Rampage: Dzika furia – recenzja filmu. Skała kontra małpa, wilk i krokodyl
Ależ też Dwayne „The Rock” Johnson jest zapracowany. Jak nie ratuje ludzi topiących się w morzu, przy okazji rozwiązując sprawę kryminalną, to trafia do świata gry lub walczy ramię w ramię z szybkimi i wściekłymi o lepszy świat. Za kilka miesięcy będzie specem od ochrony wieżowców, a póki co musi uratować przed zagładą Chicago w Rampage: Dzikiej furii.
Tym razem Johnson wciela się w Davisa Okoye, pracującego w parku narodowym prymatologa. Jego najlepszym i największym przyjacielem jest goryl George, którego uratował wiele lat temu z rąk kłusowników. Pewnego dnia na terenie parku lądują kapsuły z tajemniczym środkiem. Sprawia on, że George zaczyna gwałtownie rosnąć, a wraz z tym budzi się w nim agresja. Wkrótce okaże się, że nie jest on jedynym zwierzęciem, które spotkał taki los.
Po takim opisie chyba każdy zdaje sobie sprawę, jakiego typu produkcją jest Rampage: Dzika furia. Prawdę mówiąc zastanawiam się, czy w ogóle wspominać o tym, że film jest pełen absurdów i nielogiczności, bo w zasadzie trudno byłoby sobie go bez nich wyobrazić. Uznałem, że z kronikarskiego obowiązku trzeba o tym napisać, tym bardziej, że niektóre idiotyzmy są wręcz rozczulające, trudno w pewnym momencie się nie uśmiechnąć, kiedy człowiek policzy w głowie, ile walających się tu i ówdzie helikopterów (sprawnych!) znajduje główny bohater. No, ale okej, nie po to się idzie do kina na tego typu dzieło, by specjalnie marudzić na brak sensu w fabule. W sumie dobrze też, że twórcy nie silą się specjalnie na to, by przy okazji spróbować sprzedać widzowi jakieś przesłanie. Może poza tym, że zwierzęta mają swoją inteligencję i należy o nie dbać. Z drugiej strony niektórzy (oby jak najmniej!) wyniosą być może z seansu pogląd, że genetyka jest zła, a to już nie byłoby coś, co by mi się podobało. Najlepiej więc traktować Dziką furię jako niezobowiązującą rozrywkę, przy której jak najszybciej należy wyłączyć myślenie.
Da się to zrobić z kilku powodów. Po pierwsze, jest tu sporo dość spektakularnych i nieźle nakręconych scen akcji, chociaż warto zauważyć, że gdzieniegdzie efekty specjalne są dość tandetne, zwłaszcza te fragmenty, w których pojawia się woda rażą sztucznością. Gdy zwierzęta – a są to goryl, wilk i krokodyl – docierają do Chicago zaczyna się prawdziwa, niczym nieskrępowana rozwałka. Oczywiście Rampage ma ten problem, że każe nam martwić się o kilka jednostek, o których coś wiemy i jednocześnie zapominać o tym, że przy okazji giną tysiące ludzi. Ale jest to w sumie typowe dla filmów katastroficznych (a w pewnym sensie można pod ten gatunek podciągnąć i tę produkcję), więc da się na to przymknąć oko. Zwłaszcza, że bohaterowie są całkiem sympatyczni. Dwayne Johnson gra w ten sam sposób co zawsze, jego występ niczym się specjalnie nie różni od tego, co widzieliśmy w jego wykonaniu już wiele razy. Ale nie jest to bynajmniej zarzut. The Rock ma charyzmę, więc kibicuje się jego Davisowi bez mrugnięcia okiem. No i całkiem porządnie poprowadzona jest jego relacja z George’em. Na drugim planie do zagrania nic nie ma, więc w związku z tym bawi się doskonale, Jeffrey Dean Morgan. Fajnie zobaczyć go w nie do końca – zwłaszcza ostatnio – typowej dla niego roli. Szkoda tylko, że ich ludzcy przeciwnicy, czyli rodzeństwo pracujące w korporacji odpowiadającej za cały ten bałagan są tak jednowymiarowi i nieciekawi.
Mimo to Rampage: Dzika furia, jako sposób na relaks z pewnością jest godny polecenia. Tym bardziej, że ma dobre tempo oraz kilka autentycznie zabawnych momentów. Kto by się spodziewał, że wielka małpa może być taka zabawna?
Atuty
- Większość scen akcji dość spektakularna;
- Dwayne Johnson i Jeffrey Dean Morgan;
- Dobre tempo;
- Trochę niezłego humoru
Wady
- Sporo absurdów;
- Niekiedy tandetne efekty specjalne;
- Ludzcy przeciwnicy
Rampage: Dzika furia jest dokładnie tym, czego można się było po tym filmie spodziewać – to durna, ale porządna rozrywka.
Przeczytaj również
Komentarze (47)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych