Piła: Dziedzictwo – recenzja filmu
Są na tym świecie rzeczy, których nigdy nie będę w stanie pojąć. Jedne poważne, inne nie mające w sumie żadnego znaczenia. Do tych drugich zalicza się fenomen serii Piła, która – jak wszystkie znaki na niebie wskazywały – miała się zakończyć na siedmiu częściach (ja jednak dotrwałem tylko do czwartej). Jako że w Hollywood już od jakiegoś czasu nie mają za wiele nowych pomysłów, producenci postanowili więc po siedmiu latach sięgnąć po coś sprawdzonego. W ten sposób dostaliśmy odgrzewanego kotleta w postaci filmu Piła: Dziedzictwo braci Petera i Michaela Spierigów.
W pewnym mieście zaczynają ginąć (w przerażających okolicznościach) ludzie. Rozpoczyna się śledztwo, w którym pojawia się coraz więcej informacji wskazujących, że odpowiedzialna za to osoba gra z policją w kotka i myszkę. Dwóch detektywów szybko dochodzi do wniosku, że głównym podejrzanym musi być legendarny John Kramer, a.k.a. Jigsaw. Problem w tym, że przestępca ten nie żyje już od dziesięciu lat.
Wspomniałem już, że nie rozumiem, co ludzie widzą w tych filmach. Może poza pierwszą częścią, która raz, że była w miarę pomysłowa, dwa, że potrafiła wykreować atmosferę paranoi, trzy, że miała porządny twist fabularny pod koniec. W kolejnych częściach poziom głupoty rósł wprost proporcjonalnie do okrucieństwa serwowanego ofiarom czy to przez Jigsawa, czy też jego naśladowców. Nie wiem, jak można ekscytować się działaniami zwykłego socjopaty, który powinien siedzieć w wariatkowie, tymczasem sporo osób szczerze wierzy, że te bzdurne teorie i pomysły Kramera to jakaś wielka ideologia. Nie wspominając już o tym, że często sam łamał ustalone przez siebie zasady gry. Piła: Dziedzictwo, chociaż jednym z autorów scenariusza był reżyser pierwszej części, James Wan, oferuje dokładnie te same idiotyzmy, dziury logiczne oraz wszechogarniającą nudę. I w sumie, jeśli się nie mylę, trochę zmienia samą postać Jigsawa i jego historię.
Nie ma też żadnego powodu, by widz kibicował którejkolwiek z postaci, bo o żadnej praktycznie nic nie wiadomo. Nie ma więc znaczenia, kto, co robi, kto kim jest, a przede wszystkim, kto ginie w pierwszej kolejności, a kto trochę później. Żadna ze scen nie trzyma jakkolwiek w napięciu, co więcej wszystkie pułapki są tu zrobione bez żadnego pomysłu. W poprzednich epizodach przynajmniej niektóre z nich coś w sobie miały. Jakby tego było mało, film jest niesamowicie przewidywalny, twórcy silą się na niesamowity zwrot fabularny, ale jednocześnie podrzucają tak wiele oczywistych tropów, że naprawdę nie wiem, kto mógłby nie zorientować się, najdalej w połowie seansu, o co w tym wszystkim chodzi i na czym polega cała intryga.
Jedyne za co można jakkolwiek pochwalić Piłę: Dziedzictwo to tempo, które sprawia, że film szybko się kończy. I może za to, że w sumie nie ma tu tak wiele krwi i obrzydliwych, pełnych przemocy scen, jak można by się spodziewać. Co nie znaczy, że w ogóle ich nie ma. To po prostu przykład produkcji zrobionej bez żadnego serca i pomysłu, obliczonej wyłącznie na to, że pełni nostalgii fani serii kupią bilet do kina i nabiją kieszeń producentom. Oby tak się nie stało, bo gotowi są oni pewnie uznać, że stworzenie kontynuacji jest doskonałym pomysłem.
Atuty
- Szybko się kończy
Wady
- Wszystko inne
Dziedzictwo jest dokładnie tym, czego się można było spodziewać. Bezsensownym, idiotycznym, obrzydliwym filmem, który jest tak żenująco słaby, że nawet nie śmieszy.
Przeczytaj również
Komentarze (44)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych