Temat Tygodnia - Avengers: Wojna bez granic zdobył kina na całym świecie
To oczywiście było do przewidzenia - ten tydzień musiał należeć do Avengers. Nowy film z ich udziałem nie tylko zatrząsł box officem... ale i ponownie udowodnił, że krytycy swoje, a widzowie swoje.
Avengers: Wojna bez granic jest przede wszystkim sukcesem ogromnej machiny budowanej od ponad 10 lat przez Marvela i Disneya
Więcej na ten temat w:
Avengers: Wojna bez granic - recenzja filmu.
Avengers: Wojna bez granic już zdążył zawojować box office!
Filmy Marvela od najgorszego do najlepszego
Możemy się dąsać, bawić w fanbojów DC, albo hejterów kina superbohaterskiego, ale fakt jest taki, że MCU wygrywa. Wygrywa z filmowym DC, które (pomimo fantastycznego potencjału swoich komiksowych bohaterów) od lat przeżywa kryzys tożsamości. Wygrywa z hejterami popkornowej rozrywki, bo rozwala, albo przynajmniej poważnie demoluje sale kinowe na całym świecie, przyciągając miliony ludzi. Taki sukces nie bierze się z powietrza. Niemal wszyscy krytycy zgodnie stwierdzają, że w "Wojnie bez granic" widać efekty całego, dziesięcioletniego planu na Marvel Cinematic Universe. Jednocześnie jednak, zauważyłem ciekawy dysonans pomiędzy recenzentami a widzami.
Krytyk swoje, a widz swoje
Wszyscy pamiętamy uderzające różnice miedzy ocenami "Gwiezdnych Wojen: Ostatni Jedi" ze strony krytyków i ze strony widzów. Patrząc na agregatory ocen można by pomyśleć, że jedna i druga grupa oceniała zupełnie inny film. Podobny problem, tyle że na mniejszą skalę, można zaobserwować w przypadku nowych Avengersów, jeśli spojrzymy tylko na Metacritic. Tym razem sytuacja jest odwrotna, bowiem Metascore agregujący recenzję mediów wynosi 68 podczas gdy recenzje użytkowników plasują się na poziomie 8.7. Na Rotten Tomatoes posługujący się nieco inną metodologią aż takiej różnicy nie ma, a i średnia 84% ocen krytyków to bardzo dobry wynik (przy 93% ze strony społeczności).
Niemniej jednak, to prowadzi do dwóch refleksji, i to wcale nie tylko związanych z przemysłem filmowym, ale i przemysłem gier. Jedna - to, można powiedzieć, bardziej prosta - jest taka, że czasy krytyki szeroko pojętej popkultury może się właśnie kończą. Krytykom w dzisiejszych czasach albo brakuje kompetencji (pamiętajmy, że profesjonalna krytyka to wbrew pozorom nie chodzenie sobie do kina i dawanie oceny), albo z różnych (być może nie do końca uczciwych, jak głoszą teorie spiskowe) względów brakuje obiektywizmu.
Druga refleksja, mniej oczywista, jest taka, że być może rola i wartość serwisów agregujących została w ostatnich latach mocno przeszacowana. Branża (nawet bardziej growa niż filmowa) mocno na nich polega, tymczasem coraz mniej polegają na niej sami potencjalni klienci.
Pieniądz jest najlepszym recenzentem
Niemniej jednak warto się wsłuchać w głosy krytyki. Wall Street Journal zauważa, że większość rzeczy, która dzieje się w filmie, została ustawiona tak, by mieć konkluzję w kolejnej części. Recenzent Slant Magazine zarzuca "Wojnie bez granic" monotonię, zaś krytyk z Colliera zauważa, że to tak naprawdę "film o niczym".
Koniec końców, nie tyle głosy krytyki, co portfel przemawia w naszym imieniu. O "Avengers: Wojna bez granic" wypowiada się na razie wyjątkowo pochlebnie, gdyż obraz pobił rekord otwarcia na kilku (szczególnie azjatyckich rynkach), zaś w wielu innych ustąpił w tym względzie innej produkcji Disneya.... "Ostatniemu Jedi" właśnie. W polskich kinach długa majówka będzie dobrym momentem na sprawdzenia, jak długo film będzie przyciągał widzów, bowiem ostatnie Gwiezdne Wojny, nawet pomimo fenomenalnego pierwszego tygodnia wyświetlania, dość szybko (jak na tak wielki hit) straciły na popularności.
Ja na "Wojnę bez granic wybieram się właśnie dopiero w weekend. A Wy? Macie już seans za sobą? Czy możecie się zgodzić z krytyką niektórych recenzentów, czy wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach.
Przeczytaj również
Komentarze (45)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych