Hyde Park: Czy gry miały kiedykolwiek negatywny wpływ na Twoje życie?
Jak to mawiają - wszystko jest dla ludzi. Gorzej, gdy z czymkolwiek zaczynamy przesadzać i zaczyna się to odbijać na naszym życiu. Gry nie są tutaj wyjątkiem. W tym tygodniu pytamy więc o to, czy kiedykolwiek gry/granie miało negatywny wpływ na Wasze życie: spóźnienie do szkoły/pracy, bo zarwaliście noc, wkurzona żona/dziewczyna, przegapione spotkanie. Tradycyjnie dziękujemy za komentarze, życząc udanego weekendu!
Rozbo: Jakiś czas temu obiecałem, że pochwalę się swoją kolekcją i oto jest. Mój skromny zestawik figurek z Destiny (plus jedna bonusowa z Titanfall 2). Generalnie – jak już pisałem – to nie zbieram tego typu rzeczy, ale kiedy pewnego razu dostałem dużą, świetnie wykonaną figurkę Warlocka (z tyłu po lewej), postanowiłem zapewnić jej towarzystwo. Ponieważ jednak koszt innych figurek z tej serii oscylował w okolicach 1000 zł (z wyjątkiem Tytana, który jest generalnie niemal niedostępny i jego cena na aukcjach potrafi być i 3 razy większa!), skupiłem się na bardziej budżetowych opcjach.
Padło na figurki z McFarlane Toys, które wypuściło ciekawą serię kilku pomniejszych i jedną dużą. Dla fana Destiny to rarytasy – np. Tytan w fantastycznej zbroi Kabra szczególnie (gimby nie znajo ;)). Niestety mniejsze figurki McFarlane’a nie powalają jakością wykonania (są gumowate i mają niechlujne malowanie), dlatego nie mogę ich polecić z czystym sumieniem. Co innego nieco większy model znanego z gry Lorda Saladina z dwuręcznym toporem. Wygląda naprawdę przekozacko! Specjalnie na potrzeby mojej małej kolekcji przygotowałem sobie jedną półkę na nowym regale, który pojawił się w mieszkaniu po remoncie. O cholera, chyba jednak wyszło na to, że jestem nerdem…
Pytanie tygodnia: No cóż, najbardziej negatywny wpływ gier na moje życie, to mniej seksu ;).
Perez: Już to kiedyś pisałem, ale się powtórzę – chyba zostanę mechanikiem. Awaria auta żony, coś z wtryskiem. Jeden warsztat zarobiony, ASO zarobione, rzucają terminami tak odległymi, że chyba bym mógł odnowić kartę miejską (bo oczywiście jako przykładny mąż swój samochód oddałem żonie, a sam przesiadłem się do komunikacji miejskiej). W całej operacji chodziło o podłączenia kompa, aby sprawdzić usterkę, bo coś z wtryskiem, ale tam opcji masa – cewki, świece i inne cuda. Gdy już nieco brakowało opcji, to w środowy wieczór trochę od niechcenia wklepałem frazę „diagnostyka komputerowa” i wyrzuciło mi warsztat niedaleko mnie. Dzwonię o 17.15, tłumaczę co i jak, nagle się dowiaduję, że nie ma sprawy, zapraszam o 18.00 lub 20.00. Nieco zaskoczony dopytałem, czy dzisiaj... W kwadrans byłem na miejscu, cała operacja z podłączeniem kompa i wykryciem usterki trwała z 5 minut. Sama naprawa, na drugi dzień po zakupie części, drugie tyle. Oczywiście nie że coś mam do tych, co nie mogli, bo wiadomo, że roboty się nie przerobi, ale nie da się ukryć, że to była miła odmiana od tych ciągłych „panie, terminy na pół roku, nie ma szans”.
Poza tym tydzień dość wyczerpujący – awaria auta żony, przesiadka do komunikacji miejskiej (ależ człowiek się rozleniwia z racji jazdy samochodem), pogoda nie rozpieszczała, a w pracy też ruch większy niż zazwyczaj. Nawet forum psxextreme.info dorzuciło swoje 3 grosze, bo zaplanowany upgrade miał trwać 3 godziny, a finalnie po kilkunastu walka dalej trwała (głównie przez kodowanie znaków, że też ktoś nawymyślał takich rzeczy :)) i w sumie pisząc te słowa, zerkam drugim okiem na wiadomości od admina, który walczy z tematem. A wspominałem, że dopadł mnie kaszel i nadwyrężyłem bark, córki miały combo ospa (starsza) + zęby (młodsza), a Roger kazał mi grać w Real Farm? Zdecydowanie udany tydzień ;). Nie ma jednak tego złego – prace nad nowym numerem idą nadzwyczaj sprawnie, kilka tematów udało się ogarnąć, auto – jak wspominałem – naprawione, a w weekend zanosi się na chwilę odpoczynku.
Pytanie tygodnia: Wbrew opinii mojej żony, która uważa, że gram bardzo dużo, to gram stosunkowo mało i zazwyczaj późno, gdy rodzinka już śpi. Tym samym większych problemów nigdy nie było, z raz chyba do teściów się zebrać nie mogłem, bo w coś się zagrywałem, innym razem małżonka narzekała, bo „tylko grasz i grasz, byśmy gdzieś wyszli”. Inna rzecz, że czasami granie na tyle pochłonie, że plany do zrealizowania siłą rzeczy nieco się przesuwają.
Igor: Druga połowa listopada zapowiada się dla mnie całkiem intensywnie, zwłaszcza jeśli chodzi o nadrabianie growych zaległości. Trzeba będzie zasiąść po kilka nocy i nadrobić to, co zalega mi od kilku tygodni do dokończenia. Piątek, kiedy piszę te słowa, jest jednak smutnym dniem, a to za sprawą tego, że zmarła głosowa aktorka, która podkładała swój piękny wokal między innymi Bulmie z Dragon Ball czy też Julii z serii Tekken, a na dodatek koleś dubbingujący Friezę jest w ciężkim stanie, jeśli chodzi o jego zdrowie.
Jeśli zaś chodzi o pozytywne aspekty ostatnich kilku dni, do tych możemy zaliczyć zwycięską wojnę z EA o Battlefronta 2, do której wkroczył sam Disney i zbił durnowatych Elektroników po głowie za kretyńskie pomysły. No i jeszcze się przyznam do pierwszego kontaktu fizycznego z Wiilotami. Powiem wam, że dawno się tak dobrze nie bawiłem! Mam nadzieję, że i Switch otrzyma więcej gier wykorzystujących możliwości ruchowe, jakie dają nam teraz Joy-Cony.
Pytanie tygodnia: Samo granie raczej nie wpłynęło na mnie nigdy źle. Bardziej takie okresy jak E3, gdzie nie śpię po 2-3 dni i żyję na kilku batonikach oraz energetykach. W tym roku przez wspaniale spędzoną noc z konferencjami dużych wydawców, zawaliłem najważniejszy egzamin na studiach, przez co musiałem mieć wrześniową poprawkę, ale zdecydowanie warto było się tak poświęcić!
person: Mijają kolejne tygodnie czasami przeraźliwej nudy, a jednoczenie coraz bardziej narastający stres. Czemu stres? Otóż zbliża się nieubłaganie 8 grudnia, czyli termin oddania mojej pracy inżynierskiej, a jeszcze trochę zostało. Co prawda uwijam się coraz szybciej z zadaniami, jakie sobie narzucam, niemniej mam z tym związanego małego stracha. Na ten moment mój promotor z radością powiedział mi, iż praca jaką już mam, jest naprawdę dobrze napisana, nawet chwile później użył jej jako bardzo dobry przykład dla innego studenta. Muszę przyznać, że niezmiernie mnie tu ucieszyło i dało motywacje do dalszej do pracy. Aktualnie pracuje na autocadzie z rysunkami placów zabaw. Na cztery rysunki mam już niecałe trzy, ale przede mną największy projekt, który mnie trochę przeraża. Mam nadzieję, że podołam ze zrobieniem wszystkiego. Jeżeli chodzi o same praktyki wszystko wskazuje na to, iż uda się je przeciągnąć na staż płatny, a i może później na umowę. Powiedziawszy szczerze, ucieszył bym się nawet z umowy na zastępstwo. Lecz jak to mówią - pożyjemy, zobaczymy
Pytanie tygodnia: Całe szczęście gry nigdy nie miały takiego wpływu. Jedynie co mi się dawniej zdarzało w sensie negatywnym, było to zdecydowanie za długie przesiadywanie, grając, co oczywiście irytowało moją mamę i nie obyło się bez sprzeczki od czasu do czasu, lecz w końcu sam dostrzegłem problem i staram się nie siedzieć zbyt długo przy konsoli czy też piecu. Jakby nie było, gry mają być rozrywka, a nie substytutem życia.
Daaku: Ja się w to nie bawię. Po prawie trzech miesiącach może nie tyle "przesiadki", a "ponownego otwarcia się" na smartfonowe granie wracam do męczenia handheldów na pełen etat. Magikarp Jump, Ratchet & Clank: Before Nexus i Fallout Shelter wyrwały mi sporo godzin z życiorysu, ale kiedy tylko człowiek zapragnął wyjść nieco poza proste "klikacze" - napotkał na ścianę. W Sklepie Play znajduje się mnóstwo pełnoprawnych tytułów, które zobaczylibyście nie tylko na Vicie czy 3DSie, ale i konsolach aktualnej generacji. Zaletą takiej sytuacji jest "granie na poziomie" nieodstające specjalnie od tego, do czego jako gracz zostałem przyzwyczajony, wadą z kolei - ogromny rozmiar tych aplikacji. Znane i lubiane Valiant Hearts? 550 mega na start, czyli nieźle - ale pierwsze odpalenie i pobranie aktualizacji podwaja tę wagę. Dynasty Warriors Unleashed, całkiem przyjemna siekanka - 240 mega na sklepiku, tyle co nic, ale dociągnięcie dodatkowych danych ustawia licznik na... ponad dwóch i pół giga objętości. Przygodówki od Telltale (The Walking Dead, Tales from the Borderlands) już łaskawie odpuściłem w trosce o zdrowie psychiczne i stan pamięci telefonu. Koniec końców na placu boju zostało tylko Super Mario Run (300 mega po "łatkach"), wspomagane się od niechcenia jakimś emulatorem. Kurierówkę za to codziennie obciąża mi handheld - bo wciąż obstaję przy tym, że jeśli granie przenośne, to na dedykowanym sprzęcie i na przyciskach!
Pytanie tygodnia: Tak, potwierdzam, gry wideo mają negatywny wpływ na moje życie. Tak samo jak picie wody (bo 100% ludzi pijących wodę w końcu umiera!), jedzenie czipsów (bo się od tego tyje!), spanie w ciągu dnia (bo się organizm przestawia!) czy sprawdzanie stanu konta (bo tylko raz w miesiącu saldo rośnie!). Napisałem to dość przewrotnie, ale miejmy na uwadze, że wszystko jest dla ludzi, również gry wideo. Dopóki traktujemy je jako jeden z wielu sposobów na miłe spędzenie wolnego czasu, a nie jako stan umysłu czy styl życia, nie będziemy mieć z ich powodu nieprzyjemności. Grunt to mieć to wszystko pod kontrolą i nie pozwolić, aby to gry pogrywały z nami, bo powinno być na odwrót.
Przeczytaj również
Komentarze (89)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych