Tanioszka: Bioshock
W dzisiejszej Tanioszce postanowiliśmy zanurzyć się w głębiny Atlantyku i sprawdzić, czy Rapture wciąż robi takie wrażenie, jakie robiło przed kilkoma laty. Pierwszy Bioshock nie zestarzał się ani odrobinę i wciąż na każdym kroku dosłownie miażdży swoim wykonaniem.
Tytuł gry: Bioshock
Data premiery: 31 października 2008
Średnia ocen wg Metacritic: 94/100
Średnia ocen wg Gamerankings: 93.57%
Zalety:
W zasadzie mógłbym zostawić to pole zupełnie puste lub napisać, że na plus należy zaliczyć niemal całą zawartość omawianej produkcji. Mimo wszystko z całą pewnością są jeszcze osoby, które nie miały z nią do czynienia, więc jej krótka charakterystyka (tak, prawie każdy element Bioshocka to jego niekwestionowana zaleta) raczej nikomu nie zaszkodzi. Zacznijmy od tego, że miejscem akcji jest podwodne miasto Rapture, które zostało wybudowane przez niejakiego Andrew Ryana. Ten miał dość wojenek toczonych przez wschód i zachód, a religię uważał za przyczynę większości konfliktów. Wraz z grupą podobnych mu entuzjastów uciekł więc pod wodę, gdzie wybudował swoistą utopię. Miejsce to miało być wolne od biedy, chorób czy jakichkolwiek ideologii, a ludzie mieli wieść tu spokojne życie, z dala od trosk trapiących zwykłych śmiertelników. Coś jednak poszło nie tak, a kiedy trafiamy tu po raz pierwszy (głównemu bohaterowi udało się przeżyć katastrofę lotniczą), metropolię zastajemy w skrajnej ruinie. Choć priorytetem jest dla nas ucieczka z tego upiornego miejsca, w trakcie niezapomnianej przeprawy natkniemy się na kilkadziesiąt głosowych dzienników, jakie dadzą nam jako taki obraz tego, co się tu wydarzyło przed kilkoma laty. Celowo nie zamierzam wypisywać jakichkolwiek konkretów dotyczących historii Rapture, bowiem odkrywanie krok po kroku jego tajemnic daje niesamowitą wręcz satysfakcję. Jeśli zaś chodzi o rozgrywkę, Bioshocka można określić mianem rozbudowanej strzelaniny FPP z elementami zapożyczonymi z gier RPG. Akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a bohater robi doskonały użytek ze znalezionej po drodze broni. Uwierzcie mi, że jest się tutaj z kim mierzyć. Na pierwszy ogień idą oczywiście Splicerzy, czyli to co zostało z dawnych mieszkańców miasta. Teoretycznie wszystko z nimi w porządku (mają ręce nogi i głowy, a przy tym wcale nie wyglądają na specjalnie zmutowanych), jednakże w praktyce mamy do czynienia z istnymi bestiami, których jedynym celem jest... zabicie gracza i pozyskanie odrobiny tajemniczej substancji, noszącej miano Adam.
Adam pozwala bowiem na modyfikowanie swojego ciała i nauczenie się paranormalnych zdolności, które można wykorzystać w interakcji z innymi ludźmi. Po całym mieście porozrzucano specjalne automaty, w których za odpowiednią jego ilość możemy zaopatrzyć się w plazmidy i toniki, niezbędne do przeżycia w tym opanowanym przez szaleństwo miejscu. Te pierwsze to umiejętności aktywne, korzystające z tak zwanej Eve, pełniącej tutaj rolę many. Pozwalają one na przykład potraktować przeciwnika lodem, ogniem, prądem lub chociażby wysłać na niego rój wygłodniałych szerszeni. Te drugie z kolei to zdolności pasywne, jakie mogą podnieść naszą wytrzymałość, siłę ataków lub zdolności hakerskie. Warto nadmienić, że w Rapture roi się od rozmaitych dronów czy wieżyczek strzelniczych, sterowanych przez oparte na wodzie komputery, a jeśli uda nam się je „przekonać” do współpracy, mogą stanowić realne wsparcie w starciach z grupami oponentów. Pomoc może się przydać także wtedy, kiedy staniemy oko w oko z tak zwanym Big Daddym, czyli istotą, która kiedyś była człowiekiem, ale ktoś postanowił wsadzić ją w robiący wrażenie strój nurka i nastroić jego umysł w taki sposób, by sensem życia stała się dla niego obrona tak zwanych Little Sisters. O kim mowa? Ano o małych dziewczynkach, pozyskujących odrobinę Adamu z ciał martwych obywateli miasta. Pokonanie osobistego ochroniarza takiej siostrzyczki nie jest zadaniem łatwym, bowiem ten wyposażony jest nie tylko w broń palną, lecz także wiertło, z którym chyba nikt nie chciałby przeżyć bliskiego spotkania. Na koniec dodam, że kończenie tej produkcji zajmuje ponad dziesięć godziny, co jak na dzisiejsze standardy jest świetnym wynikiem.
Wady:
Przyczepić można się do poziomu trudności, gdyż w Bioshocku praktycznie nie da się zginąć. Jeśli coś pójdzie nam nie tak, odradzamy się w tak zwanych Vita Chambers z niewielkim zapasem energii życiowej i wspomnianej wcześniej Eve. Po drugie twórcy nie zdecydowali się na implementację trybu multiplayer, choć patrząc na to, jak wieloosobowa rozgrywka wyglądała w „dwójce”, śmiem twierdzić, że była to dobra decyzja.
Werdykt:
Bioshock jest bez wątpienia jedną z najlepszych gier, jakie zadebiutowały w erze obecnej generacji konsol. Jeśli jeszcze nie mieliście z nią do czynienia, to z całą pewnością powinniście jak najszybciej nadrobić zaległości. Zwłaszcza że jej cena nie należy do zbyt wygórowanych – produkcję można wyrwać już za około 45 zł.
Czy ty również masz swoją "kupkę wstydu" ?
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych