Felieton: E3, Gamescom - jaki jest sens istnienia targów gier?

Felieton: E3, Gamescom - jaki jest sens istnienia targów gier?

Paweł Musiolik | 26.05.2014, 14:31

Za dwa tygodnie wystartują tegoroczne targi E3. Dzień Zero, jak zwykło się mówić, to przede wszystkim konferencje gigantów elektronicznej rozrywki. Jesteśmy karmieni dziesiątkami zapowiedzi, których często nie da się przyswoić na spokojnie. Stres w pracy, zarwane noce to jedna strona medalu. Jest także ta druga - do której zajrzeć można wyłącznie gdy jest się na miejscu. I między innymi - o tym - w dzisiejszym felietonie.

W Los Angeles jeszcze nie byłem, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się polecieć także na E3 (o Tokyo Game Show nawet nie marzę) i samemu sprawdzić, ile warte są opowieści zachodnich redaktorów o organizacji. Wierzę, że gorzej niż w Kolonii być nie może. Chociaż ostatnie kilkanaście dni śledzę wypowiedzi różnych osób, które jednak nie są zadowolone z kształtu jaki mają te targi. To, co charakteryzuje „święto graczy”, to przepych, dziesiątki, jeśli nie setki, stanowisk najważniejszych firm, tysiące ponętnych hostess, które prężą się po to, by kogoś zgrabnymi biodrami i nierzadko sztucznym biustem (ot, domena amerykanek) zachęcić do zajrzenia (nie, nie za dekolt, do stanowiska, zboczuchy).

Dalsza część tekstu pod wideo

Jason Schreier z Kotaku stwierdził, że aktualna formuła E3 się wyczerpuje. Zbyt dużo jest tam osób niezwiązanych z mediami, często przypadkowych osób, które trafiają gdzieś po znajomości. Informacji jest tak dużo, że nawet największe serwisy nie wyrabiają, dlatego organizowany jest Judges Week, gdzie na 2-3 tygodnie przed targami kilku wydawców pokazuje grywalne wersje gier i dziennikarze na bazie tego przygotowują teksty oraz przyznają nagrody wraz z wyróżnieniami. Dlatego nie może dziwić podejrzliwość ludzi względem wszystkich tytułów "najlepszej gry targów" otrzymywanych przez kolejne produkcje. Co ważne, Judges Week ignoruje coraz to więcej wydawców. W tym roku odbyło się to bez Sony, Square Enix i Ubisoftu. Efekt? Niezależnie co pokażą giganci – nagród mogą nie dostać wcale. Bo wszystko jest ułożone wcześniej. Ładnie, prawda?

Ale E3 ma także inny problem. Natury finansowej. Targi są coraz to droższe dla wydawców. Oczywiście ci nie zrezygnują z nich tak łatwo, ale coraz częściej widzimy ogłoszenia przed samymi targami, organizowanie własnych eventów. Jednym słowem – szuka się kolejnych alternatyw by oszczędzić. To, jak prowadzone są targi, próbowano zmienić w 2007 i 2008 roku, gdzie całość przeniesiono do Santa Monica. Zamiast hostess i przepychu – wożenie dziennikarzy po rozsianych w mieście hotelach na kolejne pokazy. Pomysł został skrytykowany od stóp aż po głowę i wrócono do poprzedniej formuły.

Większość ludzi i tak widzi to, co pokazują media, i sprawy organizacyjne są poza ich zainteresowaniem. W sumie to słusznie. Bo kto chce wiedzieć jak wszystko wygląda od kuchni. Już pomijam zwyczajowe pisanie wszystkich informacji, które wlewają się w gigantycznej ilości przez kilka godzin. Szkoła życia zaczyna się na miejscu. W Kolonii byłem już trzy razy i z każdego wyjazdu przywoziłem tyle historii, że i tak nikt w nie nie uwierzy. Robiło się relacje lepsze, robiło się gorsze (jak rok temu, niestety), ale jedno je łączyło – organizacyjny burdel. I niestety burdel, za który często odpowiadał organizator targów, nie redakcja swoim ewentualnym nierozgarnięciem. W teorii media mają wydzielone hale, by na spokojnie sprawdzać to, co do pokazania mają wydawcy. O ile mają, bo z roku na rok atrakcyjność oferty się zmniejsza. Tak jak dwa lata temu firmy miały bardzo dużo do pokazania, to ubiegłego roku ilość gier spadła mniej więcej o 50%. Gamescom stał się masówką dla setek tysięcy dzieciaków, których interesuje jakikolwiek „swag”. Torby, ulotki, kody do LoL-a - cokolwiek, nawet jeśli wartość tego zamyka się w pięciu eurocentach. Ciężko nie odnieść wrażenia, że całe targi układane są właśnie pod te bydło. Ale mniejsza z nimi, bo to nie byłoby problemem, gdyby organizacja była przynajmniej dobra. Rok temu otworzono drugie centrum prasowe, bliżej strefy mediów. Przyznawano mniej akredytacji na byle jakie blożki czy gazetki szkolne, których to „redakcja” wbijała pograć sobie w gry i tekstów z tego nikt nie widział. I co z tego, skoro centrum tak samo zapchane, a sieć padała błyskawicznie i odzyskiwała sprawność pod sam koniec targów. Efekt? Rok temu wraz z redakcją PSX Extreme wyrzucono nas z centrum prasowego, bo było późno, więc trzeba zamykać.

Dlatego od jakiegoś roku zastanawiam się czy takie targi, z punktu widzenia mediów i graczy nie będących tam na miejscu, mają sens. Czy nie lepiej organizować własne wydarzenia, jak PlayStation Meeting w przypadku Sony? Nintendo od dłuższego czasu obrało inny kierunek ze swoimi Nintendo Direct. Nagrane wcześniej, z reguły godzinne, pokazy materiałów z nadchodzących gier to nie jest taki zły pomysł. Sony eksperymentowało z PlayStation Vita Heaven, ale po jednym razie zrezygnowano. Dlaczego? Być może dlatego, że na Vitę nikt gier nie chciał zapowiadać. Wracając do sedna – rezygnacja z targów E3 na rzecz kilku mniejszych eventów transmitowanych w sieci nie zrobiłaby nikomu większej różnicy. Łatwiej byłoby zaprezentować mniej głośne tytuły. Nikt nie zasypywałby nas materiałami, których nie sposób ogarnąć w ciągu tygodnia. Jasne, odebrałoby się graczom ich święto. Bo dla niektórych E3 jest jak urodziny – dzień, w którym można dostać wiele prezentów w postaci długo wyczekiwanych zapowiedzi. Ale ja chyba wolę kilka mniejszych imprez, co parę miesięcy. Wszystko po to, by się nie przesycić i nie wyczerpać psychicznie od nadmiaru informacji. Jasne, brakowałoby mi konferencji, które na żywo odbiera się całkiem inaczej niż podczas transmisji sieciowej. Ale czasami trzeba poświęcić jedną dobrą rzecz, by stworzyć coś lepszego.

Być może macie inne podejście, bo jesteście odbiorcami treści. Więc siłą rzeczy – przyswajacie to, co chcecie, odstawiając zbędne Wam informacje na bok. Ze mną jest inaczej, co nie znaczy, że na E3 nie czekam. Czekam, i to z wypiekami na twarzy. Powodów jest kilka. Ale niech najważniejszym będzie prosty fakt – tegoroczne targi to dwudziestolecie marki PlayStation. To idealny moment, by Sony spuściło kilka konkretnych bomb i pozamiatało tak, że nie będzie co zbierać. Dodam do tego asy w rękawie, które ma Square Enix, i kilka pomniejszych firm. Wtedy choć na chwilę zapominam, że E3 to nic innego jak informacyjny gwałt na mózgu. Do tego zostały dwa, niesamowicie długie tygodnie...

Paweł Musiolik Strona autora
cropper