Czarna Pantera – recenzja filmu. Kolejny solidny Marvel
Czarna Pantera to postać nowa w uniwersum Marvela, wprowadzono ją w ostatnim filmie o Kapitanie Ameryka, ale już wtedy było widać, że to bohater z dużym potencjałem. W końcu doczekaliśmy się jego solowych przygód, które swoją premierę akurat mają przed Infinity War, bez dwóch zdań najważniejszą tegoroczną produkcją wytwórni. Krytycy na Zachodzie z miejsca jednak zakochali się w dziele Ryana Cooglera. Czy słusznie? Nie do końca.
Historia zaczyna się w zasadzie tuż po wydarzeniach z Wojny bohaterów. Książę T’Challa wraca do Wakandy, by objąć tron po zmarłym w zamachu ojcu. Szybko okaże się, że jego rządy nie będą ani łatwe, ani szczęśliwe, ani nie muszą być długie. Na horyzoncie bowiem pojawia się nie tylko złodziej dużej ilości wibranium, Ulysses Klaue, ale też ktoś, kto może chcieć przejąć kontrolę nad krajem.
Zacznijmy od tego, że w zasadzie jest oczywiste, skąd w Stanach Zjednoczonych tak ogromne zachwyty nad Czarną Panterą. Ryan Coogler nakręcił bowiem film bardzo mocno przesiąknięty bieżącą polityką. Raz, że na ekranie pojawiają się prawie wyłącznie czarnoskórzy wykonawcy, a w raz z nimi wątek opresji i cierpienia, jakie towarzyszy bardzo często ludziom o tym kolorze skóry (nie tylko w Ameryce). Dwa, że jest tu sporo silnych, charakternych postaci kobiecych. A do tego w którymś momencie pada tu zdanie, że więcej nas wszystkich łączy niż dzieli, zaś mądrzy ludzie budują mosty, a nie mury. Wiadomo oczywiście w kogo jest to wymierzone. Żeby było jednak jasne – nie piszę o tych wszystkich rzeczach w kontekście wad. Ba, podoba mi się proste, ale słuszne przesłanie, podobają mi się inne kwestie, w tym także to, że za zdjęcia odpowiadała tu kobieta, Rachel Morrison (nominowana zresztą w tym roku do Oscara w tej kategorii za produkcję Netflixa Mudbound).
I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że nie może to przykrywać dość licznych wad Czarnej Pantery. Doceniam, że Marvel wyłożył grube miliony na taki film, cieszę się, że powstał, ale nie znaczy to, że mogę przymknąć oko na to, co nie działa. A co jest nie tak? Pierwszym i najbardziej rzucającym się w oczy, a raczej inne części ciała, mankamentem jest długość filmu. Ma on bowiem ogromne problemy z rozpędzeniem się i akcja na dobre zaczyna się w zasadzie dopiero od sceny rozgrywającej się w kasynie, która ma miejsce mniej więcej (nie patrzyłem akurat na zegarek, więc strzelam) gdzieś w okolicach czterdziestej piątej minuty. Spokojnie można by więc skrócić początek, który obfituje w sporo niepotrzebnych scen. Nadałoby to produkcji odpowiednie tempo, które – warto to jednak podkreślić – gdy już wskakuje na właściwe tory, to nie opuszcza ich do końca. Inną wadą, chociaż może niekoniecznie dla krytyków Marvela, którym przeszkadza typowe dla ich dzieł natężenie żartów, jest powaga. Chodzi mi o to, że większość postaci jest tu spięta, brak im nieco zbawczego luzu, który pozwoliłby na lepsze sprzedanie niekiedy bardzo podniosłych i pompatycznych mów. Dlatego zresztą jedną z zabawniejszych scen jest ta, w której wódz jednego z plemion (w Wakandzie jest ich pięć) irytuje się, że nadęta rozmowa kilku postaci trwa tak długo. Wśród innych niedociągnięć można wymienić też i to, że chociaż Wakanda momentami jest odpowiednio piękna, kolorowa, z fajnie zaprojektowanymi strojami i charakteryzacją ludzi, to jednak bardzo często wyraźnie widać, jak wiele było tu kręcone na tle zielonego ekranu i jak wiele zostało stworzone w komputerze. Marvel nigdy nie słynął z nieprawdopodobnie wybitnych efektów specjalnych, ale tutaj są one zdecydowanie za bardzo zauważalne.
No dobrze, w takim razie skąd taka ocena końcowa? Mimo, że pisałem głównie o wadach, wymieniłem też już część zalet, jak chociażby to, że od pewnego momentu film ma już bardzo dobre tempo i angażuje o wiele bardziej niż na początku. Wynika to też z tego, że jest tu sporo dobrze nakręconych, emocjonujących scen akcji. Jednak główną zaletą Czarnej Pantery są aktorzy. Chadwick Boseman pokazuje to samo, co w Wojnie bohaterów, a mianowicie, że jest Batmanem Marvela, czyli osobą, która zarówno w kostiumie, jak i bez niego ma władzę, potęgę i jest ważną osobistością w świecie. Boseman potrafi doskonale połączyć bycie dobrą, wrażliwą i zdolną do refleksji (to ostatnie było bardzo ważne w Kapitanie Ameryka) osobą z kimś, po kim widać, że jest królem – jest w nim charyzma, majestat, a niekiedy wyraźne przekonanie, że jest lepszy i ważniejszy od innych. Trudno go nie polubić i mu nie kibicować. Inna sprawa, że w zasadzie trzymać kciuki można też za główną złą postać, równie dobrze graną przez Michaela B. Jordana (pojawił się on zresztą we wszystkich filmach Ryana Cooglera, w tym rewelacyjnym Creed. Narodziny legendy). Nie jest to oczywiście niesamowity i mocno zapadający w pamięć czarny charakter, ale na tle wielu innych tak zwanych złoli z Marvela wyróżnia się na plus. To ktoś na poziomie Zemo z Wojny bohaterów – człowiek, którego motywacje nie tylko znamy, ale i dobrze rozumiemy (innymi słowy są one jak najbardziej słuszne i sensowne) i który niekoniecznie chce zniszczyć świat, bo tak mu scenariusz każe. Świetny jest też Klaue w wykonaniu Andy’ego Serkisa, pewnie niektórzy widzowie po raz pierwszy dowiedzą się, jak ten koleś w ogóle wygląda. Jako jeden z nielicznych ma on w sobie sporo luzu i dezynwoltury, dzięki czemu nawet w scenie pościgu będzie pamiętać, by włączyć muzykę w samochodzie. Dobrze sprawdzają się też postacie kobiece, na czele z siostrą T’Challi, Shuri.
Czarna Pantera jest zatem kolejnym bardzo solidnym filmem ze stajni Marvela, który poniżej pewnego poziomu mimo wszystko nie schodzi. Dzieło to z pewnością zaostrza apetyt przed następną częścią Avengersów i dostarcza sporo porządnej rozrywki. Jednak pogłoski jakoby był to najlepszy film wytwórni są mocno przesadzone. Pozycja Kapitana Ameryka: Zimowego żołnierza jest więc wciąż niezagrożona.
Atuty
- Aktorzy;
- Porządna zła postać z sensownymi motywacjami;
- Większość scen akcji;
- Dobrze, że taki film w końcu powstał
Wady
- Bardzo długo się rozpędza (można by go spokojnie skrócić, zwłaszcza na początku);
- Jakkolwiek by to nie zabrzmiało: za poważny;
- Zbyt wiele tu sztuczności, zbyt często widać, że większość powstała w komputerze
Pogłoski o tym jakoby Czarna Pantera była jednym z najlepszych filmów Marvela są mocno przesadzone. Co nie zmienia faktu, że to wciąż porządna rozrywka.
Przeczytaj również
Komentarze (63)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych