Tanioszka: Dead Space 3 (PS3)
Za oknem gorąc, a w domu wcale nie lepiej, mimo włączonej klimatyzacji w postaci starych, wiejących z siłą tornada wiatraków. Jeśli nie spędzacie akurat niedzielnego popołudnia, chłodząc się nad jeziorem lub tuląc się do lodówki, zapraszamy na kolejną Tanioszkę. Dziś na warsztat bierzemy tytuł, gdzie temperatura spada grubo poniżej zera - .
Dead Space to seria, która przeszła długą, wyboistą drogę, bardzo zmieniając się na przestrzeni lat, w jakich powstawała. W 2008 roku, kiedy seria debiutowała na rynku, byłem wręcz zachwycony produkcją Visceral Games. Pamiętam, że nie mogłem się oderwać od przemierzania pustych, przepełnionych mrokiem korytarzy USG Ishimura, na każdym kroku nasłuchując jakichkolwiek oznak obecności Nekromorfów. Klimat określał ten tytuł, co jest znamienne dla najlepszych gier gatunku.
Niestety, przynajmniej dla mnie, mało w trzeciej części tego, za co tak bardzo pokochałem przygody Isaaca Clarke’a. Już dwójka zwiastowała, że cykl odchodzi nieco od survivalu, zamiast tego koncentrując się na akcji. Gra miała swoje momenty, ale ciągle towarzyszyło mi nieodparte wrażenie: To nie jest DS. Wielki finał trylogii tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że Visceral niemal całkowicie porzuciło oryginalny koncept rozgrywki na rzecz obfitych strzelanin i eksplozji. Nie oznacza to jednak, że Dead Space 3 to gra słaba - wręcz przeciwnie - po prostu ma mało wspólnego z dawnym wizerunkiem.
Tutaj z każdego zakamarka atakują nas falami wrodzy przedstawiciele obcej cywilizacji. Tak, falami. Nie jest to kilku Nekromorfów, których rozczłonkowujemy w zamkniętym pomieszczeniu, rozglądając się nerwowo wokół siebie. Te klimaty to już przeszłość. Kilkudziesięciu przeciwników atakujących nas w danej lokacji stanowi w trójce porządek dzienny. Takie ich nawarstwienie i pozbycie się efektu jakiegokolwiek zaskoczenia - z reguły widząc duży obszar, już wiemy, że został on zaprojektowany pod solidną rozwałkę - sprawiło, że Nekromorfy przestały straszyć. Ot, koleje tuziny kosmitów biegnących nam pod lufę.
Strzela się jednak przyjemnie i trzeba przyznać, że choć Dead Space w założeniu nigdy nie miał być grą akcji, którą ostatecznie się stał, wypada na tym polu naprawdę nieźle. Duża w tym zasługa nowego systemu craftingu. Z racji, że główny bohater jest inżynierem, twórcy doszli do wniosku, że sam od podstaw powinien tworzyć swój arsenał. Takie rozwiązanie daje znacznie więcej możliwości, pozwalając graczowi na dużą swobodę w kwestii doboru środków eksterminacji. Na jednym szkielecie możemy umieścić nawet dwa moduły, co w efekcie daje dwie giwery w jednym. To, jakie rodzaje broni ze sobą połączymy, zależy już tylko od nas - każdy powinien znaleźć tutaj zestaw odpowiedni dla swojego stylu gry. Szkoda tylko, że surowców potrzebnych do tworzenia śmiercionośnych zabawek jest tak wiele, że mamy problemy z pomieszczeniem ich w naszym ekwipunku - kolejna oznaka ostatecznego porzucenia elementów survivalowych, podobnie jak dodanie trybu kooperacji (całkiem niezłego swoją drogą) do gry o i tak niskim poziomie trudności.
Wspominałem, że Nekromorfy nie są nam już straszne. To prawda, ale istnieje kilka sekwencji, w których dawny, wywołujący ciarki na plecach klimat gry przywołują lokacje. Niektóre poziomy to w mojej opinii mistrzostwo świata. Są o wiele większe niż te z pierwszej części, ale nie ujmuje im to uroku. Najbardziej w pamięci zapisały mi się skąpane w cieniu wielkie jaskinie, przywodzące na myśl Prometeusza Ridleya Scotta. Do dziś według mnie jedna z najlepszych lokacji w historii gier wideo. Graficznie nawet teraz trójka wygląda nieźle, wyciskając ostatnie soki ze zmodyfikowanego, choć starzejącego się silnika Ojca Chrzestnego.
Na koniec zostawiłem sobie wątek fabularny. Jeśli graliście w poprzednie części, istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że coś was tu zaskoczy. Dalej wszystko toczy się wokół mistycznych Znaczników, z tą różnicą, iż teraz historia doprawiona jest osobistymi wątkami z życia Clarke’a. Czy to dobrze? Nie, bowiem wątki te były pisane na kolanie i są stereotypowymi, oklepanymi do bólu hollywódzkimi motywami. Rolę Isaaca można przyrównać do Matriksowego Neo. Tylko on może zbawić ludzkość i od początku gry mamy tego świadomość. Zrobienie z prostego inżyniera Mesjasza nie bardzo przypadło mi do gustu i uważam, że scenarzystów zwyczajnie poniosło (być może o jeden drink za dużo podczas pracy nad tekstem?). Ogólnie rzecz ujmując, historia jest jednym z najsłabszych elementów trzeciego Dead Space’a.
Jak sami widzicie, gra ma swoje niewątpliwe plusy i minusy. Z jednej strony porzuca całkowicie gatunek, z którego wyrasta, ale jednocześnie radzi sobie całkiem nieźle jako action shooter. Klimat zaszczucia i strachu gdzieś się zagubił, ale w niektórych lokacjach ożywa ze zdwojoną siłą. Dead Space 3 to gra niezwykle trudna do oceny ze względu na dysonans poznawczy, ale właśnie dlatego wydaje mi się warta uwagi. To koniec końców dobra gra akcji, która dostarcza zabawy na jakieś 15 godzin (więcej, jeśli będziecie chcieli zrobić wszystkie misje poboczne), na dodatek posiadająca solidny tryb kooperacji. Powinno się zagrać, choćby po to, aby samemu przekonać się, który Dead Space bardziej do nas przemawia - survivalowy, czy ten pełen akcji.
W sklepach internetowych Dead Space 3 można nabyć już za niecałe 47 złotych. Cena niewygórowana, jak na zwieńczenie jednej z najbardziej rozpoznawalnych serii siódmej generacji konsol. Warto także przypomnieć, że do 6 sierpnia gra jest dostępna w usłudze PlayStation Plus.
Przeczytaj również
Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych