Reklama
Ko-opy: Army of Two: The Devil's Cartel

Ko-opy: Army of Two: The Devil's Cartel

Kuba Kleszcz | 28.04.2013, 14:00

Dzisiaj na tapetę trafia trzecia odsłona Army of Two, czyli kolejna odsłona z serii, która zawsze stała kooperacją i czyniła z niej swój znak rozpoznawczy. Oto rozwiązanie zagadki, dlaczego Rios i Salem nie wystąpili w rolach postaci pierwszoplanowych - nie chcieli się takim trybem kooperacji ośmieszać przed kolegami po fachu.

O Army of Two: The Devil's Cartel mogliście poczytać dwa tygodnie temu w mojej recenzji, w której omówiłem wszystkie pozostałe aspekty gry, dlatego po nie odsyłam was właśnie tam. Krótkie przypomnienie fabuły: nasi nowi protagoniści ścierają się z kartelami narkotykowymi, które odgrywają najważniejszą rolę w grze. Na ich czele stoi Esteban Batistuta, którego, jak się łatwo domyśleć, trzeba się czym prędzej pozbyć. Jeśli chodzi o fabułę, to do kooperacji tyle wystarcza.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Kartel Diabła przyjazny środowisku

 

Dwójka graczy decydujących się na tryb kooperacji otrzymuje identyczną kampanię, jaka czeka na nas również w trybie dla pojedynczego gracza, dlatego nie ma sensu przechodzić samemu trybu, który jest na raz i nie zachęca nas do ponownego zagrania. The Devil's Cartel zostało brutalnie wyprane z tego, za co fani pokochali wyróżniający się tryb kooperacji. Ze świecą w ręku można szukać momentów, w których dobra współpraca jest jedynym sposobem do osiągnięcia celu, ponieważ zawsze chodzi o to samo: całkowity rozpieprz, nic więcej. Zniknął nawet wskaźnik poziomu Aggro, który pokazywał, na kim skupia się obecnie uwaga przeciwników. Podział Aggro niby występuje dalej, ale stał się o wiele bardziej umowny i już nie opiera się na nim rozgrywki. Wszystkie sceny back-to-back, wybory określające nasze poczucie moralności, a razem z nimi cutscenki różniące się zależnie od podjętego wyboru, w końcu obmyślanie taktyki i wymyślanie różnych zagrywek opierających się na wskaźniku Aggro. To wszystko zostało grzecznie posegregowane i wrzucone do odpowiednich kontenerów, by w końcu wywieziono to na wysypisko śmieci i słuch o tym zaginął. Co prawda, co jakiś czas bierzemy udział w sekcjach na szynach lub zasiadamy za sterami sporego działka, ale ile tutaj współpracy? Tyle co w singlu, czyli wcale.

 

 

EA odpowiedzialne jest również za spieprzenie innych ciekawszych serii tej generacji, popełniając ostatnią część trylogii, którą kiedyś nazywano horrorem, a teraz? Stała się zwykłą trzecioosobową strzelaniną, nic specjalnego. Wiecie już o czym mówię? Oczywiście, że chodzi o Dead Space 3, które spotkał ten sam los z rąk tego samego wydawcy - wszystkie uwielbiane przez nas elementy trafiły w przestrzeń kosmiczną i zastąpiono je jedynie większą dawką strzelania. Ich ostatnie produkcje, czyli Dead Space 3, Army of Two: The Devil's Cartel i FIFA 13, w mniejszym lub większym stopniu mnie zawiodły, wyraźnie odstając poziomem od poprzedniczek. Chciałbym do tej listy jeszcze dopisać Crysis 3 oraz Medal of Honor: Warfighter, jednak nie grałem w nie, a nie chcę się opierać tutaj na czyimś zdaniu i recenzjach innych osób z branży. Oprawa graficzna w Army of Two nie zachwyca już w singlu czy podczas kooperacji przez Internet, a apogeum swojej żałości osiąga podczas gry na podzielonym ekranie, gdy konsola musi się natrudzić, żeby wygenerować oddzielny obraz dla każdego gracza z osobna i raczy nas kwadratowymi kołami, doczytującymi się na naszych oczach teksturami i niestabilną animacją lecącą na łeb, na szyję. Aż dziw, że to wszystko śmiga na silniku Frostbite 2.0, na którym można zdziałać cuda, co udowodniło studio EA DICE w swoim Battlefield 3.

 

Target neutralized

 

Gracz bombardowany jest zewsząd punktami, które zdobywa za byle pierdnięcie. Nagradzane jest dosłownie wszystko, co można sobie wyobrazić, a po osiągnięciu punktu kontrolnego gra zestawia ze sobą dokonania obu graczy, przypinając jednemu z nich metkę "winner" (raczej "wiener"). Wow, aż tyle, kompletnie zero motywacji do rywalizowania ze sobą i zabiegania o wyższe wyniki, gdyż nie dostajemy praktycznie nic w zamian, oprócz odblokowywania nowych broni, które i tak potem całkowicie olałem, bo znalazłem odpowiadająca mi kombinację i na tym się skończyło.

 

 

EA ma ostatnio talent do skopywania największych marek i aż boję się czekać na ich kolejne produkcje. Army of Two: The Devil's Cartel to gra, która nadaje się co najwyżej do rozgrywki singlowej, ponieważ od trybu kooperacji wymaga się jednak nieco więcej, pewnych ficzerów sprawiających, że ko-op jest ko-opem, że czuć obecność drugiego gracza i jest ona naprawdę wymagana, a nie kończy się na wspólnym klejeniu żółwików. Tutaj tego brakuje, bo kolega obok na kanapie niestety nie ma większego wpływu na rozgrywkę. Jeżeli zależy wam na dobrym naparzance na podzielonym ekranie, to Kartel Diabła omijajcie z daleka, ponieważ nawet fani serii nie będą w stanie łyknąć takiego ko-opa. 

 

Ocena: nie warto

Kuba Kleszcz Strona autora
cropper