24 godziny po śmierci – recenzja filmu
W kinie chodzi między innymi o eskapizm, od filmu oczekujemy, że na przynajmniej półtorej godziny pozwoli nam zapomnieć o wszelkich problemach. Zwłaszcza od akcyjniaka, którego główną zaletą mają być efektowne pościgi i strzelaniny. Rolę tę bez trudu może spełnić dzieło Briana Smrza, 24 godziny po śmierci.
Jest sobie wielka, zła i potworna korporacja, przeciwko której zeznawać chce jeden z jej byłych pracowników. Kiedy wychodzi on cało z zasadzki, firma wzywa na pomoc Travisa Conrada, prawdziwego specjalistę w swym fachu, obecnie mającego ochotę odpocząć od dawnego życia. Jednak i jego misja nie układa się tak, jak powinna. Travis ginie, ale szybko zostaje przywrócony do życia, dzięki eksperymentalnej operacji. Zyskuje zatem dodatkowy czas na załatwienie spraw.
Jeśli wybieracie się na 24 godziny po śmierci z pewnością możecie przeczuwać, co zaserwują Wam twórcy. Film nie ma w sobie grama oryginalnego pomysłu, schemat leży na schemacie i schematem pogania. Bez trudu domyślicie się, jaki wybór ostatecznie podejmie Travis, kto jest odpowiedzialny za tragiczne wydarzenie z jego przeszłości (stracił żonę i syna) i generalnie, jak to się wszystko skończy. Obowiązkowym elementem, którego nie mogło po prostu zabraknąć, są też marne motywacje postaci, ich często przeczące wszelkiej logice zachowanie i dziury w fabule wielkich rozmiarów. Niestety nie jest to John Wick, który po pierwsze, umiał fantastycznie grać z konwencją, w której się poruszał, zaś po drugie, kreował pomysłowe, klimatyczne i na swój sposób fascynujące otoczenie, w którym rozgrywała się historia. Wick, obok serii Raid Garetha Evansa, jest obecnie wzorem dla filmów akcji, uprzedzam więc po prostu, że nie ma co liczyć na to, że 24 godziny po śmierci dorównają im poziomem.
Gdyby produkcja Smrza nie miała nic do zaoferowania, powyższe wady byłyby niewybaczalne. Na całe szczęście na wszystkie można – przy odrobienie dobrej woli – przymknąć oko. Tak się bowiem składa, że 24 godziny po śmierci dostarczają tego, co obiecują, czyli porządnej rozrywki. Scen akcji jest tu dużo i są nakręcone bardzo sprawnie. Wyczyny bohaterów rzeczywiście ekscytują, do tego film oferuje sporą dawkę dosłownej brutalności, od pewnego momentu krew leje się zatem strumieniami. Utrzymane jest to też w tak znakomitym tempie, że niekiedy odpuszczałem śledzenie fabularnych idiotyzmów i zwyczajnie cieszyłem się tym, co dzieje się na ekranie. Szkoda tylko, że twórcy postanowili dodać kilka dramatycznych scen, w których zdecydowanie za dobrzy na tę produkcję aktorzy (między innymi Ethan Hawke) starają się rzeczywiście coś zagrać. Jest to po prostu mało wiarygodne i niepotrzebne.
24 godziny po śmierci nie są zatem filmem, który zmieni czyjekolwiek życie, w żadnym stopniu do tego zresztą nie aspirują. To produkcja, która z jednej strony jest na tyle porządna, że jej oglądanie nie przysporzy bólu, z drugiej spokojnie można poczekać aż będzie puszczana w telewizji. Wybór należy do Was.
Atuty
- Świetne tempo;
- Sceny akcji;
- Brutalność
Wady
- Momenty, gdy aktorzy mają odgrywać dramat;
- Niesamowita głupota, brak logiki, schemat na schemacie
24 godziny po śmierci to typowy przykład filmu, którego obejrzenie w kinie nie zaboli, ale równie dobrze można poczekać aż będzie w telewizji.
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych