Taxi 5 – recenzja filmu. Nieudany powrót po latach
Straszny, naprawdę straszny jest ten trend polegający w kinie – jak widać nie tylko amerykańskim – na powracaniu do dawnych, w sumie już nieco zapomnianych marek, by raz jeszcze spróbować zarobić szmal, tym razem na nostalgii widzów. Najświeższym tego przykładem jest Taxi 5 w reżyserii Francka Gastambide’a.
Sylvain Marot jest gwiazdką paryskiej policji. Trochę niesubordynowaną, zwłaszcza ze względu na umiłowanie do szybkiej i niebezpiecznej jazdy samochodem, ale chronią go wyniki. W końcu jednak miarka się przebrała i przełożeni zostali zmuszeni, by wysłać go do Marsylii. Na miejscu okaże się, że w mieście grasuje szajka włoskich złodziei drogocennych klejnotów. Sylvain, wraz z przypadkowo poznanym Eddym, będzie musiał ich za wszelką cenę złapać.
Przyznam szczerze, że poprzednie filmy z serii widziałem tak dawno temu, że już mocno zatarły się w mojej pamięci. Jedyne co mi się kojarzy, że zwykle była to niezobowiązująca, odrobinę durna rozrywka, która dostarczała mniej lub więcej (zależnie od części) przyjemności. I tego też spodziewałem się idąc do kina na Taxi 5. Niestety, Gastambide’owi – który przy okazji pracował też nad scenariuszem i wcielił się w główną rolę – nie udało się powtórzyć sukcesu poprzedników. Jego film jest przede wszystkim wyprany z tego, co powinno stanowić jego absolutną podstawę. Brak tu mianowicie odpowiedniego tempa i energii, które utrzymywałyby uwagę widza i pozwalały albo zapomnieć, albo zignorować piętrzące się coraz mocniej bzdury i schematy ograne tak bardzo, że aż boli. W efekcie Taxi 5 jest zwyczajnie nudne, przez co do rangi największego sukcesu urasta niezbyt długi metraż. Bo nic tu nie zmienią dosłownie ze dwie nieźle nakręcone sceny pościgów (aczkolwiek chyba każdy widział już nie raz i nie dwa o wiele, wiele lepsze). Oglądanie tej francuskiej produkcji od pewnego momentu jest po prostu bolesne.
Tym bardziej, że dokładają się do tego jeszcze dwa bardzo istotne elementy. Pierwszym z nich jest to, że w filmie jest sporo naprawdę żenującego i obrzydliwego humoru. Udane żarty można policzyć na palcach jednej ręki, sporo jest takich, które nie wywołują żadnej reakcji, ale są też właśnie te, które powodują, że człowiek ma ochotę ukryć twarz w dłoniach. Nie wiem, kogo śmieszy, że puszysta bohaterka chce każdego podrywać, bez przerwy je, a potem wymiotuje. Jeśli to do was przemawia, to Taxi 5 na pewno wam się spodoba, bo to tylko przykład tego, co dzieje się momentami na ekranie. Drugą ważną kwestią są bohaterowie, wśród których w zasadzie nie ma nikogo, kogo można by jakkolwiek lubić i kibicować. Sylvain to generalnie zakochany w sobie dupek, Eddy jest niesamowitą ofermą i tchórzem. Jeszcze gorzej jest w przypadku ich przeciwników, którzy są straszliwie karykaturalni i żałośni.
Nie ma zatem żadnego powodu, by przejmować się tym, co dzieje się na ekranie. A skoro tak, to nie ma też sensu iść do kina na Taxi 5. Słowo daję, po projekcji bardzo żałowałem, że jednak nie zdecydowałem się opuścić sali po jakichś dziesięciu minutach.
Atuty
- Krótki;
- Ma ze dwie niezłe sceny
Wady
- Strasznie schematyczny i nudny;
- Żenujący i obrzydliwy humor;
- Karykaturalne postacie;
- Brak odpowiedniego tempa i energii
Kolejny powrót po latach i kolejny nieudany. Przy Taxi 5 nawet wyłączenie mózgu niewiele pomoże – poziom rozrywki wciąż będzie niewielki.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych