Felieton: Wilki są wśród nas…
Opowiem Wam dziś bajkę o firmie, która regularnie wali graczy mokrą szmatą po pysku. Ci jednak, zamiast podnosić alarm, pisać petycje, jakoś się bronić, nadstawiają z radością drugi policzek i kupują jej kolejne produkty. Ba, ja sam wiele z nich nabyłem. Mowa o EA? O Activision? Nic bardziej mylnego.
Od wielu lat, obserwując naszą branżę, odnoszę wrażenie, że nie traktujemy wszystkich wydawców czy studiów developerskich równo, jednym wybaczamy zdecydowanie więcej niż innym. Za tym procederem stoi wiele różnych czynników, ale na pewno jednym z najważniejszych jest sentyment, a czasem także lokalny patriotyzm („No jak to jest słabą grą? Przecież to nasz kochany wrocławski Techland stworzył! I sprzedało się świetnie na całym świecie! A jaki trailer zrobili…”).
Dziś jednak zajmę się jednym wybranym fenomenem. Firmą, która bardzo regularnie popełnia większe i mniejsze błędy. Błędy wynikające zarówno z niezbyt licznego składu personalnego studia w porównaniu z branżowymi gigantami (choć ta wymówka się już nieco zdezaktualizowała, ponieważ obecnie TG zatrudniają 180 osób), jaki i z lenistwa, niedopracowanej technologii czy zwykłej chciwości. Co ważniejsze, są to takie pomyłki, które, gdy popełniane są przez branżowych gigantów, wywołują natychmiastową falę nienawiści na Twitterze, Facebooku i gdzie tylko się w Internecie da. Oczywiście „wykroczenia” naszych bohaterów też są piętnowane, ale odnoszę wrażenie obserwując z boku ich kryzysu, że znacznie szybciej znikają pod dywanem.
Myślę, że wielu z Was domyśliło się o kim będzie artykuł już po zobaczeniu tytułu, więc nie będę dłużej trzymał reszty w niepewności. Chodzi mi oczywiście o studio, od którego w ostatnich 2 latach więcej nagród branżowych zebrało jedynie Naughty Dog, czyli Telltale Games. To oni w moich oczach są jedną z kilku świętych krów branży gier, oczkiem w głowie zarówno rzeszy dziennikarzy, jak i, co ważniejsze, milionów konsumentów. Nie wierzycie? Spójrzcie na bardzo pobieżny przegląd ich najważniejszych wad i wpadek z ostatnich kilku lat.
Gdy przeciętny gracz myśli o Telltale przed oczami staje mu doskonały pierwszy sezon The Walking Dead, rozkręcający się konkretnie w pierwszych dwóch opublikowanych epizodach . Ewentualnie oparty o wałkowaną u nas regularnie przez Polsat trylogię z Michaelem J. Foxem (swoją drogą bohaterski człowiek, poczytajcie sobie w wolnej chwili o jego walce z chorobą i zaangażowaniu w pomoc innym) Back to the Future.
Mało kto, celowo lub nie, pamięta o innych grach studia. Niestety, zanim dopracowali swoją formułę epizodycznych przygodówek wydali wiele gier średnich oraz kilka crapów. Najgorszą z nich była abominacja, którą nazwano . Jeśli kochacie serię filmów Spielberga albo gry Telltale, to nie odpalajcie tej kaszanki. Zepsujecie sobie albo wspomnienia albo dobrą opinię o studiu… albo i to i to. Powyżej tego poziomu, ale niewiele wybiły się takie tytuły jak taśmowo produkowane gry nawiązujące do znanych amerykańskich seriali, jak CSI czy Law & Order (polski tytuł Prawo i Porządek).
Powyższy akapit prowadzi nas do bardzo ważnego wniosku. Otóż programiści z Telltale, jakby ich nie doceniać, nie mogą się jeszcze pochwalić stworzeniem niczego w pełni własnego. O czym mówię? Absolutnie wszystkie ich gry są oparte o nabyte z zewnątrz licencje. Nawet gry pokerowe zawierały bohaterów pożyczonych od innych twórców. Zresztą, w przyszłości nie będzie inaczej, bo zapowiedziano już kolejne przygodówki, tym razem oparte o książki George R. R. Martina (jaram się jak zły, żeby nie było!) oraz (jeśli tutaj uda się opowiedzieć ciekawą fabułę, to będę bił pokłony). Świetnie byłoby jednak, gdyby, mając aktualne dużo lepszą pozycję niż choćby 5 czy 10 lat temu, gdy startowali, zdecydowali się oni stworzyć coś w 100% własnego. Udowodniliby wówczas światu, że są w stanie od podstaw wykreować ciekawe światy i bohaterów, a nie jedynie rzeźbić w już porządnie przez innych wyrobionej glinie.
Inną wpadką, której nie jestem w stanie Telltale wybaczyć jest brak optymalizacji ich gier, problem ten dotyczy niestety najmocniej PlayStation 3. Nie zrozumcie mnie źle, nie wymagam aby niezależne, było nie było, gry przygodowe wyglądały i działały jak czy . No ale na Boga, jak to możliwe, aby w tytułach wyglądających niemal jak żywcem przeniesione z PS2 (trochę koloryzuję, bo w przypadku czy Fables jest jednak lepiej, ale Back to the Future i wcześniejsze gry raziły pustką w lokacjach i słabymi teksturami), co chwila się przycinała się animacja?
Co gorsza, problem ten wcale się wraz z kolejnymi wydawanymi grami nie zmniejsza. W Sam & Max było pod tym względem koszmarnie, później w BttF znacznie lepiej, ale daleko od ideału, w Walking Dead podobnie, a teraz znowu w Wilka ledwo da się grać. Taka sytuacja nie przystoi utytułowanemu deweloperowi. Nie wspominając już o antagonizującym graczy fakcie, że na Xboksie 360 i PC te problemy są mniej odczuwalne…
Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć, że czepiam się kwestii technicznych czy też licencyjnych, ale problemy przeze mnie opisane były (lub są) spowodowane niezależnością i niższymi możliwościami finansowymi studia. Nawet, gdybyśmy założyli, że tak jest i usprawiedliwili wszystko, co powyższe, to pozostają jeszcze niestety inne wpadki i niezrozumiałe decyzje.
Z okresu, gdy na rynku pojawiły się kolejne epizody pierwszego sezonu The Walking Dead zdajemy się obecnie pamiętać wyłącznie to, że były one bardzo dobre lub wręcz doskonałe w zakresie opowiadanej historii i stawianych przed naszym bohaterem trudnych wyborów. Niestety, to tylko pół prawdy o wydarzeniach z 2012 roku. Sukces gry przerósł zdaje się wówczas jej twórców. Stąd wynikły ciągle przesuwane premiery kolejnych odcinków, szczególnie dotkliwie potraktowani zostali właściciele PlayStation 3, którzy zapłacili za Season Pass. Gdy ich koledzy, grający na konsoli Microsoftu lub PC dawno już skończyli kolejny dwugodzinny fragment gry, dzielili się przemyśleniami w mediach społecznościowych i na spotkaniach towarzyskich, my musieliśmy się chować do piwnicy w strachu przed spoilerami.
Nigdy nie zapomnę tych nerwowych chwil w poniedziałki czy wtorki, wyczekiwania na komunikat na oficjalnym blogu PlayStation dotyczący aktualizacji PS Store na dany tydzień. „Pojawi się czy się znowu nie pojawi?” – to była myśl krążąca ciągle nie tylko po mojej głowie. Poważna firma nie powinna w ten sposób traktować klientów, szczególnie takich, którzy uwierzyli w jej zapewnienia i powierzyli jej od razu kasę za cały sezon zamiast kupować każdy epizod oddzielnie. Przecież deweloper przez pół roku mógł dzięki przyjętemu sposobowi dystrybucji obracać i pomnażać ogromnymi sumami, które dostał „na wiarę”.
Skoro już mowa o datach premier tytułów Telltale to ogólnie trzeba powiedzieć, iż przyjęta przez dewelopera strategia ich ogłaszania w ostatniej chwili, często dzień-dwa przed aktualizacją wirtualnych sklepików Microsoftu i Sony jest w mojej opinii nieuczciwa, przecież niemożliwe jest, że za każdym razem (wyjątkowo to faktycznie się zdarzało) tak późno kończą testowanie i uzyskiwanie odpowiednich certyfikatów dla swoich odcinków. A jeśli tak naprawdę się dzieje, to chyba należałoby zrobić w firmie porządny audyt wewnętrzny i dokonać pewnych ruchów kadrowych wśród project managerów i osób odpowiedzialnych za kontrolę jakości.
Telltale Games, jak właściwie każda większa firma produkująca gry… i w sumie każda firma, operująca na zasadach rynkowych ma na sumieniu grzechy chciwości. Największym z nich było chyba wydanie pierwszego sezonu The Walking Dead w wersji pudełkowej. Za tą samą grę, którą rok wcześniej można było nabyć na PS Store za kilkadziesiąt złotych, w zwykłym fizycznym wydaniu praktycznie pozbawioną ciekawych dodatków, trzeba było w supermarkecie zapłacić mniej więcej dwa razy tyle. Przecież to czyste żerowanie na niewiedzy konsumentów, a także liczenie, że osoby mniej zorientowane w temacie dadzą się złapać na informację o zgarniętych przez TWD miliardzie branżowych nagród umieszczoną na froncie pudełka i wyłożą zawyżoną kwotę z portfela.
Mniejszym grzeszkiem, choć też takim, który mnie zabolał, był brak opcji Cross-Buy w przypadku edycji TWD na PS Vita. Z przyjemnością zagrałbym w ten tytuł raz jeszcze, tym razem bawiąc się w pociągu w smyranie ekranu dotykowego, a przy okazji oglądając efekty podjęcia w kluczowych momentach innych niż na PS3 decyzji, ale aż taki zamożny nie jestem, aby drugi raz płacić za identyczną grę, wzbogaconą jedynie o króciutkie 400 Days, stanowiące wprowadzenie do sezonu drugiego.
Chciałbym jednak zostać dobrze zrozumianym. Nie chcę nikogo namawiać do bojkotowania gier Telltale, w końcu sam je lubię i w nie regularnie gram. Chciałbym za to, aby ta firma nie była traktowana inaczej niż inni twórcy czy wydawcy, ponieważ działa na tym samym rynku. Tak samo powinniśmy więc od niej oczekiwać możliwie najwyższej jakości oferowanych usług, nie tylko dobrych historii w wydawanych grach. Natomiast na ten moment otrzymujemy co prawda doskonałe tytuły, ale ciągle coś z nimi jest nie tak, czy to od strony technicznej czy dystrybucyjnej. Co gorsza, nie są to problemy, których nie dałoby się uniknąć racjonalnie planując działania (teraz dla odmiany to Xboksowcy się na TG wkurzają, bo posiadacze przepustek sezonowych nie mogą ściągnąć drugiego epizodu The Wolf Among Us). Traktujmy więc wszystkich deweloperów w miarę możliwości sprawiedliwie – jak ktoś nawali, to głośno krzyczmy, a jak dostarczy dobry produkt, to równie głośno chwalmy. Z tą myślą zostawiam Was na resztę weekendu, a sam wracam do konsoli. Wspomniany drugi epizod Wilka przecież sam się nie przejdzie ;)
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych