Recenzja komiksu Batman tom 1: Jestem Gotham - jak wypadł kolejny restart uniwersum DC?
Historia Batmana znów zrestartowana? Na polski rynek trafił właśnie pierwszy tom batmanowego "Odrodzenia". Jak w tym wszystkim się połapać? Co jest teraz kanonem, a co nie? I czym w ogóle jest to całe „Odrodzenie” nietoperza?
Zaledwie po pięciu latach od ostatniego restartu uniwersum DC, nazwanego The New 52 (w Polsce Nowe DC Comics), mamy do czynienia z kolejnym nowym otwarciem. Choć według włodarzy DC seria The New 52 przyjęła się na rynku bardzo dobrze i przyniosła zyski, nie da się ukryć, że masa wątków i zależności w wydawanych przez DC seriach zaczęła niektórych fanów męczyć. Zrobił się konkretny bałagan i trzeba było to jakoś uporządkować, żeby nie zapędzić się w ślepą uliczkę. Co więc zrobiło DC? Wydało na rynek nową serię nazwaną Rebirth (Odrodzenie). Nie jest to jednak kompletny restart i tak naprawdę wytłumaczenie co jest teraz kanonem, a co nie, sprawia nie lada problem. Odrodzenie bowiem z jednej strony cofa się do czasów wydarzeń z komiksu Flashpoint: Punkt Krytyczny, który rozpoczął niejako serię The New 52, z drugiej strony pewne wątki i wydarzenia z The New 52, które się sprawdziły i spodobały fanom nie zostały wymazane. Choćby wydarzenia z Roku Zerowego, świetna historia z trybunałem Sów (tajemniczą grupą pociągającą za sznurki w Gotham), wojna Robinów czy konsekwencje starcia z Jokerem i Bloomem. Pisząc wprost - niektóre elementy z The New 52 zostały zachowane, niektóre nie. Czujecie się skołowani? To lecimy dalej.
Dzięki Odrodzeniu DC powracają bohaterowie, których w The New 52 pominięto jak Kid Flash, Aqualad czy Atom. Kilkanaście nowych serii składających się na całe uniwersum trafi lub już trafiło do polski. Jak choćby przygody Nightwinga, Green Arrowa czy Aquamana, którego już niedługo zobaczymy w filmie Liga Sprawiedliwości. DC ponownie tworzy jedno wielkie uniwersum wykorzystując wszystkie swoje serie, ale żeby jeszcze pokręcić i tak dość zawiły dla nowych czytelników restart, uniwersum DC zostało połączone ze... Strażnikami (Watchmen), za którymi stoją tacy artyści jak Alan Moore i Dave Gibbons. I to chyba największe wydarzenie tego restartu. Zanim więc na dobre złapiecie się z recenzowanym tomem przygód Batmana, warto zapoznać się z komiksem "Superman – Lois i Clark", a już koniecznie z "Uniwersum DC – Odrodzenie", który opowiada choćby o tym, jak to się stało, że bohaterowie DC stracili kilka lat swojego życia i nawet o tym nie wiedzą. W nie tak znowu obszernym tomie część wątków zostaje zamknięta, część otwarta, a czytelnik może lepiej zrozumieć co kryje się za całym tym "Odrodzeniem". Tym bardziej, że na końcu wymienione są dla ułatwienia wszystkie komiksy, z którymi warto się zapoznać, aby doskonale orientować się w historii. To duże ułatwienie i dobry ruch ze strony DC. Ufff. To teraz przejdźmy do recenzji "Jestem Gotham".
Tom rozpoczyna krótkie streszczenie wydarzeń z The New 52, które uznane zostały za kanoniczne i nie wyleciały przy restarcie. Chociaż wyżej opisane wydarzenia są dość zakręcone to szczerze powiedziawszy osoby, które do tej pory odbijały się od uniwersum The New 52 gubiąc w kolejnych wątkach wymagających znajomości wielu wydawanych równolegle serii, jest to idealny moment by wskoczyć do gry. Nowe przygody Batmana rozpoczynają się w momencie, gdy Bruce Wayne odzyskuje pamięć, próbuje też odzyskać utraconą fortunę, walczy z Calendar Manem i szkoli nowego pomocnika - Duke’a Thomasa - którego mieliśmy okazję poznać w Roku Zerowym. Scotta Snydera na stołku scenarzysty zastąpił Tom King i choć nie wszystko wyszło idealnie, trzeba przyznać, że zawsze trudny do zrealizowania restart w wielu elementach daje radę.
Część wątków z The New 52 przewija się w historii, dlatego znajomość poszczególnych komiksów może pomóc w lepszym odbiorze całej historii. Nie jest ona niezbędna, gdyż pewnych rzeczy spokojnie można się domyśleć. Szkoda, że fabuła nie jest tak mocna i dopracowana jak swego czasu otwarcie The New 52. Trybunał Sów był lepszym początkiem, ale mimo to historię śledzi się z zainteresowaniem. Nie ma tu miejsca na nudę, bo scenariusz pędzi na złamanie karku prezentując Batmana w różnych dramatycznych sytuacjach. Czuć tutaj inspirację klasyką, gdyż wraca człowiek nietoperz napakowany testosteronem, bohaterski, gotowy do największych poświeceń w imię obrony Gotham. Od heroizmu momentami aż kipi, bo Batman to znów prawdziwy obrońca miasta. Niestety czasami historia jest zbyt absurdalna. Już w pierwszym tomie stawia bowiem Batmana przed realną groźbą utraty życia. I to nie jeden raz. Trzeba jednak zaznaczyć, że poważny ton historii często jest przełamywany autoironicznymi wstawkami, dzięki czemu nie raz uśmiechniecie się pod nosem. Scenarzysta jest świadomy superbohaterskiej konwencji, pewnych umowności i często puszcza do czytelnika oko. Choćby podczas sarkastycznych dialogów Alfreda z Brucem czy komentarzy mieszkańców Gotham narzekających na to, że ludzie z Metropolis mają bardziej skutecznego obrońcę.
Podobała mi się za to historia dwóch zupełnie nowych postaci - Gothama i Gotham Girl. Rodzeństwo posiada moce porównywalne do Supermana, a jednocześnie zachowuje mroczną naturę miasta, które stara się razem z Batmanem ratować. Historia skupia się więc głównie właśnie na tej parze, a galopujące tempo sprawia, że pojawiającym się antagonistom poświecono stanowczo zbyt mało czasu. Sylwetki doktora Strange'a czy cholernie ciekawego Psycho Pirate'a, zostały jedynie lekko nakreślone. Z drugiej strony historia jest wielowątkowa - mamy gościnny występ Ligi Sprawiedliwości z Supemanem na czele, tajemnicze samobójstwa popełniane na terenie Gotham, a za kulisami działa Amanda Weller dowodząca Legionem Samobójców. A podobno miało nie być już bałaganu :)
Co trzeba przyznać - komiks wygląda naprawdę rewelacyjnie. David Finch (wspierany przez Mikela Janina i Ivana Reisa) dopieścił każdy kadr. Jest mrok, brud, pot i krew czyli wszystko to, za co kochamy Gotham. Cieszą zwłaszcza ogromne rysunki na całą bądź dwie strony, klimatyczne i szczegółowe. Warto dodać, że niektóre kadry zostały wystylizowane na klasykę, dzięki czemu całość smakuje jeszcze lepiej. Od strony wizualnej naprawdę nie ma się do czego przyczepić - sylwetki bohaterów budzą respekt, nie ma mowy o karykaturze, a sekwencje akcji i walk są bardzo czytelne i nie trzeba się domyślać, co rysownik miał na myśli. Wrażenie robią też okładki poszczególnych zeszytów utrzymane w równie mrocznym i budzącym respekt stylu.
„Jestem Gotham” to klasyczna historia o bohaterze, Batmanie jakiego znamy i kochamy. Nie oczekujcie rewolucji, całość jest dość bezpiecznie poprowadzona, czasami zbyt szybko skacząc między kolejnymi wątkami i nie dając niektórym postaciom szansy na rozwój, ale śledzi się to wszystko z zainteresowaniem. A sam koniec zwiastuje nadejście wroga, który zawsze wzbudza duże emocje.
Scenariusz: Tom King
Rysunki: David Finch, Mikel Janin, Ivan Reis
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 156
Format: 165x255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Cena z okładki: 39,99 zł
Atuty
- Świetna, mroczna kreska
- Wartka i szybka akcja
- Powaga wymieszana z ironią
- Gościnne występy i nowe postacie
- Czyta się za jednym zamachem
Wady
- Jak na nowe otwarcie - czegoś zabrakło
- Kilka mocno naciąganych scen i dialogów
- Osoby niezaznajomione z New 52 mogą się czasami gubić
- Niektóre wątki potraktowane po macoszemu
Historia batmana opowiedziana od pewnego momentu na nowo została narysowana z pietyzmem i efektownie, ale fabularnie nie ma takiego uderzenia jak swego czasu Trybunał Sów. Niemniej jednak Jestem Gotham bardzo dobrze się czyta.
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych