SoulCalibur 6 – graliśmy w bijatykę z Geraltem w roli głównej
Wielki powrót marki SoulCalibur było dla mnie jedną z najważniejszych informacji ubiegłego roku. Bijatyka z wielkimi mieczami powraca, ale obawiam się, czy gracze poznają się na magii, którą pokochałem wiele lat temu.
Soulcalibur 6 trafi na rynek już w przyszłym miesiącu, ale deweloperzy nie zdecydowali się w Kolonii na pokazanie wszystkich zawodników i nie pozwolili zasmakować w historii. Był to spory strzał w serce, ale chwytając w łapy pada i sprawdzając kolejnego bohatera chciałem krzyknąć – „O TAK!”.
Stary-Dobry-Calibur
Jestem fanem serii, która niestety ostatnie lata spędziła w zapomnianej szufladzie na strychu pewnego Japończyka. Bandai Namco na szczęście zdecydowało się na powrót gry, która pobudza wszystkie znane wspomnienia – i to jest dobra oraz zła wiadomość.
Najnowszy Soulcalibur to po prostu Soulcalibur. Grając, obijając kolejnych przeciwników, czerpiąc garściami z tego pokazu bez najmniejszego problemu sprawdziłem stare ruchy Siegfried, skorzystałem z pełnej mocy Kodachi od Taki, czy też zerknąłem na nowe twarze. Znany feeling postaci, wcześniej wypróbowane zabawki… Tutaj na pierwszy rzut oka naprawdę wiele się nie zmieniło – podczas rozgrywki odniosłem wrażenie, że deweloperzy zajęli się drobnym odświeżeniem systemu rozgrywki chcąc mieć pewność, że nikt nie zarzuci Japończykom wprowadzania na siłę rewolucji i dostosowania zmagań do konkurencji. Jest to naprawdę kapitalna wiadomość dla wszystkich wyjadaczy, którzy mogą liczyć na znane wrażenia – nie jest to oczywiście przypadek, bo autorzy starali się trafić w serca oddanych sympatyków. Mimo to nawet mój wielbiony Siegfried oferuje delikatny powiew świeżości, dlatego chętnie będę dopracowywał jego kombinacje po premierze.
Oczywiście nie pojechałem do Kolonii, by bić boty i wrócić do domu z uśmiechem na ustach. Gdy drugi kontroler chwycił jeden z deweloperów, dość szybko zostałem sprowadzony do parteru i wtedy poczułem, że chcę poznać Soulcalibur 6 z każdej strony. Gra oferuje fantastyczny, przyjemny gameplay, który zachęca do włączenia kolejnego pojedynku – nawet po sromotnej porażce, a musicie mi uwierzyć akurat o tym wiem naprawdę sporo.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się w grze Geralta. Obawiałem się, że Wiedźmin będzie kolejną postacią dodaną na „doczepkę”, którą wypróbuję raz, a później zapomnę o jej istnieniu, ale akurat ten bohater faktycznie pasuje do gry Project Soul. Nie jestem pewien, gdzie dokładnie leży atut wojownika, jednak Project Soul potrafiło przenieść tę postać – nie jest za szybki, nie jest zbyt wolny, a ośmielę się stwierdzić, że to idealny kandydat na główną personę nowej odsłony.
Walki są efektowniejsze
Największą innowacją w zmaganiach jest bez wątpienia Reversal Edge – jest to specjalna mechanika, która po aktywacji spowalnia na chwilę czas, zbliżając akcję do wojowników, by następnie rozpocząć się coś na wzór mini-gry w papier-kamień-nożyce. Gracze mogą w tej sytuacji wybrać jedną z trzech akcji, które wpływają na siebie – standardowo wygrać może tylko jedna, a na zastanowienie się nie ma za dużo czasu. Obawiałem się, że takim manewrem Project Soul może zniszczyć rozgrywkę, jednak przynajmniej aktualnie RE nie psuje gry. Nie mogę powiedzieć ostatecznie, czy faktycznie pomysł deweloperów nie zaburzy rozgrywki, ale po rozegraniu kilkunastu pojedynków nie odczułem, by propozycja mogła namącić w starciach.
Pomysł ma aktualnie jeden spory atut – pozwala bardziej rozkoszować się oprawą, która szczególnie przy zbliżeniach wygląda świetnie. Nie mówię tutaj wyłącznie o kobiecych atutach, ale ta seria od początku istnienia charakteryzuje się przyjemną, japońską stylistyką, a teraz możemy ją mocniej podziwiać. Twórcy nie zapomnieli o odpowiednich efektach wizualnych i niszczących się strojach – całość pasuje do projektu i całego uniwersum.
Oby się udało
Na początku tych pierwszych wrażeń wspomniałem o dobrej oraz złej stronie powrotu wszystkich wspomnień związanych z serią Soulcalibur. Bardzo długo czekaliśmy na premierę tego IP na aktualnej generacji, a Japończycy mówią wprost – jeśli „Szóstka” nie spełni oczekiwań, to trafi do szuflady na dłużej. Właśnie z tego powodu odrobinę obawiam się, że przez brak kolosalnych zmian, bijatyka nie zyska szerszego poklasku, jednak z drugiej strony… Przynajmniej otrzymamy grę, na którą od ta dawna czekaliśmy. Nie miałem okazji wypróbować fabularnej kampanii, ale autorzy chcą zamknąć wiele wątków, więc możemy liczyć na grube mięcho dla oddanych fanów serii. Pozostaje mieć nadzieję, że liczba sympatyków gry wystarczy, by Bandai Namco zdecydowało się kontynuować wydarzenia już na nowej generacji.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych