Kiedy w lipcu 2011 roku wystartował portal Twitch.tv, nikt nie mógł przypuszczać, że niecałe 3 lata później stanie się on najpopularniejszym serwisem, który zezwala na strumieniowe przesyłanie rozgrywek w postaci przekazu audio-wideo, dzięki któremu każdy szary człowieczek posiadający pomysł, umiejętności oraz odpowiednie oprogramowanie może stać się gwiazdą internetu.
Justin.tv, firma-matka, która stoi za Twitchem, zarabia przeogromne sumy pieniędzy, jednak oprócz zarobku, przylgnęła do nich łatka propagatorów szeroko rozumianego e-sportu. Jeśli szukasz transmisji turniejów, rozgrywek, potyczek klanowych lub zwykłych gameplayów nagrywanych w domowym zaciszu, to Twitch powinien być pierwszym skojarzeniem. To właśnie tam pro-gracze, komentatorzy lub przeciętni ludzie codziennie dostarczają milionów godzin materiałów, które, odpowiednio posegregowane, czekają na każdego chętnego.
Dalsza część tekstu pod wideo
W czym tkwi fenomen streamowania? Jedni wieszczą, że poprzez transmisje na żywo zginą tradycyjne recenzje. Sprzedawcy obawiają się, że ludzie, zamiast kupować gry, będą je „przechodzić na wizji” razem ze streamującym, dzięki czemu poznają fabułę i nie odczują potrzeby spróbowania samemu. Oba powyższe przykłady są stawiane nieco na wyrost, bowiem ludzie dalej czytają recenzje i dalej kupują gry, jednak nie można im odmówić, że wyrastające jak grzyby po deszczu platformy umożliwiające transmisję rozgrywek otwierają szereg nowych możliwości.
Tak popularne wśród dzisiejszej młodzieży „Let’s Playe”, podczas których nagrywający prezentuje rozgrywkę wraz z komentarzem, miały jedną zasadniczą wadę – brak natychmiastowego kontaktu z oglądającymi i zero możliwości interakcji. Tutaj na scenę wkraczają Live Streamy. Po raz pierwszy od lat widz stał się aktywną częścią procesu, który dotąd mógł komentować dopiero po tym, kiedy odpowiednio obrobiony materiał trafiał na YouTube lub podobny mu serwis. Nagrywający mógł wziąć sobie do serca sugestie i komentarze, by przy okazji nagrywania kolejnych odcinków lub serii odpowiednio skorygować swoje podejście, zachowanie lub nawet sposób narracji, lecz to wszystko wydłużało cały proces.
Onegdaj ambitni youtuberzy po skończeniu nagrywania materiału wideo i ścieżki audio z komentarzem dopiero zaczynali żmudny proces montażu – jeśli narracja była zgrywana osobno, należałoby usunąć szumy, wzmocnić wokal, połączyć i zsynchronizować go z obrazem, dodać intro/outro, ewentualny zapis kamerki z twarzą, który również trzeba zsynchronizować, wyrenderować plik końcowy, wgrać na YouTube, dodać opis, tagi, wybrać miniaturkę, a na sam koniec oznaczyć odpowiednimi adnotacjami materiał. Po pewnym czasie zdawali sobie sprawę, że sam post-procesing zajmował dużo więcej czasu niż faktyczne zgrywanie audio-wideo, co mogło skutecznie podciąć skrzydła tym mniej zawziętym, szczególnie, jeśli dopiero zaczynali przygodę z YouTube, nie mając kontraktu z partnerem, nie zarabiając oraz nie widząc powiększającej się liczby subskrybentów. Owszem, można wrzucać surowe materiały bez obróbki, jednak dzisiejszy widz jest dużo bardziej wymagający niż ten, który odwiedzał wyżej wymieniony serwis 3-4 lata temu. Zaadaptuj się lub odpuść na starcie – Internet nie zna już litości dla kiepskiej jakości materiałów.
Kiedy na rynek wszedł Twitch, mający dość edycji i montażu użytkownicy, którego prawie nikt nie doceniał, poczuli wielką ulgę i oszczędność wysiłku, jaką dawały transmisje na żywo. Odpadał montaż, odpadał render i upload na serwisy wideo, a Ci, którzy zgromadzili dużą liczbę widzów i „serduszek” [odpowiednik subskrypcji z YouTube], mogli cieszyć się niezłym zarobkiem i poważaniem wśród oglądających. Po czasie docenili także to, o czym wspomniałem wyżej – interaktywność. W chwili kiedy piszę te słowa, Twitch wprowadził szereg, nazwijmy to – „usprawnień”, które, chcąc nie chcąc, namieszały z opóźnieniami transmisji. Przedtem różnica pomiędzy tym co robi streamer, a skomentowaniem tego przez widza wynosiła maksymalnie 10-20 sekund, obecnie opóźnienia sięgają nawet 2-3 minut, co skutecznie zaburza płynną komunikację. Włodarze portalu tłumaczą to tym, że opóźniony sygnał jest stabilniejszy i lepiej skompresowany, przez co nawet ludzie ze słabszymi łączami mogą oglądać płynne i niezrywające się co 10 sekund streamy. Doświadczenie mówi, że dalej ścina tak jak przedtem, a na zmianach ucierpieli zarówno prowadzący, jak i oglądający. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że serwery Twitcha nie wyrabiają z naporem danych, przez co często nawet ludzie posiadający mocarne maszyny oraz szybkie łącza nie mogą komfortowo przeglądać transmisji. Nieco łatwiej jest w przypadku prowadzących, którzy przeszli na partnerstwo z serwisem, w którym streamują, bowiem wtedy po stronie odbiorcy istnieje możliwość swobodnego wyboru pomiędzy różnymi rozdzielczościami lub stanami kompresji. Jednak jeśli dopiero co zaczynasz swoją przygodę – nie licz, że serwery portalu Cię wesprą, musisz liczyć na łut szczęścia i przypisanie do mało obciążonego serwera.
Ze strony widza, jedyne czego potrzebujemy, to komputer, który nie pamięta czasów Sempronów, Celeronów i Duronów i spokojnie radzi sobie z wyświetlaniem materiałów wideo w HD, oraz łącza internetowego o prędkości pobierania co najmniej 4-5 megabitów na sekundę. Powinno to dać odpowiedni zapas „szybkości”, by komfortowo przeglądać transmisje o jakości około 3000 kbps i jeszcze mieć szansę na wykonanie innych czynności, które mogą angażować łącze. Dużo bardziej skomplikowanie wygląda to z drugiej strony – jasne, można ciąć koszta, streamować z PC korzystając z darmowych programów [np. OBS – Open Broadcast Software], by powoli budować imperium widzów. Jeśli zależy nam na jakości i, przede wszystkim, płynnej grze [kiedy nie posiadamy mocarnego peceta], wtedy musimy zainwestować co najmniej w kartę przechwytującą, która odciąży procesor podczas transmitowania i kodowania materiału wideo, który jest przesyłany do serwera portalu w którym streamujemy. A co, jeśli chcemy streamować z konsol?
Wtedy zakup odpowiedniego sprzętu przechwytującego jest niemalże niezbędny – najpopularniejsze okazują się produkty takich firm jak Avermedia, Roxio lub Hauppauge, które oferują rozwiązania w różnych widełkach cenowych. Jak to bywa z dążeniem do perfekcji, po pewnym czasie chce się więcej i więcej, więc, oprócz samej skrzyneczki przechwytującej obraz, należy zaopatrzyć się w parę innych akcesoriów wspomagających częste streamowanie. Jeśli konsola wyposażona jest w zabezpieczenie HDCP, a my chcemy używać kabli HDMI do przechwytywania sygnału, wtedy niezbędny okazuje się aktywny splitter HDMI, który zdekoduje sygnał, umożliwiając jednoczesne podłączenie konsoli do karty przechwytującej i TV, dzięki czemu przełączając się na odpowiedni port HDMI w telewizorze nie odczuwamy tzw. Input Laga, który może zostać zaobserwowany z poziomu PC, kiedy korzystamy z dołączonego do karty oprogramowania. Istnieją również urządzenia, które pozwalają na zgranie materiału przez kabel Component, jednak wtedy nie dość, że trzeba żonglować większą ilością kabelków, to czasem występują problemy z dźwiękiem, które są do wyeliminowania kolejną przejściówką, a to znowu wymusza sięgnięcie do portfela. Minusem rozwiązania z Componentem jest niekompatybilność z konsolami nowej generacji – PlayStation 4 nie posiada wyjścia Component, więc niezbędne jest zastosowanie opisanej powyżej metody zgrywania poprzez HDMI.
To całe techniczne Mumbo-Jumbo nie jest konieczne, jeśli posiada się PlayStation 4 lub Xbox One, które same z siebie potrafią [PS4], lub będą potrafiły [Xbox One] transmitować rozgrywkę bez żadnego dodatkowego osprzętu. Łopatologiczne testy przeprowadzone przez m.in. Musiola oraz mnie jednoznacznie potwierdzają, że jakość nie jest zachwycająca, ale spokojnie pozwala na komfortowe oglądanie. Bardziej estetyczni pozostaną przy wyżej wymienionych metodach oferujących lepszą jakość obrazu, ale kosztującej ich niemałe pieniądze, a Ci, którzy nie wiążą ze streamowaniem większych planów, mogą za pomocą jednego przycisku rozpocząć transmisję na żywo, którą zobaczą nie tylko znajomi z listy przyjaciół, ale każdy, kto zasiądzie przed konsolą lub pecetem i wybierze zakładkę Twitch. Czy ludzie docenią prostotę w transmisji rozgrywek jaką oferują konsole nowej generacji? Czy Ci bardziej znani streamerzy mogą czuć się zagrożeni falą amatorskich transmisji? A może wybiorą właśnie PlayStation 4 i odeślą do lamusa swoje cenne karty przechwytujące i całe szeregi plączących się za konsolami kabli?
Zapytałem o te kwestie przedstawicieli polskiej branży dziennikarskiej zajmującej się grami wideo oraz aktywnych i cenionych youtuberów i streamerów :
1. Opcja streamowania bezpośrednio za pomocą PlayStation 4 spowodowała, że transmisja rozgrywki w sieci stała się dla Ciebie prostsza lub wymaga mniejszego nakładu pracy niż dotychczas?
Kamil Popielski [CTSG]:
W teorii tak. Konfiguracja usługi jest szybka, prosta i jednorazowa. Samo uruchomienie "strumyka" również ogranicza się do kilku kliknięć. Niestety w praktyce, streamując bezpośrednio z PlayStation 4, trzeba pogodzić się z raczej słabą jakością obrazu i bardzo ograniczonymi opcjami edycji sceny. Przykładowo nie da się przeskalować podglądu z kamery ani przesunąć go w inne miejsce na ekranie. To rzecz bardzo istotna dla dużych streamerów, którzy próbują odróżnić się czymś od innych. Oczywiście liczę na to, że właśnie te możliwości nowej konsoli od Sony będą w przyszłości rozwijane. Jednak na dzień dzisiejszy funkcja "SHARE" jest skierowana raczej do osób dopiero zaczynających swoją przygodę ze streamowaniem albo chcących pochwalić się czymś przed znajomymi.
Tomasz Drabik [Quaz]:
Streamowanie z PS4 jest banalnie, absurdalnie wręcz proste, ale niestety już po kilku streamach widzę, że nie zastąpi klasycznych metod wykorzystujących kartę do przechwytu video i zewnętrzne aplikacje. Chociażby dlatego, że póki co streamy z PlayStation 4 nie archiwizują się na Twitchu (nie testowałem, ale na Ustream podobno też nie). W archiwum nie pozostaje po nich jakikolwiek ślad. Zakładam, że prawdopodobnie jest to zabezpieczenie ze strony tych serwisów, aby nagły zalew łatwych do uruchomienia streamów nie zapchał im serwerów, ale z mojego punktu widzenia jest to problem. Usługa streamowania z konsoli jest bardzo fajna, ale kiedy robi się to dla szerszego odbiorcy pewne ograniczenia są trudne do zaakceptowania.
Michał Mielcarek [Mielu]:
Tak naprawdę w ogóle do tej pory nie bawiłem się w streaming, ale teraz to jest tak absurdalnie proste, że aż grzech nie spróbować. Ot, wystarczy przytrzymać przycisk Share, wybrać odpowiednią opcję z trzech dostępnych, zalogować się (lub zarejestrować, ale to banalne) i już. Nic więcej nie potrzeba. Nie muszę niczego podłączać, niczym się nie przejmuję. Po prostu puszczam obraz do sieci i nie interesuje mnie jak to się robi. Działa, a ludzie komentują. Nie powiem – zachęca mnie to do grania nawet w gry, które niespecjalnie mi się podobają.
2. Czy Twoim zdaniem udostępnienie opcji streamowania rozgrywki za pomocą PlayStation 4 zmieni sposób postrzegania tego medium jako kolejnego źródła rozrywki?
Kamil Popielski [CTSG]:
Myślę, że zdecydowana większość posiadaczy PlayStation 4 przynajmniej raz wypróbuje opcję "SHARE". To, czy będą do niej wracać, zależy pewnie głównie od tego, czy ich streamy wygenerują jakiekolwiek zainteresowanie. To świetne uczucie mieć kontakt z innymi graczami, którzy mają coś do powiedzenia na temat Twojej rozgrywki. Z drugiej strony nadawanie dla jednej, w dodatku milczącej osoby jest przeżyciem, które może zrazić, a nawet wystraszyć. Twitch niedawno chwalił się statystykami udziału PlayStation 4 we wszystkich streamach na portalu. Warto zauważyć, że dotyczyły one wyłącznie liczby streamów, a nie zainteresowania nimi.
Tomasz Drabik [Quaz]:
Nie sądzę, aby to miało wiele zmienić jeśli chodzi o postrzeganie gier. W końcu streamowanie to takie granie z kumplem, w którym to graniu jeden z graczy uczestniczy patrząc drugiemu przez ramię. Na pewno będzie to miało wpływ na to jak doświadczamy gier, w zasadzie już teraz ma (bo przecież PS4 streamowania nie wymyśliło), ale nie jest to nic czego byśmy na początku lat 90. nie robili z kumplem kiedy graliśmy we dwóch w Civilization na Amidze 500. Po prostu teraz jest to masowe i nierzadko z obcymi ludźmi za naszymi plecami, ale to nadal z grubsza to samo - uspołecznienie grania.
Michał Mielcarek [Mielu]:
Mam wrażenie, że to jest tak jak z przekazywaniem jednego procenta podatku na szczytny cel. Dopóki musieliśmy wkładać w to wysiłek – iść na pocztę, płacić itd. – to po prostu nie działało. A teraz, kiedy wystarczy wypełnić kilka pól na formularzu PIT, kwoty rosną z roku na rok. Staje się normalne, że przekazujemy ten jeden procent. I tak samo może być tutaj – bardzo szybko przyzwyczajamy się, że streamować każdy może w bezbolesny sposób i że w sumie to nawet fajne, kiedy ktoś ogląda i komentuje, co robimy. Może jednak nie taki diabeł straszny.
3. Uważasz, że udostępnienie streamowania dla każdego zmieni cokolwiek w światku ludzi parających się materiałami wideo na co dzień?
Kamil Popielski [CTSG]:
Nie. Streamy przy użyciu PlayStation 4 nie stworzą konkurencji dla osób posiadających profesjonalny sprzęt do przechwytywania obrazu z konsoli. Różnica w jakości obrazu szybko rzuca się w oczy, a możliwość dowolnego rozmieszczenia elementów na ekranie pozwala na budowanie marki i wrażenia, że uczestniczy się w gamingowym show, a nie jednym z tysięcy identycznych streamów.
Tomasz Drabik [Quaz]:
To jest dość trudne pytanie, na które nie jest łatwo odpowiedzieć na tym etapie, ale z tego co widzę - nie sądzę, aby miało to duży wpływ na światek twórców video. W końcu streamowanie, szczególnie gier PC, było dość łatwo dostępne dla każdego o dłuższego czasu. Może nie tak banalne z technicznego punktu widzenia jak na PS4, ale wciąż dostępne. Dla osób, które już mają wyrobioną jakąś markę w streamowaniu oraz tworzeniu materiałów video raczej nie będzie to miało dużego znaczenia. Myślę, że jeśli coś się zmieni to to, że nowym twórcom będzie jeszcze trudniej przebić się i dotrzeć do szerszego grona odbiorców, bo na startowym etapie działalności będą ginąć w jeszcze większym tłumie streamujących.
Michał Mielcarek [Mielu]:
Nie sądzę. Przypadkowe streamy nigdy nie zdobędą takiej popularności. Nie spodziewam się, żeby nagle 500 osób zaczęło oglądać jak gram w grę dostępną dla setek tysięcy innych graczy, tylko dlatego, że ją mam. To nie jest tak, że streamujesz, więc od razu masz milion widzów. Musisz to robić regularnie, z jakimś pomysłem. Po prostu będzie więcej streamów, które nikogo nie obchodzą. Natomiast te osoby, które i tak streamują, nie przeskoczą nagle na PS4, bo tutaj zawodzi jakość obrazu – mimo wszystko do ideału daleko.
Wszyscy zgodnie potwierdzają kilka najbardziej znanych faktów – streamowanie za pomocą PlayStation 4 jest banalnie proste i sprowadza się do użycia przycisku „SHARE” i wybraniu odpowiedniej opcji, jednak kompresja obrazu pozostawia wiele do życzenia i dopóki aktualizacja aplikacji nie polepszy jakości transmisji, ludzie żyjący z materiałów wideo będą dalej wykorzystywać posiadane przez siebie sprzęty zewnętrzne. Jak zauważył Kamil, streamy to nie tylko obraz, kamerka i komentarze, dziś przybierają one formę interaktywnego show, często wyreżyserowanego, z odpowiednią ramówką oraz zasadami. Pamiętacie, jak pewna para za pomocą streamowania PlayRoom postanowiła prowadzić program na żywo, który zainteresował nawet włodarzy Sony? Możliwości jest sporo, jednak to właśnie do nadającego i jego pomysłów zależy atrakcyjność transmisji, bowiem, jak zauważył Michał, nie wystarczy tylko zapuścić nowej gry, należy czymś zainteresować widza. Streaming to nie tylko rozrywka, ale kolejna gałąź zarobku, co doceniają nie tylko portale typu Twitch, Ustream i podobne, ale również sami twórcy treści, patrzący na rosnące cyferki w zakładce z podglądem stanu konta.
Ciekaw jestem jaki odsetek obecnie czytających choć raz spróbował swoich sił w transmisji na żywo, jakie były ich doświadczenia i obawy oraz jak odebrali napływające zewsząd komentarze. Nie da się ukryć, że wraz z nadejściem konsol nowej generacji streamy przeżywają swoją drugą młodość, jednak coraz ciężej znaleźć perełki w zalewie pospolitych, niczego nie wnoszących wideo. Powyższy artykuł to zaledwie czubek góry lodowej zwanej Streamowaniem i zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze sporo nieopisanych aspektów wartych uwagi, jednak pozwólcie, że opiszę je następnym razem, a tymczasem odpalam konsolę i zapraszam widzów na transmisję.