Felieton: Gra jak serial – czy jest sens wydawania gier w odcinkach?
Dobra, wszyscy strażnicy pokonani, umiejętności bohatera rozwinięte, najlepsze przedmioty zdobyte. Czas w końcu ruszyć na głównego bossa… walkę z którym odbędziemy już za tydzień, w ostatnim odcinku pt. „Koniec Wędrówki”, dostępnym w cenie 21 zł lub nieodpłatnie dla posiadaczy przepustki sezonowej!
Na fali sukcesów studia Telltale Games (, ), wydawanie gier w odcinkach powoli staje się coraz bardziej modne. Widać to choćby po nadchodzących w tej formie , czy zapowiedzianych ze sporym wyprzedzeniem kolejnych produkcji od TT – i . Na szczęście w większości są to przygodówki, lecz kuszący system sprzedaży może przenieść się na inne gatunki, stąd przytoczona we wstępnie sytuacja ma szansę zaistnieć w przyszłości.
Kto ma czas na granie?
Dziś na nic nie mamy czasu. Krótką przerwę wypełniamy raczej odcinkiem serialu niż długim filmem, co dla zabieganego człowieka jest sytuacją idealną - fragment większej historii w znanych realiach nie wymaga zbytniego skupienia ze strony widza, a każdy odcinek dodatkowo poprzedza krótkie przypomnienie dotychczasowych wydarzeń. Poza tym serial na więcej czasu na nakreślenie postaci, łatwiej w nim budować napięcie i poznawane regularnie dalsze losy bohaterów ułatwiają zżycie się z nimi. Jest tu też okazja na dostosowanie niektórych wątków fabularnych pod to, czego pragnie widownia, dając o tym znać na forach i fanpage’ach.
Taka formuła ma spory potencjał również w naszej branży, szczególnie z punktu widzenia dewelopera. Po pierwsze – większy przychód. Znikają koszty dystrybucji, bo wydawanie gier w częściach siłą rzeczy musi przebiegać drogą cyfrową, a rozłożenie nawet całkiem sporej kwoty na raty jest dla nabywcy korzystniejsze. Produkcja zdobędzie większą popularność? Dorzuci się wersje pudełkową, może nawet konwersję na inne platformy. A w wypadku niezbyt udanego przyjęcia pierwszych odcinków, prace zawsze można zawiesić i uratować część budżetu (rosnącego W TRAKCIE produkcji!).
Po drugie – odbiorcy są jednocześnie testerami i pomysłodawcami. Okazuje się, że coś nie działa, jak powinno? Naprawi się w kolejnych odcinkach! Do tego drobna aktualizacja i gracze czekający na końcowy produkt o niczym się nie dowiedzą. Warto też poświęcić parę minut na przejrzenie spekulacji fanów co do dalszych losów bohaterów gry - „pożyczmy” niektóre z nich i przy okazji pochwalmy pomysłodawców za niesamowitą umiejętność czytania w myślach naszych scenarzystów! Nawet jeśli są to małe pierdółki, jak skrywana mroczna przeszłość protagonisty, który do tej pory był zupełnie bezbarwny.
Najważniejszy jest gracz
Bo to właśnie społeczność jest w tym wypadku najistotniejsza. Fani między sobą nakręcają hype na kolejne odcinki i każdy częścią takiej społeczności chciałby być, szczególnie gdy twórcy również się angażują. Udostępnianie wskazówek, jakieś konkursy czy minigierki - w tak prosty sposób można przekonać do premierowego zakupu nawet tych, którzy zwykle czekają aż tytuł ukaże się w całości i stanieje. Nie mówiąc już o tym, że gra-serial żyje dłużej niż standardowe kilka dni po wydaniu.
No dobra, a jak serialowa formuła wygląda od strony gracza? Sami dobrze wiecie. Przerywanie gry w trakcie, opóźnienia w dostarczaniu nowych odcinków, wynagradzanie miernych fabuł mocniejszym cliffhangerem. Mamy jednak okazję przetestowania gry w dostępnym zwykle za darmo pierwszym odcinku, co przy obecnym odchodzeniu od wersji demonstracyjnych ma spore znaczenie.
Szwagier, ale jak to tak, w odcinkach?
Nie jest jednak łatwo skorzystać z takiego modelu wydawania gier. Po pierwsze – nie każdy gatunek się nada. Wyobrażacie sobie sandboksa w częściach? Czy byłby to wciąż otwarty świat? Głównie za sprawą Telltale, najwięcej mamy przypadków gier przygodowych (przypominamy zeszłotygodniowe zestawienie najciekawszych gier w odcinkach), ale znalazły się też horrory (, ) platformówki () czy nawet… RPG-i! W 2008 roku Square Enix postanowiło wydać uzupełnienie szóstej części FF-a w postaci komórkowego Final Fantasy IV: The After Years, które ostatecznie zawitało na PSP jako część Final Fantasy IV: The Complete Collection, już w całości.
Kiedy dopasujemy gatunek, jakkolwiek pomysłowe rozwiązanie by to nie było, pozostaje masa szczegółów, m. in. to, jak często będą ukazywały się kolejne odcinki. Idealnym rozwiązaniem wydaje się tydzień-dwa, jak to zaplanowali w przypadku RE:R2, tyle że oznacza to w pełni gotową grę udostępnianą w kawałkach. Nie ma czasu, by ewentualnie coś poprawić lub zmienić bez znacznych opóźnień. Do tego wydłuża się czas od produkcji, bo nie udostępnią pierwszego odcinka póki całość nie będzie zrobiona - znika kolejna zaleta gry-serialu. I pozostaje niesmak – mają gotowca i każą płacić na raty?! Z drugiej strony zaś jest kończenie gry w locie i idące z tym ponad miesięczne oczekiwania między kolejnymi odcinkami.
Następny odcinek… niebawem
Pomimo to deweloperzy nie przestają próbować, choć często wychodzi to średnio i nie wracają już do takiej formy. Wyjątkiem jest Telltale, a sekret studia tkwi w uczeniu się na własnych błędach. Zanim ujrzało światło dzienne, studio miało na koncie już kilkanaście gier-seriali i nie od razu załapali, jak to działa. W przypadku gier Wallace & Gromit's Grand Adventures czy (zanim trafiło na PlayStation 3), gracze musieli zapłacić pełną cenę za dostęp do pierwszego odcinka i zaledwie obietnicy przyszłych. Kiedyś tam, jak się zrobią. „Lepsi” byli ludzie z Hothead Games – ich Penny Arcade Adventures rozpoczęło się w połowie 2008 roku, a ostatni, czwarty odcinek gracze dostali w czerwcu 2013 r. Z kolei Half-Life 2… a, lepiej już to zostawmy.
Nie można iść na łatwiznę. Nowy odcinek to nie jest DLC, dodające do gry postać i dwie misje. Gracze mieli za złe Telltale przeklejanie zawartości w jednej z pierwszych przygodówek, gdzie bohaterowie wracali do tych samych lokacji i ich zabawne uwagi, m. in. na temat kosza na śmieci, były dokładnie takie, jak w poprzednik odcinku. Ostatecznie twórcy naprawili błąd i dodali mnóstwo świeżych tekstów, chociaż gra zmierzała już ku końcowi.
„Wybrałam podpaski Bella, na każdą sytuację” L. Croft
Odcinkowa forma wciąż się rozwija i być może doczekamy się jakiegoś przełomowego pomysłu. Darmowa gra-serial z zawartymi w grze reklamami? Myślę, że nikt by się nie pogniewał za drobny product placement, nawet puszczane podczas ekranów wczytywania spoty reklamowe byśmy przeżyli. Najważniejsze, by kolejne części historii napływały regularnie i w miarę często – miesiąc to jednak za długo i nie przekonuje do grania na bieżąco. Bo jaki wtedy ma to sens?
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych