Splinter Cell: Blacklist, czyli od bohatera do...
Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist ma jeszcze przed sobą długą drogę. Produkcja, która została oficjalnie zapowiedziana na zeszłorocznych targach Electronic Entertainment Expo, trafi na sklepowe półki dopiero we wrześniu. Ekipa Ubisoft Toronto, dowodzona przez Jade Raymond (która swego czasu była „twarzą” marki Assassin's Creed), zdaje się doskonale wiedzieć, na co się porywa.
Splinter Cell: Conviction był jaki był. Gra spotkała się z dosyć ciepłym przyjęciem ze strony graczy i recenzentów, choć nikt nie ukrywał, że odejście od kanonu wypracowanego przez poprzednie odsłony cyklu i wprowadzenie nowych rozwiązań rodem z gier akcji, niekoniecznie było dobrą decyzją. Twórcy wyciągnęli wnioski z naszego odzewu i pomimo że opowiedziane w Blacklist wydarzenia będą rozgrywać się po historii przedstawionej w Conviction, zaserwują nam swego rodzaju powrót do korzeni. Nim jednak przejdę do omówienia tego zagadnienia, muszę zatrzymać się na moment przy samej fabule. Patrick Redding z Ubisoft Montreal przedstawił jej zarys w kilku zdaniach:
Sześć miesięcy minęło od zakończenia Splinter Cell: Conviction. Nowa faza w życiu Sama dopiero się rozpoczyna, a wraz z nią pojawia się nowe zagrożenie, mające związek z tytułową czarną listą... Seria ataków postawiła Stany Zjednoczone przed trudną decyzją - wszystkie armie mają zostać wycofane z obcych ziem. Prezydent więc postanawia stworzyć organizację działającą pod przykrywką - 4th Echelon, czarniejszych od czarnego.
Chcąc uzupełnić jego wypowiedź, dodam jeszcze, że Sam otrzymał do dyspozycji odrębną komórkę, której centrum dowodzenia znajduje się... w samolocie szpiegowskim. Ten nosi miano "Paladin" i ma stanowić naszą "bazę wypadową". To tutaj przyjmiemy kolejne zlecenia i zapoznamy się z rozmaitymi wytycznymi. Co więcej, jeśli tylko zechcemy, będziemy mogli zaopatrzyć go w różne ulepszenia, a przechadzając się po jego pokładzie wielokrotnie utniemy sobie pogawędkę z którymś z pozostałych członków załogi. Wielu z nich od czasu do czasu będzie nawet mogło zlecić nam swego rodzaju misję poboczną... Zapachniało Normandią z serii Mass Effect, prawda?
Wracając jednak do samej fabuły - Redding zaznaczył później, że powinniśmy już mieć "mglisty obraz tego, o wydarzyło się po zakończeniu historii opowiedzianej w Conviction". W zasadzie wszystko byłoby na miejscu, gdyby nie fakt, że posiadacze PlayStation 3 nie mieli styczności z tą produkcją, która pojawiła się wyłącznie na Xboksie 360. Szkoda, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że twórcy do tej pory nie wypowiedzieli się na temat tego, czy doczekamy się jakiegokolwiek streszczenia najnowszej części przygód Sama Fishera. Najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście książka, choć gracze byliby chyba zadowoleni nawet z obszernego, filmowego wprowadzenia, które w zgrabny sposób przybliżyłoby nam poruszone tam wątki.
Splinter Cell: Blacklist będzie nas rzucał po całym świecie. Różnorodne środowisko, w jakim przyjdzie nam działać, nie pozostanie bez wpływu na sposoby, w jakie będziemy mogli rozwiązywać konkretne problemy. Wiadomo, inaczej będziemy zachowywać się w dużych, zachodnich metropoliach (Londyn), a inaczej choćby w takim Bengazi (drugie co do wielkości miasto w Libii). Na podstawie opublikowanych przez Ubisoft materiałów śmiało można stwierdzić, że będziemy mieli do czynienia ze swego rodzaju mieszanką rozwiązań znanych z Conviction oraz Chaos Theory, które zostaną doprawione zupełnie nowymi elementami rozgrywki. Dlatego też, musimy przygotować się na to, że misje będziemy wykonywać zarówno pod osłoną nocy (powracają gogle noktowizyjne!), jak i w dzień.
Warto w tym momencie nadmienić, że w trakcie rozgrywki będziemy nieustannie poddawani ocenie. W Splinter Cell: Blacklist można bowiem grać na trzy sposoby. Pierwszy, określony mianem „Ghost”, powinien przypaść do gustu zagorzałym miłośnikom serii – pozwala on bowiem na ukończenie gry... bez zabijania (nie wliczając w to momentów, w których gra nas do tego zmusi). Oczywiście takie podejście do zabawy będzie wymagać kombinowania – przeciwnicy mają być inteligentni i reagować na każdą podejrzaną sytuację, toteż omijanie ich, będzie wiązać się z koniecznością dogłębnego poznania struktury danego etapu. Nieco bardziej standardowo prezentuje się „Panther” - by uzyskać tę rangę, również będziemy musieli kryć się w cieniu i działać po cichu (i starać się nie wywołać wielce niepożądanego alarmu), jednak w tym przypadku dozwolone jest zabijanie wrogów. „Assault” z kolei zadowoli miłośników klasycznych „strzelanek”, którym przyświeca slogan „po trupach do celu”. Nasz styl gry będzie miał o tyle duże znaczenie, że ekwipunek, do jakiego otrzymamy dostęp w trakcie rozgrywki, nagrody oraz umiejętności bohatera, będą stanowić jego bezpośrednie odzwierciedlenie. We wszystkie przydatne rzeczy zaopatrzymy się u niejakiego Charliego, który zaoferuje nam nowe rodzaje broni i gadżety (pokroju granatów wypełnionych gazem usypiającym), podobnie jak pachnące świeżością kostiumy.
Niestety rodzi to pewne obawy co do tego, czy twórcom uda się należycie wykorzystać potencjał drzemiący w tych trzech filarach rozgrywki – nie ma przecież co ukrywać, że „co jest dla każdego, nie jest dla nikogo”. Jade Raymond przekonuje jednak, że poszczególne etapy będą miały bardzo otwartą strukturę i w zasadzie nie natkniemy się tam na żadne ograniczenia – to, w jaki sposób wykonamy konkretne zadanie, będzie zależeć wyłącznie od nas. Na ten moment nie pozostaje nam nic innego, jak wierzyć w jej zapewnienia, zwłaszcza, że udostępnione przez Ubisoft materiały mogą nastroić optymistycznie.
Należy zwrócić uwagę również na to, że Fisher nie jest leszczem i potrafi położyć kilkoma ciosami nieszczęśnika, który stanie mu na drodze. Mimo wszystko w ten sposób można zaalarmować jego kolegów, wobec czego lepszym wyjściem będzie zajście go od tyłu, powalenie i... ukrycie ciała. Tak, twórcy puknęli się w głowę i przywrócili element, którego próżno szukać w Conviction. Zresztą, powraca również nóż (którym zajmę się za moment) – wszystko po to, byśmy nareszcie poczuli się usatysfakcjonowani:
Naszym podstawowym celem było usatysfakcjonowanie fanów i przywrócenie wszystkich elementów, które sprawiły, że Splinter Cell zdobył tak dużą popularność. Przywróciliśmy nóż, możliwość przenoszenia ciał oraz poruszania się po poziomach niczym duch, wykorzystując przy tym wszystkie gadżety Sama. Inspiracją dla Splinter Cell: Blacklist były zatem poprzednie odsłony serii.
Ci, którzy mieli już okazję sprawdzić omawianą grę, są zdania, że w trakcie rozgrywki śmiało możemy poczuć się, niczym w trakcie oglądania efektownego filmu akcji. Niemała w tym zasługa napędzającej ten tytuł technologii, która pozwala nie tylko na uzyskanie wysokiej jakości oprawy graficznej, lecz także na implementację bardzo płynnych animacji (standardowo, aktorzy udzielający głosów poszczególnym bohaterom brali również udział w sesjach motion capture) oraz elementów, jakich próżno szukać w większości współczesnych produkcji. Pamiętacie możliwość przecinania rozmaitych materiałów przy pomocy noża, jaką oferowało nam Chaos Theory? Opcja powraca w Blacklist, o czym mogliśmy się przekonać oglądając pierwszy materiał wideo, jakim pochwalili się twórcy.
Na koniec wspomnę o jeszcze jednej, ważnej rzeczy. Oprócz kampanii dla pojedynczego gracza, w Splinter Cell: Blacklist znajdziemy tryb współpracy oraz oparty na rywalizacji multiplayer. Na ich temat niestety nie zdradzono zbyt wiele – wiemy jedynie, że mają one być rozbudowane i zapewnić nam zróżnicowanie, jakiego próżno szukać w poprzednich częściach serii. Na ich prezentację dopiero przyjdzie czas. Kiedy? Tego niestety nie wiemy.
Tak oto prezentuje się Splinter Cell: Blacklist. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że mamy na co czekać. Jade Raymond i jej ekipa obiecują naprawdę sporo, ale ich słowa są poparte regularnie publikowanymi materiałami. To musi się udać, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że trwają prace nad filmową adaptacją przygód Sama Fishera, w którego wcieli się Tom Hardy. A gdyby Blacklist zawiodło, bojkot filmowego Splinter Cella mógłby przynieść opłakane skutki zarówno dla samej marki, jak i dla Ubisoftu. Francuski wydawca najzwyczajniej w świecie nie ma innego wyjścia i musi dostarczyć nam grę ze wszech miar doskonałą. O tym, czy faktycznie tak będzie, czy też są to jedynie pobożne życzenia, przekonamy się jednak dopiero za kilka długich miesięcy... [Vergil]
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych