Reklama
Ko-opy: Killzone 3

Ko-opy: Killzone 3

Kuba Kleszcz | 03.02.2013, 14:00

Po ostatnich Ko-opach w postaci Far Cry 3, natchniony nadeszłymi nowinkami na temat Killzone: Najemnik na Vitę, zdecydowałem się przypomnieć wam o tym, jak to było na Helghanie, zanim sięgnięcie po wersję na przenośną konsolę za dobre pół roku. Więc zamknij się Velasquez i wykonuj moje rozkazy!

Jesteś cały?

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Wydarzenia z Killzone 2 są bezpośrednio kontynuowane w KZ3. Przygodę zaczynamy po śmierci Visariego, który dalej leży martwy na symbolu Imperium Helghan. Siły ISA zostały mocno przetrzebione, dlatego kapitan Narville otrzymał polecenie przeprowadzenia ewakuacji pozostałych sił ISA. Głównym czarnym charakterem od teraz jest Jorhan Stahl - właściciel Stahl Arms, zajmującego się masową produkcją broni. Jego celem jest przejęcie kontroli nad Helghanem, a później zaopatrywanie w śmiercionośną broń każdą jedną planetę w galaktyce.

 

 

Naszym głównym protagonistą jest Sev, działający razem z Rico Velasquezem - tych panów doskonale znamy z poprzedniego Killzone’a. Do gry w trybie współpracy otrzymujemy kampanię singlową na dość niecodziennie podzielonym ekranie, który dzieli się pionowo na dwa prostokąty z paskami pod lub nad własnym “kwadratem”. Do takiego układu zdecydowanie da się przywyknąć, nie umniejsza to rozgrywce, jednak trzeba przyznać, że Guerrilla Games było w tym kontekście nieco zbyt oryginalne. Drugi gracz przejmuje stery nad Natkiem, kolejnym towarzyszem broni Seva. Co ciekawe, Natko nie jest obecny w przerywnikach filmowych - występuje jakby gdzieś na boku, znika na czas filmiku, by magicznie po nim powrócić, co burzy w pewnym stopniu immersję i wiarygodność świata. Gra we dwoje jest zgoła  łatwiejsza, dlatego zalecam grę na możliwie najwyższych poziomach trudności.

Rise and shine

 

Szata graficzna Killzone 3 niemalże w niczym nie przypomina tej z Killzone’a 2 - wtedy, w 2009 roku, panował wszechobecny brud, kurz, zniszczenia i pożoga, a dominowały odcienie szarości, sprawiając, że klimat gry stawał się znacznie cięższy. W KZ3 paleta kolorów została znacznie poszerzona o wiele jaśniejszych odcieni i barw, łagodząc surowość świata. Przekłada się to na bardziej jaskrawe i barwne lokacje, jak np. podczas wizyty w dżungli i na szumnie zapowiadanych ośnieżonych terenach, które niebywale cieszą oko, co nie byłoby możliwe bez zmiany stylu graficznego w najnowszej części KZ. Czy było warto? Odpowiedzcie sobie sami, jakie realia wolicie. Faktem jest, że kiedy gra musi wygenerować dwa osobne obrazy dla dwóch graczy, w dodatku pomniejszone, to jakość mocno spada na łeb, na szyję, co jednak maskowane jest trochę przez pomniejszone obrazy.

Odniosłem wrażenie, że holenderskiemu Guerrilla Games zdecydowanie bardziej zależało na akcji niż na czymkolwiek innym. Tłumaczyłoby to brak znajdziek, mogących rozproszyć gracza, sprawiając, że przestanie na chwilę napierać do przodu i zacznie eksplorować lokacje celem ich kolekcjonowania. Zmianie uległo też sterowanie, które odznaczało się tym, że było niesamowicie ciężkie do ogarnięcia dla początkujących, jednak budowało nastrój ociężałości jednostki, która obładowana rynsztunkiem nie jest szczególnie mobilna. Obracanie kamery tutaj jest sprawą o wiele wygodniejszą, choć sam nie tego nie oczekiwałem, i zdecydowanie przyśpieszającą wydarzenia na ekranie.

Twórcy czerpali chyba inspirację z tego, jak wprowadzane są urozmaicenia w serii Call of Duty, których tam nie brakuje, ponieważ w KZ3 obdarowali nas jetpackami, będącymi dla nas nie tylko środkiem transportu, ale również bardzo silną bronią, ponieważ wyposażona jest w działka. Na dzień dobry, po wejściu w posiadanie takiego cudeńka, postawieni jesteśmy niemalże przed sekcją platformową, gdzie trzeba za pomocą jetpacka lądować na kolejnych lodowych platformach. Panowie z Guerrilla Games dostarczyli nam też epickich pojedynków ze zdecydowanie przerośniętymi, potężnymi nie tylko w sile ognia, ale i budowie, mechami i statkami, będących prawdziwym wyzwaniem dla każdego, kto myślał, że sporo już się nawalczył w swojej growej historii. Dla równowagi zmierzymy się też ze snajperami, samemu będąc jednym z nich, i spenetrujemy dżunglę, bawiąc się w skrytobójcę. Należy jednak uważać, bo łatwo jest stać się z łowcy zwierzyną, kiedy twoim przeciwnikiem staje się nawet roślinność.

 

 

"Cholera!". "Koleś, kur**, to nie ten Killzone!"

 

Zaszła mała rewolucja w polskiej obsadzie - głosu Sevchence nie podkłada już Adam Bauman, a Robert Tondera, który nie do końca wpasował się w swoją rolę, tak samo jak zresztą Jarosław Boberek, będący naprawdę dobrym i zasłużonym dubbingowcem, jednak podłożenie głosu Boberka (znanego np. z roli Nathana Drake’a z serii Uncharted) zupełnie się nie komponuje z twardym, czarnoskórym Rico. Najrówniej wypadł Jan Englert jako kapitan Nerville, dobrze oddając charakter swojej postaci i jego lekkie zagubienie w tym, co się dzieje dookoła niego. Zdecydowanie się również na podniesienie kwalifikacji medycznych wszystkich bohaterów KZ3, gdyż tzw. “epidemia cholery” z Killzone’a 2 wydaje się być raz na zawsze zażegnana - panie lekkich obyczajów latają często i gęsto, budując wiarygodność wojennych realiów.

To, co wypadło nieporównywalnie lepiej w kooperacji, to na pewno system wskrzeszania partnerów. Ginąc na polu walki, wystarczy poczekać na podejście drugiego gracza, aż uratuje nas małym elektrowstrząsem. W singlu odpowiedzialny jest za to Rico, kiedy my leżymy na ziemi z czarno-białym widokiem na świat, a on nieudolnie stara się do nas podejść, co czasem zajmuje mu tak długo, że gra sama traci w niego wiarę i przerzuca nas do ostatniego checkpointu. W rozgrywce chętnie widziałbym więcej interakcji pomiędzy graczami (np. osłanianie ze snajperki).

 

Jako ciekawostkę można potraktować obecność wsparcia dla kontrolera PlayStation Move, który jest o tyle ciekawy, że umożliwia patrzenie w przed siebie i strzelanie w obszar znajdujący się przy lewej krawędzi ekranu. Przystosowanie do sterowania zajmuje kilkanaście minut, a jeżeli komuś się spodoba, to nie widzę problemu przejścia w nim kampanii. Trybu 3D niestety nie testowałem, gdyż nie posiadam do tego odpowiedniego telewizora.

Ostatni Killzone urzeka gracza swoją brutalnością (skręcanie karku czy wbijanie noża w oko przebijają wszystko), oprawą audio-wizualną i ogromnym rozmachem świata i potyczek. Średnio udaną lokalizację można przemilczeć - polecam zestaw angielski dubbing i polskie napisy - a walki z prawdziwymi bydlakami, siedząc na kanapie ramię w ramię z kumplem, istny majstersztyk. KZ3 może nie być idealny, jednak przekonujący i cholernie rajcujący - jak najbardziej.

 

Ocena: można

Kuba Kleszcz Strona autora
cropper