Playtest: Graliśmy w Tearaway!
Media Molecule. Studio, które na świat wydało serię LittleBigPlanet i przesympatycznego Szmaciaka, który szybko stał się maskotką Sony, której tak bardzo przez te lata brakowało. Po wydaniu drugiej odsłony, brytyjskie studio zabrało się za nowy projekt i po jakimś czasie ogłosili światu Tearaway, produkcję w całości stworzoną z papieru. Już wtedy wiedziałem, że nie będzie to coś oklepanego. Czekałem na powiew świeżości, coś kolorowego, przyjemnego i wciągającego. Dostałem znacznie więcej, a miejcie na uwadze, że to opinia wyjęta po ograniu wersji preview udostępnionej przez Sony.
Kod skupił się na samym początku gry, dzięki czemu miałem okazję bliżej poznać się z naszym posłańcem (w moim przypadku to był on, można wybrać płeć żeńską), nazwanym Iota. Od samego początku myślałem, że to właśnie sympatyczny ludzik z papieru jest naszym głównym bohaterem, ale … nie do końca. Im więcej czasu spędzałem biegając po papierowym świecie, tym dobitniej do mnie docierało, że centralną postacią tej produkcji jestem … ja. Tak, ja, Ty czytelniku lub czytelniczko. To ja bezczelnie wdarłem się do spokojnego świata przynosząc ze sobą Pudłaki i to do mnie kierowana jest wiadomość niesiona przez posłańca. By dobitniej to uświadomić, „dziurawe”, papierowe słońce pokazuje obraz z frontowej kamery PlayStation Vita, więc nie wystraszcie się gdy zobaczycie samych siebie w grze. Mój i po premierze – Wasz – wpływ na grę jest znacznie większy. Gdy zostałem poproszony o użyczenie głosu strachowi na wróble by ten mógł nastraszyć ptaszyska poczułem się dziwnie, bo o to wirtualna postać z gry przemawiała moim głosem. Czegoś takiego nie spotyka się na co dzień.
Inne sposoby interakcji były już bardziej „growe” i opierały się na paluchach, które lepiej mieć czyste w trakcie gry, bo będziemy nimi operować praktycznie non stop. Widząc na ziemi teksturę podobna do nadruku na tylnym panelu wiemy, że naszym zadaniem jest „puknąć” w tył konsoli by wybić Iotę. Za to gdy zobaczymy a trakcie gry dziwne naklejki z odciskiem palców wiemy, że na przednim ekranie musimy wejść w interakcję z danym elementem gry. Wszystko jest w tym przypadku tak naturalnie i nienachalnie wrzucone, że inni powinni się uczyć jak wykorzystywać możliwości jakie daje PS Vita. Jestem w stanie się założyć, że Media Molecule zarobiłoby miliony z takich korepetycji. Nasza rola w manipulacją świata nie kończy się jednak tutaj. Może i nazbyt radośnie podchodzę do tej produkcji, ale inaczej nie potrafię po dwukrotnym przejściu udostępnionego fragmentu. Co jakiś czas proszeni jesteśmy przez napotkane postaci o wykonanie pewnych rzeczy. Wiewiórce skradziono koronę, więc musimy ją wykonać. W górach brak śniegu, a gdy się pojawi za naszą sprawą – przydałyby się rękawiczki. Rozwiązanie? Stwórz to sam. Tak, dostajemy miejsce pracy, kolorowe kartki, ołówek (może się złamać w trakcie używania!), gumkę i hulaj dusza. Jeśli nie potraficie rysować – zupełnie jak ja – wasze dzieła będą pokraczne (u mnie zamiast śniegu latało coś przypominającego rozgwiazdy), w innym przypadku będzie mogli się pochwalić całemu światu robiąc zdjęcie.
Iota poza byciem posłańcem szybko staje się także fotografem. Ale nie takim w stylu facebookowych „Tearaway's Iota Photography” gdzie wrzuca słitaśne fotki, ale fotografem z prawdziwego zdarzenia. Różne obiektywy i dostępne filtry dają nam GIGANTYCZNE możliwości w przenoszeniu świata na odbitki. Tak, możemy strzelić dobie tzw. samoje*kę w instagramowym stylu, z tym, że bez hashtagów a nawet puścić to w świat na specjalną stronę podobną do tej, która towarzyszy LBP. Ja jednak miałem większą frajdę robienia zdjęć krajobrazu z obiektywem szerokokątnym, lataniem po planszy i pstrykania fotek makro zamiast przechodzenia gry. Aparat jest także ważny jeśli chodzi o fabularne postępy, gdyż czasami spotkamy elementy świata pozbawione „tekstur” i po strzeleniu w nich aparatem – magicznie się pojawiają, nagradzając nas specjalnymi przedmiotami i konfetti.
Rozpływam się nad poszczególnymi elementami, ale wiem, że zastanawia was co z rozgrywką. Ta jest prosta i opiera się na wykonywaniu mniejszych i większych zadań by przeżywać „opowieść”. Wspomniałem na początku, że nasza osoba wnosi do świata Pudłaki, które starają się napsuć posłańcowi trochę krwi. W moim kodzie spotkałem trzy rodzaje – zwykłe pudłaki, te na szczudłach oraz z trampoliną na których trzeba naskoczyć, a później zgnieść palcem jak robaka. Eksploracja odbywa się w ramach poszczególnych plansz w których poukrywano dodatkowo prezenty, a porozrzucano konfetti, które służy jako waluta (kupujemy ozdoby dla posłańca oraz filtry aparatu). Bardzo fajnym patentem jest odblokowanie prawdziwego modelu origami, który po synchronizacji z siecią możemy pobrać z naszego konta na stronie i samemu poskładać. Nic tylko chylić czoła przed tym pomysłem.
Na koniec zostawiłem sobie wszelakie sprawy techniczne, bo nie jestem w stanie o grze napisać inaczej niż w superlatywach. Styl graficzny na ekranie Vity prezentuje się fenomenalnie, kolorowo, radośnie i uroczo. Na tyle, że nawet będąc zmęczonym ciągłym ślęczeniem przy pracach nad nową stroną, czułem się uradowany mogąc biegać sobie po papierowym świecie. Przygrywająca muzyka w tle powoduje, że czujemy błogi spokój i jeśli zamkniemy oczy ze słuchawkami na uszach, słuchając muzyki z gry, to łatwo odpłyniemy. Polska lokalizacja, jak zawsze w tego typu produkcjach wypada fantastycznie (oczywiście nadal mówimy o kodzie preview) i nie wiem czego się tutaj doczepić. Całość zamykam jedną rzeczą – możliwością edycji naszego bohatera. Naklejka tu, naklejka tam i patrząc na rozradowaną mordkę Ioty poczułem się jak mały dzieciak bawiący się swoją ulubioną zabawką. Ja, dwudziestotrzyletni chłop.
Jeśli chociaż przez chwilę wątpiliście w Tearaway, to przestańcie. To najlepsze co może was spotkać w jesienne południa. Ta gra jest źródłem ciepła i optymizmu, a przynajmniej na taką się zapowiada. Miód na me serce.
PS Jeżdżenie na świniaku, na tak zwany "oklep" to najlepsze co spotkało mnie w grze:
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych