Piekło i potępienie, czyli co w nowym Painkillerze piszczy?
Choć Painkiller: Hell & Damnation w wersji na PlayStation 3 trafi do sprzedaży dopiero w kwietniu, PC-towi gracze od dłuższego czasu mogą sprawdzić tę produkcję. Korzystając z tego, że miałem okazję w nią zagrać, postanowiłem zapoznać Was z jej zawartością i podzielić się z Wami ogólnymi wrażeniami towarzyszącymi rozgrywce.
Zacznijmy od tego, że Hell & Damnation to nie remake w klasycznym tego słowa znaczeniu. Owszem, znalazły się tu etapy (niestety nie wszystkie) z doskonałego Painkillera i rewelacyjnego Battle Out of Hell, jednakże już na samym początku zabawy zostajemy poinformowani, iż zaprezentowane tam wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. W Hell & Damnation jednak przychodzi nam wrócić na stare śmieci, gdyż Śmierć zażyczyła sobie od głównego bohatera zebranie legionu dusz – tylko w taki sposób Daniel mógłby zakończyć trwający od dawna koszmar. Niestety sama fabuła została tu potraktowana w bardzo oryginalny (w negatywnym tego słowa znaczeniu) sposób – w trakcie rozgrywki nie jest ona niemal w żaden sposób rozwijana, a lakoniczne przerywniki filmowe nie są w stanie dostarczyć nam żadnych konkretnych informacji.
„Nowy” Painkiller to gra prosta aż do bólu, co w sumie można uznać za jej zaletę. Dzisiaj bowiem niezmiernie rzadko zdarzają się produkcje, w których jedynym zadaniem stawianym przed graczem jest zabijanie wszystkiego, co w hurtowych ilościach staje mu na drodze. Nie uświadczymy tu praktycznie żadnej interakcji z otoczeniem (poza podatnymi na zniszczenia skrzynkami czy wybuchającymi beczkami), przez co nic nie odrywa nas od chorego tańca śmierci. Nawet przeciwnicy idealnie wpasowują się w tę dość nietypową konwencję i nie próbują grzeszyć inteligencją. Ot, wszyscy jak jeden mąż pchają się nam pod lufę i tylko w ten sposób starają się coś ugrać. Tyczy to się nawet bossów, z którymi starcia niestety nie dają tyle radochy co kiedyś – nie mają oni bowiem żadnych słabych punktów, a jedynym sposobem na ich pokonanie jest strzelanie do nich ze wszystkiego, z czego tylko się da.
W trakcie rozgrywki na pewno nie będziemy narzekać na różnorodność etapów, bowiem te zmieniają się jak w kalejdoskopie – raz zwiedzamy posępne cmentarzysko, innym razem trafiamy do sporych rozmiarów opery, przebiegamy przez wesołe miasteczko (i zaliczamy trwającą kilka minut przejażdżkę rollercoasterem) by później wylądować w pełnych „żywych trupów” mokradłach. Niestety choć poszczególnym lokacjom nie można odmówić klimatu, ich wykonanie leży i kwiczy. Jednym się to spodoba, innym nie, ale mają one wybitnie korytarzową konstrukcję i nie pozwalają nawet na najmniejszy skok w bok. Na całe szczęście znalazło się tu odrobinę miejsca w liczne znajdźki i ukryte przed zwykłymi śmiertelnikami pomieszczenia, toteż warto czasami powęszyć.
Skoro Painkiller opiera się wyłącznie na strzelaniu, warto wspomnieć o arsenale. Do naszej dyspozycji oddano strzelbę, wyrzutnię rakiet, legendarną kołkownicę (która niestety jest praktycznie bezużyteczna, z uwagi na długi czas przeładowania), czyli ekwipunek dobrze znany fanom serii. Na szczęście znalazło się tu coś nowego – mowa o broni zwanej „Soulcatcher”, która wysysa dusze przeciwników i po naładowaniu odpowiednią ich ilością korzysta z nich niczym z amunicji. Co ciekawe, każda giwera posiada alternatywny tryb strzału, dzięki czemu ma się wrażenie obcowania z dwa razy większą ilością broni.
Jeśli osiągnięcia z platformy Steam zostaną przekute na trofea, Hell & Damnation będzie stanowiło nie lada gratkę dla miłośników zdobywania pucharów. Niektóre z nich są bowiem diabelnie trudne, zmuszając gracza do opanowania do perfekcji każdej mocnej strony bohatera. To samo tyczy się Kart Tarota, czyli specjalnych mocy dających nam pewne profity podczas zabawy, których zdobycie nierzadko wiąże się z wykazaniem się małpią zręcznością i refleksem, jakiego pozazdrościliby nam nawet kierowcy Formuły 1.
Nie zamierzam oceniać oprawy graficznej, gdyż tak naprawdę nie wiemy, jak będzie prezentować się konsolowa wersja omawianego tytułu. Edycja przeznaczona na PC-ty nie straszy wyglądem, choć do miana „pięknej” odrobinę jej brakuje (o porównaniu choćby z Bulletstormem od People Can Fly nawet nie może być mowy). Mimo wszystko jest to przykład rzemieślniczej roboty, która, choć nie wzbudza zachwytu, zdaje się być bardzo solidnie wykonana. Muzyka z kolei, choć dobrze radzi sobie w budowaniu klimatu i nadawaniu rozgrywce tempa, w żaden sposób nie potrafi wpaść w ucho, przez co po skończeniu zabawy najzwyczajniej w świecie się o niej zapomina.
Przyznam szczerze, że z ocenieniem Painkiller: Hell & Damnation będę miał gigantyczny problem. Z jednej strony bowiem dostajemy dokładnie to, na co czekaliśmy, czyli klasycznego Painkillera w nowej oprawie. Z drugiej jednak w trakcie rozgrywki wyraźnie czujemy, że to już nie to samo, a nieco skostniałej już rozgrywce przydałby się powiew świeżości. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o wrzucenie wszystkich misji z podstawki i dodatku, przez co kampanię można ukończyć w niecałe sześć godzin (należy odnotować, że jest tutaj obecny tryb współpracy, co daje nadzieję na wspólną zabawę ze znajomymi przy jednej konsoli). Mimo wszystko z oceną musimy wstrzymać się do momentu, w którym gra wyląduje na sklepowych półkach – wtedy dowiemy się, jak deweloperzy poradzili sobie z przeniesieniem jej na konsolowe poletko. Na ten moment mogę jedynie powiedzieć, że zapowiada nam się solidna produkcja „jakich dzisiaj już się nie robi”, która pomimo wielu wad i niedociągnięć wciąż potrafi przyciągnąć do ekranu na kilka godzin.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych