Ko-opy: Kane & Lynch 2: Dog Days
Dwóch hardych zakapiorów spotyka się ponownie. Kane przybywa do Szanghaju, aby spotkać się z Lynchem i odbyć ostatnią fuchę – przemyt broni do Afryki. Jak się okazuje, obaj niechcący wkraczają na terytorium gangu. W pościgu prowadzonym przez wąskie uliczki ze straganami, niewinnymi przechodniami oraz wieżowcami po bokach kule penetrują sklepy i tną powietrze.
Dwóch psychopatów w końcu zagania donosiciela w ślepy zaułek, razem z nagą, towarzyszącą mu dziewczyną. Dziewczyna ginie od strzału w klatkę piersiową z ręki Kane’a, a sam Chińczyk popełnia samobójstwo, rozcinając sobie gardło nożem. Już następnego dnia z łowców stają się zwierzyną. Lynch jest schizofrenikiem, który „odwiesił pistolet na kołek” i zaczął w Szanghaju od nowa – razem ze swoją dziewczyną Xiu. Szybko jednak udaje mu się wmieszać w przemyt broni, więc prosi o wsparcie swojego starego kumpla Kane’a, który postanawia mu w tym pomóc, jednocześnie kończąc swoją karierę przestępcy.
Czy chcesz pozostać na stronie?
W kooperacji pogramy we dwie osoby, jeden gracz wciela się w Kane'a, a drugi w Lyncha. Ekran zostaje wygodnie podzielony na dwie części poziomą linią, zajmując całą jego powierzchnię. W co-opie możemy rozegrać całą kampanię singlową lub jej pojedyncze rozdziały (po wcześniejszym ich odblokowaniu) za pomocą mechaniki drop in/drop out.
Od razu po włączeniu kampanii ukazuje się nam znaczek loadingu w postaci słowa „Buffering”, który ma sugerować nam, że zamiast grania oglądamy jakiś chory filmik na YouTube, a w dodatku zapowiada się na taki, który lekką ręką dostał emblemat „+18”. Aby rozgrywka jeszcze bardziej przypominała amatorski film, kamera została umieszczona nad ramieniem postaci, a na jej ekranie pojawia się krew wraz z kroplami deszczu. Te ostatnie potrafią skutecznie utrudnić grę, co bywa irytujące, kiedy celownik znika pod kroplami, a tym nie śpieszy się do spłynięcia na dół, skutecznie utrudniając grę. Dodatkowo, kiedy biegniemy, kamera mocno się trzęsie na boki, co imituje biegnącego kamerzystę, tworząc niepowtarzalny klimat i sugerując nam bycie bardzo blisko popapranego duetu. Nałożono również cenzurę na rany powstałe w wyniku zebrania kilku/kilkunastu kul, czym twórcy najwyraźniej starali się wymigać od kontrowersji, ponieważ niepokojący dla niektórych może już być fakt, że podczas przechodzenia przez niektóre apartamenty i mieszkania w Szanghaju, mamy możliwość strzelania do bezbronnych mieszkańców miasta, zastanych czasem w negliżu.
Początek gry prezentował się fenomenalnie: dynamika, pościgi, zwroty akcji i krew, a do tego humor dwojga protagonistów. Im dalej zagłębiamy się w brutalne uniwersum gry, tym mniej z niego wyciągamy. Schematy się powtarzają, lokacje też już bywają mniej różnorodne (zdarzyło się, że przez trzy misje pod rząd odwiedziłem trzy hangary), a w dodatku coraz bardziej przekonujemy się do tego, że przeciwnicy to zwykli debile, którzy nie dość, że posiadają niesamowity pancerz i trzeba w nich czasem wpakować nawet pół magazynka z automatu, to lubią sobie przejść spacerkiem przez środek dowolnej otwartej przestrzeni. Kiedy chowają się za przeszkodą, wiadome jest, kiedy się wychylą – nie potrafią nawet się przemieścić metr dalej, by zaskoczyć gracza swoją błyskotliwością. Miewają przebłyski inteligencji, kiedy jeden pójdzie środkiem i odwróci naszą uwagę, a drugi będzie nas chciał flankować, ale niestety są to jedynie pojedyncze wybryki. Na szczęście twórcy nie chcieli dać się nam nudzić, wplatając chociażby przejażdżkę helikopterem, ale wciąż wszystko obraca się wokół strzelania, a aż prosi się o to, by wstawić choćby oklepany motyw z podkładaniem bomby, przejażdżkę po zatłoczonych ulicach Szanghaju połączoną z ostrzeliwaniem innych samochodów itp. Jest mnóstwo możliwości, a ile zostało wykorzystanych? Niestety bardzo mało.
Bez przesady z tą inteligencją
Kane oraz Lynch mogą przenosić jednocześnie dwa różne typy broni, co jest bardzo małą ilością, ponieważ, tak jak wspominałem, w pojedynczego przeciwnika często trzeba wpakować mnóstwo kulek i zdarzają się takie sytuacje, kiedy amunicja się kończy i trzeba po nią niebezpiecznie wybiec, dając Sztucznej Inteligencji okazję do wpakowania nam kilku kulek na czysto. Mamy do użytku kilka rodzajów shotgunów, automatów czy klamek, znalazło się nawet miejsce na RKM. Na początku może to dziwić, ale w grze nie ma granatów, ponieważ zastępują je kanistry z paliwem, które efektownie wybuchają po wyrzuceniu ich w powietrze i naciśnięciu triggera. Takie rozwiązanie ma też wadę, ponieważ nie zawsze taki kanister mamy pod ręką w przeciwieństwie do ewentualnego granatu, który się zmieści przy pasku. Warto jednak pobawić się tym systemem, ponieważ kiedy jeden gracz wyrzuci w powietrze zbiornik z paliwem, a drugi go zestrzeli - na taki widok można jedynie wrzasnąć i przybić piątkę.
Wiecie dlaczego w Silent Hill od Konami zdecydowano się na mgłę, która później okazała się głównym sposobem tworzenia klimatu? Pewnie tak, ale nie mogę pozostawić niedomówień - aby zatuszować niedoskonałości silnika graficznego. Taką mgłą tutaj jest filtr sprawiający, że gra przypomina filmik nagrywany budżetową wersją kamery. I wiecie co? Takie zamaskowanie wszelkich niedociągnięć wcale mi nie przeszkadza, bo twórcy z wad silnika zrobili jego zalety, nadając grze jeszcze bardziej chorego wydźwięku. Dog Days naprawdę może się podobać, jeżeli podejdziemy z dystansem do jego niuansów i je pokochamy. Kane i Lynch to naprawdę porąbani kolesie, których nie sposób nie polubić. Osobiście wybaczam tej grze prawie wszystkie jej wady: częste zwiechy konsoli przed ściągnięciem patcha, słaby silnik graficzny i niezbyt rozmownego Kane’a, na rzecz chorego klimatu, rozpierduchy w restauracji i bieganiu nago po parkingu. Tak, Kane & Lynch 2: Dog Days naprawdę jest w stanie sprawić mnóstwo przyjemności z rozgrywki. Jest lepiej niż się wydaje.
Ocena: warto
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych