec NESa Mini.
 
A co do samych gier, które są wbudowane w bebechy SNESa? Powinny zadowolić każdego fana retro-grania. Ja pieję z zachwytu, a tym bardziej, że nie ma tutaj tytułów, które są wrzucone na siłę. W pierwszej kolejności odpaliłem dwie platformówki, które od dziecka kojarzą mi się z sprzętem wielkiego N. Donkey Kong Country, które w pierwszych minutach wydało mi się dość łatwą grą – pomyślałem, że skill mi się poprawił, bo grając w Donkey Kong Country Return na Nintendo Wii kląłem jak szewc, a uzbierane życia traciłem co chwilę. Jednak gra mi pokazała, że byłem w dużym błędzie. Nie wspominając o Super Mario World, które już na starcie mi powiedziało, że łatwo nie będzie – te źle wymierzone skoki ;) Ale do poziomu sprowadziło mnie Street Fighter II Turbo: Hyper Fighting, które pokazało mi, gdzie moje miejsce w szeregu. Nigdy wielkim graczem w bijatykach nie byłem, ale zawsze dochodziło się do finałowego starcia, a tu już pierwszy przeciwnik spuścił mi niezłe lanie. Gry są hardcorowe i pokazują, że kiedyś nie było tak łatwo jak w dzisiejszych czasach, gdzie wszystko mamy podane na tacy. Wspomnę też o Secret of Mana, które jest jednym z najlepszych jRPGów od Squaresoftu. Gra w dzisiejszych czasach nie zadowoli osób, które wychowały się na gameplayu z Final Fantasy XIII i Final Fantasy XV, który jest banalny w obsłudze. Tutaj trzeba iść na kompromisy i powoli, ale systematycznie się przyzwyczajać do sterowania i menusów.
 
Ale nie oszukujmy się. SNES Mini jest przeznaczony dla osób, które wychowały się na hardcorowych grach. Jest powrotem do czasów dzieciństwa, gdzie poradniki do gier wchodziły dopiero do prasy. To konsola dla retro-graczy, których nie odstraszy „pikseloza” oraz sterowanie i brak filmików, którymi obecne gry są naszpikowane. Dlatego ja jestem bardzo zadowolony z zakupu i polecam go każdemu fanowi retro, a nawet osobom, które dostają wymiotów na widok czegoś, co nie jest w Full HD i 4K – historii gier trzeba się uczyć, a SNES jest jej dużym kawałkiem. Nawet za cena wyższą niż planowaliście – ja dopłaciłem i jestem dumny z tego. Poproszę teraz Nintendo 64 Mini. 

Kryspin Kras Strona autora
cropper