Wkraczamy do świata Metro 2033
Uniwersum Metro 2033 jest znane nie tylko molom książkowym, lecz również graczom, jacy mieli okazję zaznajomić się z Metro 2033 - produkcją stworzoną przez ekipę 4A Games, która niestety nie pojawiła się na PlayStation 3. Jako, że do premiery ich kolejnego tytułu, czyli Metro: Last Light, pozostały już niespełna dwa tygodnie, postanowiłem, że zapoznam Was ze światem, którego autorem jest Dmitry Glukhovsky, byście mieli jasny obraz tego, do jakiego miejsca już niebawem będziecie mogli trafić.
Dzisiaj zajmiemy się historią postapokaliptycznego pustkowia, jakim stała się ziemia, a już w przyszłym tygodniu opowiem Wam, co takiego wydarzyło się w grze Metro 2033 i dlaczego Artem (główny bohater) jest obecnie postrzegany jako jedyna szansa na ratunek dla mieszkańców moskiewskiego metra. Bez zbędnych ceregieli... schodzimy pod ziemię.
Wielka wojna roku 2013
A Ty, młody, co tak sterczysz? Chodź no do ogniska i siadaj na rzyci, pókim dobry. O, widzisz? To nie było takie trudne. A teraz zawrzyj gębę i słuchaj, co takiego mamy Ci do opowiedzenia.
Wielka wojna, jaka rozegrała się w 2013 roku, stanowi integralną część uniwersum stworzonego przez rosyjskiego pisarza. Niestety na dzień dzisiejszy nie wiadomo na jej temat zbyt wiele. Ze strzępków informacji, w których posiadaniu jest jeszcze wielu mieszkańców moskiewskiego metra, konflikt rozgorzał pomiędzy Federacją Rosyjską i bliżej nieokreśloną liczbą innych państw, wśród których z całą pewnością znalazły się Stany Zjednoczone. Najprawdopodobniej poszło o ropę, choć są to jedynie domysły fanów, a sam Glukhovsky nie zajął jeszcze żadnego, oficjalnego stanowiska w tej sprawie.
Tym jednak, co wiemy na pewno, jest fakt, że Rosja jako pierwsza została zbombardowana przy pomocy ładunków nuklearnych. Celem stały się największe, rosyjskie miasta, wliczając w to nie tylko Moskwę, lecz również Petersburg. Na moment przed tym, jak w stolicy Rosji huknęły pierwsze eksplozje, zdecydowano się na kontratak i wystrzelono kilka rakiet, które przecięły niebo i skierowały się w stronę agresorów. Po tym, jak Moskwa została zniszczona, sprawy nabrały już błyskawicznego tempa – pozbawione dowództwa załogi rosyjskich statków „wystrzelały się” z posiadanych przez siebie ładunków, co doprowadziło do zniszczenia „reszty świata”, a przynajmniej Europy. Niewiele wiadomo na temat tego, czy któremuś z państw udało się przetrwać, choć na Ziemi wciąż można znaleźć obszary, które nie tylko nie zostały zbombardowane, lecz również nie dotknęło ich żadne skażenie. Nie zanosi się jednak na to, by przyjaznych dla zwykłego człowieka miejsc miało być zbyt wiele – od tamtych wydarzeń minęło bowiem ponad dwadzieścia lat, a ludzie pozbawieni elektryczności i wszystkich wynalazków cywilizacji, najpewniej zdążyli już zaadaptować się do nowych warunków życia i... zdziczeć.
A co z tymi, którym udało się uratować? Nie będziemy zajmować się ludźmi w garniturach, którzy do ostatniej chwili trzymali państwo w ryzach. Ci bowiem byli doskonale przygotowani, przez co poukrywali się we własnych bunkrach, gdzie pewnie siedzą po dziś dzień. O ile oczywiście nie zdążyli się już pozjadać lub przynajmniej pozabijać. Dla nas najważniejsi są zwykli obywatele, którzy otrzymali od losu szansę na uratowanie życia. Na moment przed uderzeniem rakiet w niedawno tętniącą życiem metropolię, zostały otwarte włazy do tamtejszego metra, gdzie jednak mogli ukryć się wyłącznie wybrańcy. Widziano, jak przerażone matki w pośpiechu oddają swoje dzieci w ręce obcych ludzi, a sami zostają na powierzchni, czekając na pewną śmierć. Widziano, jak ludzie zamykają się w domach, wierząc, że to cokolwiek da. Widziano wreszcie, jak ludzie brutalnie się zabijają, byle tylko trafić do podziemi, które stanowiły jedyną gwarancję bezpieczeństwa. Chwilę potem nastąpiły pierwsze wybuchy...
Ludzie trafili więc do metra, a wielu z nich nawet się cieszyło, że udało im się przeżyć. Wiele rodzin zostało jednak rozdzielonych, przez co ich ocaleni członkowie pogrążyli się w rozpaczy. Szybko jednak zdano sobie sprawę z tego, że mieszkańcy Moskwy trafili niczym szczury do klatki. Bo co w takim metrze jeść? Czym się zajmować? Jak spędzić resztę życia pod ziemią?
Nowa lekcja życia...
Przez pierwszych kilka lat, moskiewskie metro zapewniało swoim mieszkańcom bezpieczeństwo. Ludzie szybko zaczęli okupować poszczególne stacje, które w zasadzie śmiało można przyrównać do greckich polis. Każda z nich była bowiem rządzona przez inne osobistości, na każdej panowały nieco inne warunki, a także prawa i obowiązki. Ludzie zrobili jednak wszystko, by nie stracić resztek człowieczeństwa. Olbrzymią wagę zaczęto przywiązywać do czasu. Pozbawieni dostępu do słonecznego światła, zwracali baczną uwagę na swoje zegarki i pilnowali, by żaden z nich nie „oszukiwał”. Szybko zaczęto hodować świnie, które były dla ludzi źródłem niezbędnego białka. Hodowano również grzyby, z których robiono herbatę lub pędzono alkohol.
Pieniądze, wokół których kręciło się całe życie na powierzchni, tutaj straciły całą swoją wartość i stały się zwyczajnie bezużyteczne. Nie oznacza to jednak, że nie zostały zastąpione – ich miejsce zajęła bowiem... amunicja. Naboje, które bezsprzecznie stanowiły jeden z najcenniejszych „surowców” metra, można było wymienić w zasadzie za wszystko. Niektórzy się na tym wzbogacili i szybko stali się swego rodzaju magnatami, podczas gdy inni... cóż, większości nie pozostało nic innego, jak wydać resztki posiadanego przez siebie „majątku” i żyć w nędzy.
Na wielu stacjach wprowadzono rygor, któremu mieszkańcy musieli się podporządkować. Wydzielano racje żywnościowe, rozmaite pomieszczenia przydzielano tylko najważniejszym obywatelom (reszta mieszkała na przykład w namiotach ulokowanych choćby bezpośrednio na peronie), a ograniczony dostęp do nienapromieniowanej wody sprawił, że myto się nie częściej niż... raz na tydzień. Poszczególne stacje, osamotnione i zdane wyłącznie na siebie, nie przetrwałyby zbyt długo w „nowym świecie”. Dlatego też szybko zaczęto zawierać sojusze, które miały pozwolić na utrzymanie przy życiu mieszkańców metra. Jak łatwo można się domyślić, to nie wróżyło niczego dobrego.
Pierwszą z wartych uwagi frakcji jest Hanza, czyli Związek Stacji Linii Okrężnej. To istna ostoja kapitalizmu, a jednocześnie największa z tutejszych koalicji. Hanza przecina wszystkie linie moskiewskiego metra, a zapewniając przystępne warunki do handlu, szybko stała się ekstremalnie bogata. Wydawać by się mogło, że ludzie dostali od życia taką nauczkę, że nigdy już nie nabiorą ochoty na wojowanie. Nic bardziej mylnego... Niestety nic nie trwa wiecznie, toteż Hanza szybko wdała się w wojnę z kolejną, podziemną siłą, jaką są komuniści. Ci okupują Linię Czerwoną, a po długiej i wyniszczającej wojnie o stację Plac Rewolucji, stali się w zasadzie zupełnie neutralni. Konflikt zakończył się rozejmem, który sprawił, że mieszkańcy metra mogli odetchnąć z ulgą. Niestety w metrze funkcjonuje jeszcze jedna „organizacja”, czyli IV Rzesza - to faszyści, którzy na ten moment mają do dyspozycji trzy stacje (Puszkińska, Twerska i Czechowskaja), jednak za wszelką cenę chcieliby kontrolować jak największy obszar metra. Na ich celowniku znaleźli się wszyscy, którzy nie są Rosjanami oraz "słabe ogniwa", którzy są przez nich eliminowani.
W moskiewskim metrze działają jeszcze pomniejsze federacje, pokroju Konfederacji Arbackiej i Stowarzyszenia WOGN, jednak nie mają one wielkiego wpływu na rozgrywające się tutaj wydarzenia. Oczywiście nie mogło zabraknąć rozmaitych organizacji religijnych, na czele z Satanistami czy sektą Wielkiego Czerwia. Swoją obecność zaznaczyli tu również Świadkowie Jehowy, którzy snują przed swoimi wyznawcami wizję „raju na ziemi”...
"Boże, jaki piękny świat zniszczyliśmy..."
Po kilku latach zaczęto dochodzić do wniosku, że na powierzchni zrobiło się już na tyle bezpiecznie, iż można zobaczyć, co w zasadzie się tam dzieje. Widok, jaki zastały pierwsze osoby, które opuściły bezpieczne metro, w istocie „zapierał dech w piersiach”. Miasto było doszczętnie zniszczone, w okolicy nie było śladu po ludziach, o których przypominały jedynie wraki samochodów i szkielety budynków. Tak zresztą wyglądał cały świat, który wciąż borykał się z zimą nuklearną... W ten oto sposób powstali Stalkerzy – dobrze zaopatrzone jednostki, które zapuszczały się na powierzchnię w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. To oni dbali o dostawy amunicji do metra, a także przynosili ze sobą resztki nienapromieniowanego alkoholu, widokówki oraz książki.
Było to jednak o tyle niebezpieczne zajęcie, że szybko dali o sobie znać nowi mieszkańcy świata. Żywe istoty, wystawione na promieniowanie, zaczęły bowiem mutować, przeobrażając się w prawdziwe monstra. Psy, koty, węże, jaszczurki, ptaki, ryby – wszystko to zniknęło, a na ich miejscu pojawiły się nowe, śmiertelnie niebezpieczne stworzenia, dla których ludzie stali się bardzo smakowitym kąskiem. Owszem, nie były one nietykalne, a celna seria z karabinu skutecznie studziła ich zapały, jednakże jakimś cudem udało im się znaleźć wejścia do moskiewskich podziemi, przez co sytuacja stała się niesamowicie poważna.
Mimo wszystko mutanty nie były największym zmartwieniem, bo opierały się jedynie na sile fizycznej, przez co ich ataki były jak najbardziej do odparcia. Po jakimś czasie pojawiło się nowe zagrożenie, w postaci tak zwanych Czarnych, którym musiał stawić czoła nie kto inny, jak właśnie Artem.
Ale to już temat na inną opowieść...
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych