Cyfraki: Resident Evil Code: Veronica X HD (PS3)

Cyfraki: Resident Evil Code: Veronica X HD (PS3)

misiek_86 | 29.03.2013, 09:00

Resident Evil Code: Veronica to kolejna, po omawianym w poprzednim odcinku Cyfraków Resident Evil 4 odsłoną serii o zmaganiach z zombie, która na początku była exclusive’m dla innej niż PlayStation platformy. Gra ukazała się w pierwszej połowie 2000 roku na Dreamcasta, więc chronologicznie była pierwszym kanonicznym tytułem, który w teorii zerwał z PSXem i jego ograniczeniami sprzętowymi. Jak zaraz dowiecie się z opisu lub pamiętacie z własnych doświadczeń pod względem mechaniki tkwił on cały czas bardzo mocno w erze pierwszej stacjonarnej platformy Sony.

Wake Me Up Before You Go-Go”

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Gra rozpoczyna się filmikiem, który w zamyśle miał być super efektowny zmontowany w „matrixowy” sposób. Być może 13 lat temu takie wrażenie robił, choć śmiem wątpić. Dziś za to z pewnością nie dość, że wywołuje jedynie uśmiech politowania na twarzy, to jeszcze zupełnie nie pasuje do mało dynamicznego klimatu samej rozgrywki. Później bohaterka, w którą wcielamy się w pierwszej połowie gry, Claire Redfield, budzi się w więzieniu. Od początku rzuca się w oczy jedna z cech tej gry – wszechobecna ciemność. Zdecydowana większość lokacji cierpi na niedostatek światła i nawet walka z parametrami obrazu w TV niewiele nam może pomóc. Był to celowy zabieg twórców, aby zmusić grających do korzystania z zapalniczki, czyli pierwszego przedmiotu, który Claire podnosi po wydostaniu się z celi. Nie miałbym z tym problemu, bo ciemność w przypadku wielu tytułów pozytywnie wpływała na „wczówkę”, gdyby nie fakt, że tego niezbędnego przedmiotu nie da się przypisać do żadnego przycisku, a więc szybki dostęp do źródła światła jest niemożliwy. Aby skorzystać z tutejszego substytutu latarki trzeba wejść do menu, znaleźć odpowiedni kwadracik na ekranie ekwipunku, zaznaczyć go, następnie wybrać polecenie „equip” (co jednocześnie sprawi, że postać schowa broń, czyniąc ją bezbronną) i wyjść z menu.

 

Będziemy musieli korzystać z tego „wygodnego inaczej” rozwiązania co pomieszczenie, aby zlokalizować poukrywane w najmroczniejszych kątach przedmioty, więc poziom frustracji u osób mniej cierpliwych lub nieznających starych Residentów (ale czy takie w ogóle zainteresują się REC:VX HD?) może szybko osiągnąć wyżyny. „Boom Boom Pow!” Skoro już mowa o staromodnych rozwiązaniach, to jest ich tu więcej. Zwolenników „klasycznej” trylogii cieszy na pewno fakt, że samej rozgrywce bliżej jest do odsłon z PSXa niż do późniejszego RE4. Co więcej, developing Code Veronica przebiegał mniej więcej równolegle do RE3, więc w pewnych aspektach gameplay’u jest ta odsłona nawet bardziej konserwatywna od „trójki” – brakuje choćby uników, jest za to (na szczęście) szybki obrót o 180 stopni. Sposób poruszania się postaci przypomina więc niezmiennie sterowanie kilkunastotonowym czołgiem, obracającym się wokół własnej osi przed wykonaniem ruchu w innym niż na wprost kierunku. Ten system ma swój urok, po kilkunastu minutach da się już do tego przyzwyczaić, a niska mobilność postaci sprawia, że manewrowanie między zombiakami staje się wyzwaniem i nie raz potrafi podnieść ciśnienie.

re1

Do tego w tej grze każdy nabój jest na wagę złota, więc warto dobijać obalonych zgniłków nożem. Podobnie ma się sprawa z leczącymi spray’ami i roślinkami oraz tasiemkami do sejwowania gry na maszynach do pisania. Wszystkie elementy, za które kochaliście tradycyjne Residenty są tutaj obecne. A drobne innowacje, jak choćby możliwość strzelania z perspektywy pierwszej osoby z dwóch rodzajów broni nie psują zabawy, co najwyżej odrobinę ją ułatwiają. Podobnie jest z wprowadzeniem modnej w owym czasie możliwości strzelania z dwóch pistoletów na raz. Za to rozwiązania takie jak wprowadzenie opcji continue po śmierci postaci, pozwalającej na kontynuowanie zabawy od ostatniego zapisu bez konieczności wracania do menu czy umożliwienie graczowi podniesienia i automatycznego użycia przedmiotu leczącego nawet wtedy, gdy inwentarz jest pełen w 2000 roku były może i nowatorskie, ale dziś nie ma co się o nich rozpisywać. Po prostu dobrze, że są, bo inaczej zabawa z REC:V byłaby mniej przyjemna, a zdecydowanie bardziej bolesna. „Ugly” Innowacyjna była w momencie premiery za to oprawa graficzna Code Veronica.

 

Zrezygnowano w tym przypadku z typowych dla serii prerenderowanych teł na rzecz obiektów trójwymiarowych oraz obsługi dynamicznych efektów, takich jak płonące w oddali zabudowania czy deszcz. Do tego statyczne kamery zostały w części lokacji zmienione na ujęcia płynnie przesuwające się wraz z ruchem postaci. Wówczas stanowiło to zapewne niemałą rewolucję i powód do chwalenia odważnych zmian poczynionych przez developerów z Capcomu. Z dzisiejszej perspektywy niestety oznacza to, że oprawa bardzo się zestarzała. O ile Resident Evil (REmake) wydany tylko 2 lata później do dziś wygląda przyzwoicie m.in. dzięki wykorzystaniu przygotowanych na potężnych stacjach graficznych prerenderowanych lokacji, a miejscami może nawet ucieszyć oko przepychem graficznym, to oprawa REC:V w 2013 roku woła o pomstę do nieba. Trójwymiarowe obiekty, zarówno te na pierwszym planie, jak i w tle, są bardzo proste, a efekty specjalne płaskie i mało wiarygodne. Dodany na końcu tytułu człon HD oznacza w tym przypadku jedynie znaczne podbicie rozdzielczości, które przy braku innych usprawnień tylko ujawnia więcej niedoróbek, zamiast poprawiać ogólne wrażenia wizualne.

re2

„…was a long and dark December.”

 

REC:V jest potwornie brzydkie, na początku trudne w odbiorze, a do tego mało straszne. Tak, ten „horror” zawiera bardzo niewiele elementów, które są w stanie choćby zasiać niepokój w głowie grającego. Co najwyżej czasem gra jest w stanie go obrzydzić, ale i to niezbyt często się udaje. Zaryzykuję falę hejtu ze strony innych fanów serii, ale odnoszę wrażenie, że stare Residenty były dla nas straszne, ponieważ po pierwsze byliśmy młodsi (Ilu z Was miało powyżej 18 lat, gdy pierwszy raz zawitaliście do opuszczonej posiadłości albo do miasteczka Raccoon City? No właśnie), a po drugie jako, że standardy graficzne były zupełnie inne od dzisiejszych, to pozostawało znacznie więcej miejsca dla wyobraźni. Gdy patrzy się na REC:V to można odnieść wrażenie, że pewne sceny 13 lat temu faktycznie miały potencjał, aby zadziałać na naszą psychikę, ale to se ne vrati, jak zwykli mawiać nasi południowi sąsiedzi.

 

 

Czy oznacza to, że gra nie ma jasnych stron? Oczywiście, że ma. Dysponuje dwiema sporymi zaletami. Po pierwsze kampania jest długa i różnorodna. Oferuje ona zabawę na co najmniej 10 godzin, chyba że ktoś zna lokacje, rozkład przeciwników i taktyki na każdego z bossów na pamięć. Wówczas da się przez nią przebiec w mniej niż 5. Do tego dochodzi dwójka bohaterów, bo w drugiej połowie gry śledzimy historię brata Claire, czyli znanego m.in. z pierwszego Residenta Chrisa Redfielda. Środowiska też są zróżnicowane, ponieważ zwiedzimy m.in. wspomniane na początku więzienie, pałac, lotnisko, tajne ośrodki badawcze i treningowe oraz Antarktydę! Po drugie owa kampania jest okraszona jednym z lepszych scenariuszy w historii serii. Oczywiście, nie jest to opowieść na miarę nagrody BAFTA ale w porównaniu choćby z bełkotem z Resident Evil 4 wygląda przekonywująco.

 

For what it’s worth”

 

Na koniec pozostaje odpowiedzieć na pytanie – czy warto tę grę kupić? Odpowiedź będzie wyjątkowo prosta. Nie warto. 80 zł to zdecydowanie za dużo za tak przestarzały produkt, nie wspominając o tym, że podbicie grafiki do rozdzielczości HD tylko mu zaszkodziło. Do tego gra oferuje bardzo mało pucharków. Nawet siła nostalgii nie powinna was przekonać do wydania ciężko zarobionych (przez was lub rodziców) pieniędzy. Lepiej już nabyć któregoś z trzech pierwszych Residentów i cieszyć się hardkorem pełną gębą (zarówno jeśli chodzi o wygląd danej gry, jak i poziom jej trudności). Code: Veronica X HD nie powinna się w tej formie wcale ukazać, a skoro już Capcom musiał ją wypuścić na PSN, to sprawiedliwą byłaby cena równa tej, którą żąda sobie za klasyki z PSXa/PS2 nie poddane żadnej obróbce.

 

ZALETY: długa kampania, przyzwoity scenariusz, sensowne innowacje w stosunku do RE1-3

WADY: słabe intro, staromodny interfejs, toporne sterowanie, brzydka grafika, niezbyt straszna, wygórowana cena

WERDYKT: 5

CENA: 79 zł

misiek_86 Strona autora
cropper