Ranker: 10 najlepszych gier spod skrzydeł Lucas Arts
W pierwszej, szkicowej wersji tego tekstu chciałem zacząć od żartu, że od teraz boję się wyjeżdżać z kraju, bo ostatni tydzień spędziłem poza granicami Polski, wróciłem, a tu w międzyczasie mi jednego z ukochanych developerów zamknęli. Niestety, im więcej zagranicznych analiz związanych z decyzją Disneya o zakończeniu istnienia LucasArts czytałem, tym lepiej rozumiałem, że krok ten był… nieunikniony i racjonalny.
Firma LucasArts została założona przez George Lucasa ponad 30 lat temu i miała dostarczać na rynek wysokiej jakości produkcje, przede wszystkim te związane ze stworzonymi przez niego franczyzami – Gwiezdnymi Wojnami i Indianą Jonesem. Przez długi okres się jej to, zarówno w roli developera, jak i wydawcy, niewątpliwie udawało. Niestety, ostatnie lata, a w uproszczeniu właściwie cała kończąca się powoli generacja konsol, upłynęła pod znakiem produkcji przeciętnych lub po prostu złych (Kinect Star Wars stanowiło w moich oczach zwieńczenie tej słabej formy, bo gra ani nie była dobra, ani się jakoś doskonale nie sprzedała). LucasArts AD 2013 nie było więc już dawno firmą, którą pamiętacie z własnych doświadczeń z hitami lat dziewięćdziesiątych lub entuzjastycznych opowieści starszych kolegów. Geniusze kreatywności, z którymi była kojarzona, jak choćby Ron Gilbert czy Tim Schafer, zdążyli zrobić dziesiątki nowych, świetnych gier w miejscach, do których odeszli. Wsiądźmy jednak razem do wehikułu czasu i cofnijmy się do czasów, gdy tytuły ze złotym logiem w napisach początkowych stanowiły wyznacznik jakości w swoich gatunkach (chociaż nowsze pozycje też się w rankingu pojawią).
10. Lego Star Wars
Skoro to tekst o LucasArts, to chyba spodziewaliście znacznego stężenia gier z uniwersum Gwiezdnych Wojen, prawda? Dziś, po 8 latach od premiery pierwszej gry z legoludkami produkcji Traveller’s Tales formuła wygląda na mocno wyeksploatowaną, a twórcy starają się ją urozmaicić, choćby przez wykorzystywanie nowych licencji (Batman, Piraci z Karaibów, Indiana Jones, Władca Pierścieni etc.) czy dodanie prawdziwych głosów klockowym bohaterom. W 2005 roku pomysł połączenia najpopularniejszej marki klocków z jedną z najwyżej wycenianych licencji filmowych w historii wydawała się doskonały. I takim faktycznie się okazał! Duńska firma zabawkarska od dziesięcioleci oferowała modele pojazdów kosmicznych, pośrednio inspirowanych pomysłami rodem z Gwiezdnych Wojen, ale dopiero w połowie ubiegłej dekady pozyskała prawa do produkcji zestawów klocków opartych na prawdziwych Star Warsach.
Gra od TT (wydawcą został LucasArts) miała być przede wszystkim produkcją skierowaną do dzieci, nastawioną na wzmocnienie wśród tej grupy popularności zabawek oraz nadchodzącego w tym samym roku filmu „Zemsta Sithów”. Okazała się jednak tak dobra, że zainteresowała także dorosłych fanów gwiezdnej sagi, który sami lub w kooperacji ze swoimi pociechami zaliczali kolejne poziomy, zaliczając przy okazji wybuchy śmiechu przy okazji doskonale sparodiowanych znanych z nowej trylogii scen. W efekcie Traveller’s Tales dostali zlecenie na przygotowanie kontynuacji, tym razem opowiadającej wydarzenia z klasycznych filmów. Lego Star Wars: The Original Trilogy okazało się równie wielkim sukcesem, zarówno jeśli chodzi o oceny fachowców czy fanów, jak i aspekt finansowy. Obecnie trudno wyobrazić sobie liczącą się platformę do gier bez co najmniej kilku pozycji z serii LEGOcoś w bibliotece.
9. Star Wars: The Force Unleashed
Miejsce dziewiąte w rankingu zostało zarezerwowane dla jedynej produkcji, dla której wiodącą platformą były current-geny, choć oczywiście zostały przygotowane wersje na wszystkie popularne w owym czasie urządzenia do grania, łącznie z tosterami. Przygody tajnego ucznia Dartha Vadera o imieniu Starkiller (co stanowiło swoją drogą bardzo inteligentny zabieg, bo tak w pierwszych wersjach scenariusza „Nowej Nadziei” nazywał się bohater, którego dziś znamy jako Luke Skywalkera), okazały się też ostatnim dużym, wysokobudżetowym sukcesem LucasArts.
The Force Unleashed w zakresie gameplayu stanowiło niezłą wariację na temat japońskich i zachodnich slasherów, ubogaconą dzięki obecności klasycznych zagrań wykorzystujących moc. Rozgrywka, choć mało urozmaicona, mogła sprawiać przyjemność dzięki mnogości zachowujących się w różny sposób przeciwników oraz możliwości łączenia skoków, ciosów mieczem świetlnym i poszczególnych mocy. Elementem, który wyróżniał TFU z tłumu podobnych klonów God of War była jednak fabuła. Została ona sprawnie poprowadzona, twórcy udostępnili dwa różne zakończenia, a co najważniejsze dla hardkorowych fanów Gwiezdnych Wojen była ona spójna z kanonem wydarzeń w uniwersum. Gra doczekała się kontynuacji, która niestety była zaprzeczeniem modnego w swoim czasie w branży określenia bigger, better & more badass i praktycznie w każdej sferze (fabuły, spójności, rozgrywki) ustępowała oryginałowi przez co zebrała bardzo przeciętne oceny.
8. Grim Fandango
Jako że LucasArts przez większą część lat dziewięćdziesiątych skupiał się na produkcjach na komputery osobiste, to i na liście największych hitów gry dostępne wyłącznie na pieca musiały się pojawić. Konsolowych purystów przepraszam za ten śmiały krok i zapraszam do zapoznania się z kolejnymi pozycjami RankeRa, a pozostałym czytelnikom PS3Site dziękuję za kredyt zaufania i niezwłocznie tłumaczę dlaczego Grim Fandango zasługuje na ich uwagę.
Tytuł ten był typowym reprezentantem gatunku przygodówek – gracz musiał eksplorować poszczególne lokacje, zbierać przedmioty, łączyć je, rozwiązywać przeróżne zagadki logiczne i konwersować z napotkanymi postaciami. Miał jednak kilka elementów wyróżniających go z tłumu. Po pierwsze Grim Fandango było pierwszą przygodówką LucasArts korzystającą z dobrodziejstw grafiki 3D, po drugie pozycja ta tryskała humorem, stanowiącym piętno postawione przez głównego scenarzystę, wspomnianego we wstępie do RankeRa, Tima Shafera, a po trzecie wreszcie dysponowała unikatowym światem. Rzeczywistość, w której przyszło funkcjonować głównemu bohaterowi, Manuelowi "Manny’emu" Calavera stanowiła kombinację elementów z azteckich wierzeń na temat świata pozagrobowego oraz wizualnego stylu noir kojarzącego się z takimi filmowymi klasykami, jak chociażby Sokół Maltański czy Casablanca. Gra zebrała dzięki temu całe mnóstwo nagród branżowych, ale sprzedała się tak źle, że w efekcie szefostwo LucasArts znacząco zmniejszyło część budżetu wyznaczoną na produkcję kolejnych przygodówek. Szanse na sequel były, i teraz tym bardziej są, iluzoryczne.
7. Star Wars: Dark Forces
Ten wydany w 1995 na PC oraz później na pierwsze Playstation FPS wprowadzał do tego gatunku wiele elementów, które dziś są standardem, ale wtedy stanowiły niemałą rewolucję. Niesamowitą nowością dla graczy stanowił wówczas fakt, iż bohater gry mógł rozglądać się w górę i w dół, a także skakać i kucać. Dodatkowo w Dark Forces nie wszystkie poziomy dało się przejść wykorzystując do tego blaster. Często trzeba było nagłowić się przy rozwiązywaniu wielopoziomowych zagadek oraz wykazać się zręcznością w sekcjach platformowych. Do tego do dyspozycji bohatera oddano szereg innowacyjnych gadżetów, jak latarka czy maska przeciwgazowa, a część z nich napędzana była bateriami, o których uzupełnianiu należało pamiętać. Grę wyróżniała także topowa, jak na ówczesne standardy, grafika 3D, która niestety została poddana znacznym cięciom w konsolowym porcie.
Dziś oczywiście te wszystkie funkcjonalności wywołują co najwyżej uśmiech na twarzy fanów strzelanin, ale inne aspekty wciąż wyglądają solidnie. Po pierwsze gra, w odróżnieniu od wielkich poprzedników w gatunku FPS, jak Doom czy Wolfenstein 3D, zawierała rozbudowaną warstwę fabularną, opowiadaną za pomocą przerywników filmowych. Po drugie muzyka i inne elementy udźwiękowienia oprawy były zrealizowane na niezwykle wysokim, typowym dla filmów z uniwersum Gwiezdnych Wojen poziomie. Po trzecie wreszcie główny bohater, Kyle Katarn stał się z czasem istotną personą w świecie SW (co ważne – zaakceptowaną przez rzesze fanów!), a kolejne gry z jego udziałem były jeszcze większymi przebojami.
6. Star Wars: Rogue Squadron
Kolejne miejsce w RankeRze, kolejna gra o Gwiezdnych Wojnach. Tak, zdecydowanie fani Star Trecka mnie nie polubią po lekturze… Jednakże ta wydana przed gwiazdką 1998 roku mieszanka symulatora walk latających pojazdów rebelii i imperium i arcade’owej strzelanki w pełni zasługuje na miejsce zarówno na tej liście, jak i we wspomnieniach graczy. W odróżnieniu od wcześniejszych, także doskonałych, gier „kosmicznych” LucasArts, jak X-Wing czy TIE Fighter, Rogue Squadron był bardziej dostępny dla graczy niedzielnych, a sterowanie dostosowano do konsolowych padów. Nie oznaczało to wcale, że gra stała się prosta czy prostacka. Wykonanie wszystkich celów w trakcie kolejnych szesnastu misji i zgarnięcie złotych medali za skuteczność wymagało sprawnych dłoni, a także często zmysłu taktycznego.
Rogue Squadron wyciskał ostatnie soki z platform, na które się ukazał (PC i Nintendo 64), aby ukazać szczegółowe modele wehikułów oraz elementów podłoża oraz płynną animację, a także oferował możliwość polatania większością znanych z filmów statków rebelianckich, takich jak X-Wing, A-Wing czy Y-Wing. Dodatkową atrakcję dla fanów stanowiła możliwość wcielenia się w członków słynnej eskadry łobuzów, na czele z Lukiem Skywalkerem. Z grą wiąże się niezwykle ciekawa anegdota – w trakcie jej dewelopingu filmowy epizod pierwszy (Mroczne Widmo) także znajdował się w schyłkowej fazie tworzenia. W związku z tym LucasArts zdecydowało o umieszczeniu w grze modelu myśliwca z planety Naboo, który nie został jeszcze oficjalnie pokazany kinomanom. Ukryto go pod specjalnym kodem, a większość ekipy programistów nie dowiedziała się nawet o istnieniu tej modyfikacji. Dopiero pół roku po pojawieniu się cartridge’y i płyt z Rogue Squadron w sklepach LucasArts oficjalnie ujawnił istnienie Naboo Starfightera i podało kod na jego odblokowanie. Wyobrażacie sobie w ogóle taką akcję dziś, w erze mediów społecznościowych?
5. Full Throttle
Full Throttle to druga na liście i bynajmniej nie ostatnia przygodówka, a zarazem pierwszy autorski projekt Tima Shafera. O sile tej pozycji nie świadczyły łamigłówki, choć i one stały na wysokim, standardowym w owym czasie dla LucasArts poziomie. Co ciekawe w wyniku niektórych złych wyborów czy zachowań dało się „zginąć”, ale w odróżnieniu od konkurencyjnych w owym czasie produkcji Sierry gracz nie oglądał ekranu Game Over ale słyszał zawiedziony komentarz głównego bohatera i powracał do ostatniego zapisu. Full Throttle stał się w wielu kręgach pozycją legendarną dzięki fabule, dialogom i postaciom. Historia została osadzona w postapokaliptycznym świecie, przypominającym trochę ten z filmu Mad Max. Scenariusz opowiada przygody Bena, lidera gangu motocyklistów, którzy zostali wrobieni w morderstwo szefa ostatniej wielkiej firmy produkującej jednoślady, w świecie powoli opanowywanym przez poduszkowce. W opowiadaniu tej dorosłej i ciekawej opowieści pomagają wiarygodnie nakreśleni bohaterowie i mistrzowski dubbing. Warto wspomnieć, że w rolę głównego antagonisty, Adrian Ripburgera wcielił się... znany przede wszystkim z Gwiezdnych Wojen (i podkładania głosu pod Jokera) Mark Hamill.
4. Star Wars: Shadows of the Empire
„Cienie Imperium” stanowiły ogromny projekt realizowany przez Imperium George Lucasa w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jego celem było stworzenie szeregu produkcji – książek, komiksów oraz gry, których akcja rozgrywała w czasie między „Imperum Kontratakuje”, a „Powrotem Jedi”, czyli w okresie dotychczas w żadnym oficjalnym medium nie eksplorowanym. Miało to na celu odpowiedzieć na pytania wielu fanów oraz zwiększyć spójność uniwersum w kontekście zbliżającej się kinowej premiery odświeżonych wersji klasycznej trylogii. Gra Star Wars: Shadows of the Empire stanowiła jeden z najmocniejszych składników tej przebojowej mieszanki.
W swoim czasie SotE było chwalone za oprawę graficzną(dostrzegacie już pewnie swoją drogą, że najwyższa jakość technologiczna produkcji LucasArts była do pewnego momentu standardem dla tego studia, szkoda że nie pozostała nim do dzisiaj) oraz ogromne zróżnicowanie poziomów. W 1996 roku to, iż raz latało się Snowspeederem wiążąc nogi imperialnym maszynom kroczącym AT-AT, później eksplorowało level z perspektywy 3ciej osoby ostrzeliwując się przy użyciu blastera z bandytami albo szturmowcami, następnie eksplorowało jadący pociąg, aby później przystąpić do walki z bossem robiło niewiarygodne wrażenie, porównywalne tylko z szokiem po ujrzeniu filmowych Gwiezdnych Wojen po raz pierwszy. Wartość dodana, jaką SotE pozostawiło natomiast dla dzisiejszych developerów, to sposób, w jaki jej twórcy byli w stanie stworzyć fajną historię z całkowicie nowymi, ale ciekawymi bohaterami (najemnik Dash Rendar, książę Xizor), która to opowieść pozostawała jednocześnie całkowicie spójna z dziełami bazowymi. Trzeba kunsztu, aby w takiej sytuacji nie wywołać gniewu fanów, a fachowcom z LucasArts się to w 100% udało.
3. Indiana Jones and the Fate of Atlantis
Wspominałem we wstępie, że LucasArts zostało stworzone przede wszystkim po to, aby robić gry na licencji Gwiezdnych Wojen i Indiany Jonesa. Zdążyliście już przeczytać o pięciu doskonałych seriach związanych z tą pierwszą marką, ale co z nie mniej wśród kinomanów popularnym Indym? No cóż, on nie miał tyle szczęścia. Przez 30 lat istnienia LucasArts przyłożyło rękę, jako developer lub wydawca, jedynie do 12 produkcji o jego przygodach, wliczając z to gry z serii Lego czy takie kurioza jak komputerowe „Indiana Jones and His Desktop Adventures”. Można więc bezpiecznie przyjąć, że ostatnią wysokiej jakości produkcją z tym łupieżcą grobowców w roli głównej było Indiana Jones and the Fate of Atlantis z 1992 roku.
Co ciekawe początki pracy nad FoA nie zwiastowały sukcesu – w LucasArts brakowało wówczas rąk do pracy z powodu tworzenia kilku projektów na raz. Dlatego głównym projektantem został Hal Barwood. Miał on co prawda doświadczenie z zarządzania projektami nabyte w Hollywood, ale z branżą gier miał wcześniej niewiele wspólnego. Prawdopodobnie dzięki temu udało mu się wraz z zespołem stworzyć grę ze wspaniałą historią, opartą na całkowicie nowym, niezwiązanym bezpośrednio z żadnym wcześniejszym filmem, scenariuszu. Nie tylko historia stanowiła jednak o sile tej przygodówki. Była ona także bardzo innowacyjna jeśli chodzi o samą rozgrywkę. Chociaż działała w oparciu o typowy dla gier point’n’click interfejs SCUMM, to po pierwsze zawierała nowatorski system „IQ”, który poddawał ocenie sposób w jaki gracz podchodził do kolejnych łamigłówek, a po drugie pozwalał samemu zdefiniować styl zabawy (bardzo podobne rozwiązanie zastosowano niedawno chociażby w Mass Effect 3!). Można było bawić się tradycyjnie, wówczas gra stawiała największy nacisk na łamigłówki i dialogi, w trybie zręcznościowym, w którym nie dało się pomijać sekwencji bijatyk i akcji, a ich liczba była zwiększona lub drużynowym, zakładającym obecność partnerki, Sophii Hapgood.
2. Star Wars: Knights of the Old Republic
Gdy zbierałem materiały do tego tekstu, to największym zaskoczeniem okazał się fakt, że KotoR ma już prawie 10 lat. Zdziwiłem się, ponieważ dzieło będące efektem kooperacji Bioware i LucasArts wygląda i działa całkiem nowocześnie. Mechanika oparta o zmodyfikowane do potrzeb papierowego RPG Star Wars zasady trzeciej edycji Dungeons & Dragons po dziś dzień sprawdza się doskonale. Można zaryzykować tezę, iż nawet przez adaptacją dokonaną przez Bioware pasował on lepiej do komputerowego RPG, zakładającego automatyczne obliczenia mnóstwa wpływających na walkę parametrów niż do papierowej zabawy, gdzie to wszystko trzeba liczyć samemu. KotoR stawiał ponadto na schematy rozgrywki sprawdzone w ubóstwianych przez wielu graczy pecetowych Wrotach Baldura – pewną schematyczność zadań ukrywała ciekawa historia, a walka opierała się na taktycznym zarządzaniu drużyną i wykorzystywaniu indywidualnych umiejętności jej poszczególnych członków.
Osadzenie akcji 4 tysiące lat przed wydarzeniami znanymi z filmów pozwoliło scenarzystom z Bioware puścić wodze fantazji i stworzyć wysokiej jakości scenariusz, w którym centralną rolę odegrał rosnący w siłę Lord Sith, Darth Malak, który zdecydował się otwarcie zaatakować republikę i Zakon Rycerzy Jedi. Bohater w trakcie długiej, dziejącej się na wielu zróżnicowanych planetach, przygody przechodzi typową drogę od zera do bohatera po drodze rekrutując do swojej ekipy wiele barwnych postaci. Może też podążać ścieżką jasnej lub ciemnej strony mocy, w rezultacie czego ogląda zupełnie inne zakończenie po finałowej potyczce. Brzmi znajomo? No cóż, wiele doświadczeń nabytych w trakcie tworzenia KotoRa spece z Bioware wykorzystali w trakcie praca nad sagą Mass Effect. Niestety LucasArts zamiast dbać o jakość kolejnych produkcji z serii postanowili pójść ścieżką łatwego zarobku. Przygotowanie sequela powierzyli Obsidian Entertainment. Ci mieli ambitne plany, aby stworzyć grę jeszcze głębszą, większą i dłuższą. Niestety w wyniku nacisków wydawcy na jak najszybszą premierę w sklepach pojawił się dobry, ale ewidentnie pocięty i niedopracowany produkt. Jak nietrudno się domyślić KotoRa trzeciego już nie ujrzeliśmy…
1. Secret of Monkey Island
Najlepsza przygodówka point’n’click w historii. Najbardziej zabawna gra zeszłego wieku. Najbardziej fajtłapowaty główny bohater. Najbardziej nietypowa gra o piratach. Tytuły przyznawane pierwszej odsłonie niezwykle udanej serii o Małpiej Wyspie można mnożyć w nieskończoność. Ta gra właściwie nie miała słabych punktów – oprawa wyznaczała wówczas standardy jakości, pięknie narysowane i zaanimowane dwuwymiarowe postaci robiły wrażenie na recenzentach. Fabuła była spójna, a dialogi niezwykle zabawne, do tego postaci stanowiły kolejny mocny punkt, ponieważ były odwrotnością standardowego dla kina czy książek schematu – Guybrush zamiast nie znającym strachu piratem okazał się szybko dobrodusznym głupkiem, a potencjalna dama w opałach - Gubernator Marley cwaną kobietą „z jajami”, która własnoręcznie chciała pokonać złego pirata, Le Chucka.
Gracze tak dobrze przyjęli dzieło Panów Gilberta, Schafera i Grossmana, że kolejne sequele sprzedawały się doskonale. Były one również wspaniałymi tytułami (może z wyjątkiem wydanej m.in. na PS2 części czwartej, której nie posłużył przeskok w trzeci wymiar), a kilka lat temu za kontynuowanie serii w ramach epizodycznego serialu wzięło się uznane studio Telltale Games. Z perspektywy posiadaczy PS3 dodatkowy plus stanowi fakt, iż w PS Store da się znaleźć doskonale zremasterowane dwie pierwsze odsłony w racjonalnej cenie. Nic, tylko łyknąć kubek grogu za zdrowie byłych pracowników LucasArts, założyć przepaskę na oko i chwycić pada w dłoń!
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych