Seven Seconds - recenzja serialu. Solidny kryminał z Netfliksa od autorki The Killing
Oglądając trailery Seven Seconds obawiałem się poprawnej politycznie historii o prześladowaniach Afroamerykanów przez białych stróżów prawa. Całe szczęście twórcy serialu nie poszli na łatwiznę i zamiast czarno-białych klisz zaserwowali przynajmniej kilka odcieni szarości.
The Killing to jeden z moich ulubionych seriali kryminalnych ostatnich lat i już sam fakt tego, że za Seven Seconds zabrała się jego współtwórczyni, Veena Sud, powodował u mnie szybsze bicie serca. Od samego początku da się odczuć, że nie będzie to bajka. Ponownie mamy do czynienia z serialem, który jest bardzo ponury, miejscami wręcz dołujący, ale osobiście bardzo lubię stylistykę wypraną z nadziei i pokazującą świat z tej drugiej, gorszej strony. A wszystko to w szarym i pełnym sprzeczności Jersey City. Już na samym początku pierwszego odcinka jesteśmy świadkami sceny, która stanie się motorem napędowym kolejnych wydarzeń i do której widz będzie powracał, pośrednio lub bezpośrednio, do końca sezonu.
Młody i pełen ideałów policjant, Peter Jablonski (Beau Knapp), jedzie właśnie autem do ciężarnej żony, która wylądowała w szpitalu. Przez roztargnienie i nieuwagę na ośnieżonej drodze uderza w jakąś przeszkodę i wpada w poślizg. To początek dramatu, który zmieni o 180% jego życie. Potrąconym okazuje się być Brenton, czarnoskóry chłopak, który pędził przez opuszczony park na rowerze. Dzieciak ląduje w rowie a spanikowany policjant dzwoni do DiAngelo (znakomity David Lyons), swojego przełożonego. Ten o dziwo z miejsca stara się zatuszować sprawę. Razem z kumplami z wydziału - Wilcoxem (Patrick Murney) i Osorio (Raúl Castillo) - zaciera ślady i każe młodemu zmiatać z miejsca wypadku obiecując, że wszystkim się zajmie. Znamienny jest tu cytat: „zostałbyś ukrzyżowany” – odnoszący się do tego, że biały policjant rozjechał czarnoskórego. Żółtodziób mimo wyrzutów sumienia i moralnych rozterek rusza do żony, ale karma nie da mu zapomnieć o tym co się stało.
Sprawę potrącenia nastolatka, który trafia do szpitala w krytycznym stanie, bierze czarnoskóra KJ Harper (Clare-Hope Ashitey), młoda adwokat do tej pory bez większych sukcesów, a dodatkowo lubiąca często zaglądać do kieliszka. Osobiste ambicje nie pozwalają jej jednak pozostawić sprawy bez rozwiązania. Dziewczyna zaczyna drążyć temat by po nitce do kłębka odkrywać kolejne niewygodne dla policjantów fakty. Pomaga jej w tym Joe Rinaldi, świetnie zagrany przez Michaela Mosleya detektyw z problemami rodzinnymi, który wprowadza do serialu pierwiastek humorystyczny idealnie kontrastując z alkoholizującą się Harper.
Serial początkowo bardzo mocno wciąga a to z tego względu, że żadna ze stron nie jest święta i ma coś na sumieniu. Obserwujemy życie prywatne policjantów, którzy dbają o swoje rodziny i zaczynamy pałać do nich sympatią. Chociaż niekoniecznie do głównego bohatera, bo Beau Knapp grający Jablonskiego nie podołał zadaniu i przypomina Holdera z The Killing, a raczej jego uboższą wersję. Znakomicie za to wypada jego przełożony - wspomniany DiAngelo. Jest to postać niejednoznaczna, którą ciężko do samego końca rozgryźć. Czuję, że przede aktorem wcielającym się w jego kreację otworzyła się właśnie droga do dużej kariery. Produkcja pokazuje też jak jedno niefortunne zdarzenie rozbija od środka rodzinę potrąconego chłopaka. Tutaj naprawdę dobre role zagrali rodzice Brentona. Isaiah (świetny Russell Hornsby znamy choćby z Grimma), to przykład ojca, który chciał wychować syna w duchu miłości do boga i wiary katolickiej. Ale w dzielnicy, gdzie żyją gangi handlujące narkotykami nie jest to łatwe, a rodzinne brudy wyjdą na jaw dopiero gdy sprawa nabierze medialnego rozpędu.
Żona Isaiaha (Regina King) po całym incydencie zaczyna powątpiewać w słuszność wyroków boskich a walka z uprzedzeniami i amerykańskim systemem prawnym zaczyna rujnować bańkę, w której do tej pory żyła. Widzimy jak jeden członków dotkniętej dramatem rodziny wraca do kraju po służbie wojskowej i nie może się w tym wszystkim odnaleźć. A to nie wszystko, bo serial spinają lokalne porachunki gangsterskie, układy w policji, próbujący dbać o swój wizerunek politycy i rosnące niepokoje społeczne. Serial porusza problem nierówności, która wciąż dotyka czarnoskórych mieszkańców USA, ale i ocenia negatywnie media, które są teraz bardzo uczulone i potrafią ukrzyżować "białego" zanim śledztwo dobiegnie końca. Bo wśród fleszy aparatów slogan "biały zabił czarnego" działa na społeczeństwo jak płachta na byka. Wystarczy jednak jedno doniesienie prasowe, że czarny miał konflikt z prawem, by przestać traktować go jak człowieka i zacząć usprawiedliwiać najgorsze zbrodnie. Tak, to serial pełen skrajności pokazujący absurdy amerykańskiego prawa, gdzie bardziej od faktów liczy się granie na uczuciach przysięgłych.
Produkcja jest jednak moim zdaniem trochę przeładowana wątkami pobocznymi, przez co nie unika klisz i rozwiązań znanych z podobnych produkcji. Gdyby całość miała dwa odcinki mniej skupiając się bardziej na kryminalnych aspektach i dramacie rodzinnym wyszłoby to jej na dobre. Nie da się ukryć, że całość jest swoistym komentarzem do wydarzeń jakie rozegrały się naprawdę w Ferguson, gdzie śmierć czarnoskórego nastolatka z rąk białego policjanta wywołała ogromne zamieszki. I przez większość czasu serial pozwala widzowi samemu ocenić, po której stronie się opowie, bez zbędnego moralizowania. Po prostu pokazując wszystko z kilku odmiennych perspektyw. Choć akcja rozwija się powoli, a tempo jest momentami wręcz ślamazarne, scenariusz potrafi zaskoczyć, a portrety psychologiczne bohaterów, którzy wraz z rozwojem fabuły ulegają przemianie (mniej lub bardziej wiarygodnej) nie pozwalają jednoznacznie ocenić ich czynów. Przez to widz raz brzydzi się zbrodnią i chce, aby sprawcy zostali ujęci, by w kolejnym odcinku kibicować odpowiedzialnym za dramat czarnoskórego chłopaka, jak swego czasu kibicowało się dalekim od świętości bohaterom Breaking Bad. Duża w tym zasługa nie tylko DiAngelo, ale również aktorki grającej KJ Harper, która choć działa w słusznej sprawie, zdaje się wszystko sprowadzać do nienawiści rasowej i skrywanej niechęci do białych. W pewnych momencie zamiast wzbudzać sympatię, zaczyna odpychać i irytować.
Niestety pod koniec serial z kryminału przeradza się w dramat sądowy. Motywacje niektórych bohaterów zaczynają być niespójne, część z nich zostaje spłycona a twórcy serialu jakby zaczęli bać się pozostawienia wszystkiego ocenie widza, próbując nakreślać gdzie leży dobro, a gdzie zło. A wówczas w scenariuszu pojawia się coraz więcej ogranych motywów. Zamiast serialu z najwyższej półki dostajemy produkcję solidną, ale wciąż dobrze nakręconą, mroczną, a czasami wywołującą uczucie bezsilności o znamionach tragedii greckiej. Serial wart obejrzenia, bo w jakiś sposób przemyca nastroje panujące w Ameryce i przez większość czasu trzyma w napięciu, ale zabrakło w tym wszystkim tej symbolicznej kropki nad "i", by produkcja mogła stanąć w szranki z najlepszymi w tym gatunku.
Premiera: 23 lutego 2018
Kraj produkcji: USA
Sieć: Netflix
Twórca: Veena Sud
Gatunek: kryminalny
Obsada: Clare-Hope Ashitey, Beau Knapp, Regina King, David Lyons, Michael Mosley, Russell Hornsby, Zackary Momoh, Raúl Castillo, Patrick Murney, Michelle Veintimilla
Atuty
- Mroczny, dołujący ton
- Nieźle poprowadzony wątek walki "białych" z "czarnymi"
- Kilka świetnie wykreowanych postaci
- Do końca trzyma w napięciu i zaskakuje
Wady
- Nagromadzenie niepotrzebnych wątków
- Motywacje i spłycenie niektórych postaci
- Główny bohater dramatu wypada przeciętnie
- Finał zbyt wyraźnie opowiada się po jednej ze stron
Gdyby nie kilka niepotrzebnych wątków i spłycenie niektórych postaci ocena byłaby wyższa. Ale to wciąż solidna mieszanka kryminały i dramatu sądowego, której warto dać szansę.
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych