Tanioszka: Dead Space

Tanioszka: Dead Space

VergilDH | 14.10.2012, 10:00

W komentarzach pod kolejnymi odcinkami „Tanioszki”, wielokrotnie domagaliście się produkcji kultowych – takich, o których wciąż się mówi i mówić będzie, a nie takich, o których większość graczy zdążyło już zapomnieć. Cóż, „czytelnik nasz pan”, w związku z czym dzisiaj zajmiemy się tytułem, który na stałe zapisał się w pamięci graczy. Witajcie na USG Ishimura.

Tytuł gry: Dead Space

Dalsza część tekstu pod wideo

Data premiery: 24 października 2008

Średnia ocen wg Metacritic: 88/100

Średnia ocen wg Gamerankings: 89.07%

 

Zalety:

Nie będę ukrywał, że Dead Space to jedna z moich ulubionych serii. Urzekło mnie w niej kilka rzeczy, z których lwia część zadebiutowała właśnie w jej pierwszej odsłonie. Przede wszystkim, spodobać może się wizja przyszłości, jaką zgotowali nam deweloperzy. Rozwój technologiczny i niedostatek surowców zmusił ludzi do penetrowania kosmicznych rubieży, w poszukiwaniu niezamieszkałych planet, które mogą obfitować w potrzebne do życia surowce. W tym celu buduje się specjalne statki kosmiczne – tak zwane Łamacze Planet. Ich jedynym zadaniem jest penetrowanie ich powierzchni w poszukiwaniu paliwa, bądź cennych minerałów. Właśnie takim „Planet Crackerem” jest USG Ishimura, z którym utracono łączność tuż po tym, jak jego załoga nadała sygnał SOS. Ziemia postanowiła więc wysłać ekipę ratunkową, której powierzono misję sprawdzenia, co takiego się tam stało i ewentualnego dokonania potrzebnych napraw. Sprawy szybko jednak się skomplikowały, kiedy wyszło na jaw, że na Ishimurze nie ma już ludzi, a na jego pokładzie panoszą się obrzydliwe mutanty, których chyba nikt nie chciałby spotkać w jakiejś ciemnej uliczce. Isaac Clarke, choć jest tylko inżynierem, musi stawić im czoła – jeszcze nie wie, że podejmując próbę ucieczki z tego przeklętego miejsca, natknie się na zagadkę, która będzie mu bardzo długo towarzyszyć... Do gustu z pewnością przypadnie Wam kombinezon, który szybko wpada w ręce naszego podopiecznego. Stanowi on nie tylko ochronę przed ciosami wrogów (dość wątłą, ale jednak), lecz także pozwala na „kosmiczne spacery”, o jakich zwykli zjadacze chleba mogą jedynie pomarzyć. Jeśli dorzucić do tego rozmaite „narzędzia górnicze”, które w praktyce są lepszym orężem niż niejedna, standardowa pukawka, możemy dojść do wniosku, że wcielamy się w istną maszynę do zabijania, której „jakieś nekromorfy” straszne na pewno nie są.

 

 

Sęk jednak w tym, że amunicji jest tu naprawdę niewiele – dobrze zaopatrzonych skrzyń jest tu jak na lekarstwo, a to, co wypada z pokonanych przeciwników, ledwo pozwala utrzymać się przy życiu. Daje się to we znaki zwłaszcza na najwyższym poziomie trudności, gdzie o śmierć jest niezmiernie łatwo. Dead Space jest obrzydliwą grą. Nie, nie mam tu na myśli oprawy graficznej (bo ta wciąż prezentuje się fantastycznie), lecz wygląd ścierających się z nami potworów – ze zmutowanych cielsk zwisają im wnętrzności, niektórzy mogą pochwalić się więcej niż jednym pyskiem, a czarę obrzydzenia przepełniają macki, których nierzadko jest więcej niż kilka. Zresztą, skurczybyki są diabelnie wytrzymałe i nawet celny strzał w głowę na niewiele się tu zda. W trakcie zabawy gracz musi bowiem uważnie obserwować ruchy oponentów i pozbawiać ich najważniejszych kończyn – kiedy z jakiegoś przerażającego delikwenta będą wystawać tylko kikuty, można potraktować go solidnym kopniakiem – ot, na wszelki wypadek, by bydlak nie próbował wstać. Dead Space to również kilka ciekawych zagadek, których bardzo brakowało mi w kontynuacji (często znajdujemy się w stanie nieważkości, a myślenie w takich warunkach idzie wyjątkowo topornie), a sama miejscówka, po jakiej przychodzi nam się poruszać, jest przemyślana w najdrobniejszych detalach. Fakt, można narzekać na monotonię, ale nie jest to wadą gry, a raczej jej zaletą – Ishimura to statek dla górników, nie prom dla turystów. Na koniec dodam, że od czasu do czasu będziemy natykać się na kredyty, pełniące rolę tutejszej waluty, które pozwalają na dokonywanie ulepszeń pancerza i dzierżonego przez nas arsenału. Nie łudźcie się jednak – nawet w końcowej fazie zabawy, Clarke to wciąż tylko człowiek, który znalazł się w złym miejscu, o złej porze, a nie dobrze wyszkolony i świetnie wyposażony żołnierz.

 

 

Wady:

Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia do czego mógłbym się tutaj przyczepić. O monotonii już wspominałem, powiem więc tylko, że w grze nie uświadczycie żadnego wariantu wieloosobowej rozgrywki. Patrząc jednak na to, co ekipa Visceral Games zafundowała nam w drugiej i trzeciej odsłonie serii, śmiem twierdzić, że bynajmniej nie jest to słabą stroną tej produkcji.

 

 

Werdykt:

Dead Space to rewelacyjny survival horror (z naciskiem na survival) z niesamowitym klimatem, przemyślaną fabułą (celowo nie wspomniałem nic o tak zwanym „Markerze” - mam nadzieję, że znajdą się jeszcze gracze, którzy nie mieli z tym tytułem do czynienia), osadzony w fantastycznie zaprojektowanym uniwersum. Za około 50 PLN, chyba każdy gracz, narzekający na brak porządnych horrorów, powinien zainteresować się tym tytułem. A z panem Isaacem jeszcze nie skończyliśmy...

VergilDH Strona autora
cropper