Bez słowa – recenzja filmu. Quo vadis, Netflix?
Jeszcze kilka dni temu nie wiedziałem nawet, że taki film, jak Bez słowa będzie można obejrzeć w serwisie Netflix (za informację dziękuję użytkownikowi rassbee PL). Może to dobrze, bo gdybym czekał na tę produkcję przez jakiś miesiąc, moje rozczarowanie byłby jeszcze większe. Co poszło nie tak? Najkrócej rzecz ujmując: niemal wszystko.
Leo w dzieciństwie stracił głos, ponieważ jego matka nie zgodziła się – z powodów religijnych – na niezbędną operację po wypadku. Trzydzieści lat później dorosły już Leo żyje w zupełnie innej rzeczywistości (dość powiedzieć, że funkcjonują w niej latające samochody). Pewnego dnia, bez słowa wyjaśnienia, znika jego ukochana, Naadirah. Leo wyrusza więc na poszukiwania, które z racji jego niepełnosprawności będą nieco utrudnione.
Zanim usiadłem do oglądania Bez słowa sprawdziłem, kto odpowiada za tę produkcję. Okazało się, że reżyserem jest Duncan Jones, jeden z ciekawszych reżyserów, którego Moon uważam za jeden z najciekawszych filmów science-fiction ostatnich lat (na marginesie dodam, że Warcraft: Początek uważam za bardzo solidną rzecz). Do tego w obsadzie Alexander Skarsgard i Paul Rudd. Wydawałoby się, że nic nie może pójść źle. Tym większe było jednak moje zaskoczenie. Film ma według mnie trzy główne problemy, wszystkie zresztą w mniejszym lub większym stopniu związane ze scenariuszem. Pierwszym z nich jest to, że zupełnie nijakie jest tu otoczenie, w którym przebywają bohaterowie. Niby jest to przyszłość, ale tak naprawdę nic o niej nie wiemy. W zasadzie jedynym co o tym świadczy są wspomniane już latające samochody, które co jakiś czas się pojawiają w tle. I tyle. Twórcy nie mówią nic więcej o rozwoju technologicznym, nic o sytuacji społecznej. Po prostu postacie poruszają się po odrobinę futurystycznych i brudnych lokacjach. A i to jest mocno niekonsekwentne, bo jest tu sporo ujęć, które niczym nie różnią się od tego, jak świat wygląda obecnie. Równie dobrze fabuła mogłaby się rozgrywać współcześnie i nic by to nie zmieniło. Pojawia się też tu wątek związany z obecnością amerykańskiej armii w Niemczech (tu rozgrywa się akcja), ale nie wiadomo, o co w ogóle chodzi i po to komu?
Drugi problem to taki, że absolutnie nic z tej historii nie wynika. Twórcy nie mają nic do przekazania na żaden temat. Widz może oglądać przygody Leo, który łazi po mieście i prowadzi prywatne śledztwo oraz losy dwóch lekarzy Cactusa i Ducka, z których pierwszy ma córkę i chce z nią wrócić do USA. Niestety nie ma w tym w zasadzie nic ciekawego, historia idzie do przodu, ale na koniec filmu zostałem z poczuciem, że nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ktoś chciał, żebym go obejrzał. Spowodowane jest to tym – i to trzeci mankament – że nie bardzo jest tu ktoś, kto mógłby odbiorcę obchodzić. Leo niby jest dobry, opiekuńczy, ale i porywczy. Skarsgard, nie mogąc mówić, stara się wszystko przekazać głównie oczami i wychodzi mu to momentami nawet nieźle, zwłaszcza gdy w mgnieniu oka przechodzi od uprzejmości do czystej furii. Nie ma jednak żadnego powodu, by kibicować mu w jego poszukiwaniach. Nie wiadomo też po co informacja, że wychowywał się w mormońskiej rodzinie, skoro nie ma to żadnego znaczenia. Tak samo losy Cactusa i Ducka ani ziębią, ani grzeją, zwłaszcza że akurat oni są postaciami bardziej komediowymi, co mocno gryzie się z ogólnie ponurą atmosferą całej produkcji.
Zrealizowane jest to niby wszystko poprawnie, akcja może nie pędzi do przodu na złamanie karku, ale ma przyzwoite tempo i jest tu odrobina klimatu, także dzięki muzyce. Do tego twórcy zaserwowali jeden niezły twist. Nie zmienia to jednak faktu, że Bez słowa nie wywołuje żadnych emocji i trochę żałuję, że nie pisałem recenzji od razu po obejrzeniu, bo w zasadzie już w trakcie seansu zacząłem zapominać, o co w tym wszystkim chodziło. Tak bardzo jest to bezpłciowe. Gdy porównuję tę produkcję z Altered Carbon wygląda na to, że – mimo wszystkich wad – chyba nie doceniłem do końca tego serialu.
Atuty
- Niezłe tempo;
- Jeden w miarę ciekawy twist fabularny;
- W sumie przyzwoici Skarsgard oraz Rudd
Wady
- Historia, z której zupełnie nic nie wynika;
- Zero jakiejkolwiek refleksji na jakikolwiek temat;
- Bardzo uboga i rozczarowująca, a do tego niemająca znaczenia wizja przyszłości;
- Mało ciekawi bohaterowie;
- Sporo niepotrzebnych, bezsensownych wątków; Brak emocji
Bez słowa miało, przynajmniej teoretycznie, wszystko, by odnieść sukces. Jednak zamiast wciągającego, intrygującego filmu dostaliśmy totalnie bezpłciową produkcję, z której kompletnie nic nie wynika.
Przeczytaj również
Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych