Pierwszy śnieg – recenzja filmu
Świetna książka jako podstawa scenariusza. Znakomity reżyser, który udowodnił, że potrafi kręcić wciągające, intrygujące i klimatyczne dzieła. Skomplikowane, wiarygodne postacie, na czele z głównym bohaterem, w które wciela się doborowa obsada. Martin Scorsese jako producent i Thelma Schoonmaker jako montażystka. A do tego piękne krajobrazy zimowej Norwegii. Wydawałoby się, że z takiej mieszanki po prostu musi powstać doskonały kryminał, prawda? Niestety, nic bardziej mylnego.
W Oslo zaczynają ginąć kobiety. Dzieje się to zawsze, gdy zaczyna padać śnieg, zaś zabójca za każdym razem zostawia na miejscu zbrodni ulepionego bałwana. Sprawą zajmuje się Harry Hole, legenda wydziału zabójstw, genialny śledczy, który ma jednak dużo problemów, głównie związanych z alkoholem. Pomagać mu będzie świeżo przeniesiona z posterunku w Bergen Katrine Bratt. Szybko okaże się, że obecne wydarzenia mają sporo wspólnego z nierozwiązanymi sprawami z przeszłości.
Pierwszy śnieg jest ekranizacją świetnego kryminału Jo Nesbo i jeśli ktoś liczył, że tekst książki pozostanie zmieniony tylko w niewielkim stopniu, to czeka go duży zawód. Wiele wątków zostało drastycznie skróconych, doszły nowe, nawet niektóre postacie nie przypominają tych, które można pamiętać z lektury. Dużym problemem jest już sam wybór podstawy do scenariusza – w Pierwszym śniegu Harry jest już bardzo mocno doświadczony życiem, jest w takim jego punkcie, którego nie da się tak po prostu pokazać w pięć minut na początku filmu. Mimo że to wciąż ciekawy bohater, część jego osobowości gdzieś się gubi, podobnie jak relacja z przybranym synem, Olegiem, który jest już zupełnie inny od tego z książki.
Tyle dla fanów dzieła Nesbo, bo raz, że nie jest to miejsce na omawianie wszystkich zmian, dwa, nie każdy musi znać książkę, by cieszyć się seansem w kinie. Pytanie więc brzmi, czy twórcy przygotowali coś interesującego dla kogoś, kto przyszedł z chęcią obejrzenia porządnego kryminału. Niestety, nie bardzo. Wydaje mi się, że największym problemem Pierwszego śniegu jest scenariusz. I nie chodzi mi tylko o to, że historia w książce była znacznie bardziej skomplikowana. Wyraźnie widać, że wiele materiału zostało wycięte. Nawet w trailerze jest sporo scen, które ostatecznie nie trafiły do filmu, co tłumaczy chyba, dlaczego sporo wątków nie ma rozwiązania i do niczego nie prowadzi. Przykładowo w pewnym momencie, policjanci zostają wezwani na miejsce zbrodni z informacją, że osoba zgłaszająca wyraźnie poprosiła o obecność Hole’a. Nie ma to jednak żadnej kontynuacji (w zwiastunie Fassbender mówi, że morderca ma chyba z nim jakieś prywatne porachunki, ale fragmentu tego nie ma w filmie). Tego typu momentów jest więcej. Do tego twórcy podrzucają widzowi fałszywe tropy w sposób tak ostentacyjny, że wątpię, by ktokolwiek uwierzył w sugerowane tożsamości przestępcy. Do tego robią to niespiesznie, a potem nagle przypominają sobie, że zaraz koniec filmu, więc rozwiązanie zagadki jest zrobione po macoszemu, na szybko, nic tu nie wybrzmiewa tak, jak powinno. Pierwszy śnieg pozbawiony jest tempa, energii, to produkcja bardzo chaotyczna i nawet wybitna montażystka, Thelma Schoonmaker nie dała rady ogarnąć tego bałaganu.
Pierwszy śnieg to kryminał, w którym pytanie, kto zabija (bo czemu i jak, to wiadomo właściwie od początku) nie jest wciągające, ani interesujące. Nie ma tu też potrzebnego napięcia, a niepokojący klimat pojawia się wyłącznie dzięki przepięknym – i bardzo dobrze sfotografowanym – pejzażom pustej, zimowej Norwegii. Aż dziw bierze, że reżyser Tomas Alfredson, który w doskonałym Szpiegu udowodnił, że potrafi kreować gęstą, ponurą atmosferę tutaj brodzi po pas w śniegu i nie jest w stanie wykrzesać emocji w żadnej scenie.
Nie pomagają też generalnie aktorzy. Michael Fassbender, chociaż z wyglądu w ogóle nie pasuje do roli Harry’ego Hole’a (musiałby się prezentować znacznie gorzej, by wypaść przekonująco jako alkoholik), jest na tyle utalentowany, że w sumie potrafi sprzedać odbiorcy większość targających jego bohaterem emocji. Ale to by było na tyle, jeśli chodzi o pochwały w kierunku obsady. Rebecca Ferguson jako Katrine jest perfekcyjnie nijaka, na drugim planie wałęsają się bez żadnego celu J.K. Simmons, Toby Jones i Val Kilmer. Występ tego ostatniego (chociaż miło go znów zobaczyć na dużym ekranie) to w ogóle jakieś nieporozumienie. Cały jego – tak ważny w książce – wątek można by spokojnie wyciąć bez żadnej szkody dla całości. Najgorszy jednak casting dotyczy postaci Rakel, byłej ukochanej Hole’a. Charlotte Gainsbourg nijak nie pasuje do tej postaci, jest zwyczajnie irytująca i za każdym razem, gdy się pojawiała, miałem nadzieję, że scena szybko się skończy.
Czekałem na Pierwszy śnieg, wiązałem z nim naprawdę duże nadzieje. Tym większy spotkał mnie zawód, gdy okazało się, że film jest tak słaby. Niby sporo elementów jest zrobionych poprawnie, niby ogląda się to bez wielkiego bólu. Jednak od takiej ekipy twórców należy wymagać o wiele więcej, tym bardziej, że nie jestem w stanie z czystym sumieniem polecić ich dzieła nawet po to, by obejrzeć i zapomnieć.
Atuty
- Michael Fassbender jako Harry Hole;
- Zdjęcia i krajobrazy
Wady
- Fatalny, poszatkowany, chaotyczny scenariusz;
- Słaby montaż;
- Większość obsady aktorskiej totalnie nijaka;
- Słaba reżyseria – brak tempa, energii, emocji;
- Duże zmiany względem książki (dla tych, dla których ma to znaczenie)
Twórcom Pierwszego śniegu udało się coś niesamowitego – mieli w rękach znakomite elementy, które połączyli w fatalną, rozczarowującą całość.
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych