20 lat marki PlayStation - moje wspomnienia

20 lat marki PlayStation - moje wspomnienia

Paweł Musiolik | 03.12.2014, 15:17

20 lat marki PlayStation to idealny moment na nostalgiczne wspominki. Co prawda moja przygoda z konsolami Sony to „tylko” 16 lat mojego życia, ale byłem posiadaczem każdego sprzętu z logo PlayStation. Czasami od momentu jego premiery, czasami później. Jeśli lubicie sentymentalne wspominki – zapraszam. Jeśli nie, to ten tekst nie jest dla Was. I ostrzegam - będzie dużo tekstu.

Wbrew temu co niektórzy mogą sobie myśleć – PlayStation nie było moim pierwszym sprzętem do grania. Gdy miałem 3 lata, ojciec postanowił kupić Commodore 64 na kasety. Jako że w 1993 roku nie było takiego czegoś jak ustawa o ochronie praw autorskich, gry nagrywało się albo z audycji radiowych (co na pewno pamiętają starsi gracze), albo wybierało się „na miasto” i w większości sklepów można była legalnie przegrać sobie różnorakie składanki. C64 na zawsze pozostanie w moim sercu jako sprzęt, który rozbudził we mnie miłość do gier. Na Commodorku grałem nawet wtedy, gdy na „osiedlu” szał robił Pegasus, wszyscy grali w Contrę, „Czołgi”, Super Mario i Robina Hooda. Pamiętam, że trochę było mi żal, że ja gram na takim „rupieciu”, więc postanowiłem wyprosić kupno Pegasusa. Niestety, nie wyszło.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sprzęt do grania zmieniłem dopiero w wieku ośmiu lat, po pierwszej komunii. Aktualnie dzieciaki dostają quady, kilka tysięcy złotych do kieszeni, laptopy, tablety i cholera wie co jeszcze. Wtedy standardem był zestaw kilkuset złotych, rower, zegarek i słodycze. Miałem takie szczęście, że całej gotówki uzbierało się ponad 800 złotych i rodzice (co niektórych zszokuje) pozwolili mi samemu wydać te pieniądze. Wtedy w głowie miałem jedno – kupno Pegasusa. I prawie popełniłem ten błąd (z perspektywy czasu), ale wtedy ten jeden jedyny raz posłuchałem ojca i nie zrobiłem po swojemu. O co chodzi? Pewnego dnia usłyszałem luźną propozycję. „Kup sobie jakieś PlayStation. Kumpel na kopalni powiedział, że to fajne i lepsze niż to, co chcesz”. Internetu nie miałem, z prasą o grach także był krucho, więc nie miałem pojęcia co to jest „PlayStation”, ale zgodziłem się wpierw pojechać do sklepu, gdzie były konsole, i zobaczyć, co jest lepsze. Teraz śmieję się z tej historii, ale wtedy to była jedna z najważniejszych decyzji. Kupić coś, co mają wszyscy, czy ryzykować i iść w nieznane. No ale gdy w sklepie zobaczyłem stand ze – wiedziałem, co chcę kupić. I cieszyłem się, że wystarczyło mi akurat na PSX-a właśnie z przygodami Spyro w zestawie (akurat ten tytuł kosztował 149 złotych). Tak rozpoczęła się moja przygoda z konsolami Sony.

Podejrzewam, że zdecydowana większość kojarzy powyższy obrazek. Coś, czego młodsi mogą nie znać. Płyta Demo One, dodawana do konsol, zawierająca zwiastuny z gier i, co ważniejsze, wersje demonstracyjne aktualnie popularnych gier. Co było na mojej? Między innymi , , , i wiele innych. Zagrywałem się w te dema godzinami, traktując je jako wypełniacz czasu dopóki nie miałem na wyposażeniu karty pamięci. Limit czasowy na spędzanie wolnych chwil z grami nie pomagał w ukończeniu Spyro bez zapisywania. Ale ojciec się zlitował, wyłożył astronomiczne 75 złotych i kupił jednomegową kartę pamięci. Wreszcie mogłem skończyć Spyro. I skończyłem. A później – nie ma co oszukiwać – dałem się namówić na przerobienie konsoli. Dlaczego? „Nie kupimy ci żadnej gry, nie za 199 złotych”. To brzmiało jak wyrok, więc pirackie kopie były moim jedynym oknem na świat gier, chociaż obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek będzie mnie stać – zacznę kupować wyłącznie oryginalne wersje. Słowa dotrzymałem kilka lat później.

Nie ukrywam, że przerobiona konsola pozwoliła poznać mi dziesiątki wspaniałych gier. Część z nich przypadkiem, jak chociażby , które było jednym z nielicznych oryginałów wśród kumpli. Widziałem zwiastun „ósemki”, więc myślałem, że i „siódemka” będzie ładna. Ale o dziwo – nie była. Grę dostałem od kumpla na nieokreślony czas w zamian za to, że pokonałem mu Guard Scorpiona, nie potrafił sobie z nim poradzić z racji skopanego tłumaczenia w tym momencie. Gdy podnosił ogon – nie mogliśmy go atakować, choć gra mówiła inaczej. Ot, uroki tłumaczeń gier w latach 90. i później. Inne gry? Wybaczcie, ale brakłoby mi czasu i znaków. Są jednak takie, z którymi wiążą się fajne historie.

– za moment, w którym kumpel swój zapis gry nadpisał na moim, mającym 90 godzin na liczniku. za wieczne odciski na palcach, Tekken 3 za moment, w którym przegrałem z ojcem wtedy mojego dobrego kumpla (chociaż i tak uważam za najlepszą bijatykę). Sklepał mnie jak żółtodzioba. zajmowało mi godziny w dniach, w których chorowałem, było świetną grą na czterech graczy. zjadła mi 23 godziny posiedzenia bez przerw (i załatwiła mi szlaban na gry...), zawsze będą lepsze od Wormsów, multiplayer w na splitscreenie był wymagający, zastępowało mi Pokemony, zaskakiwało rozbudowaniem, było jedynym tytułem z serii, który ukończyłem od A do Z. W Crashu 3 nigdy nie potrafiłem pobić rekordów kuzyna, uważam po dziś dzień za jeden z najlepszych tytułów, okazała się mieć drugie dno (a raczej zamek), zaskoczyło mnie rozbudowaniem, a – klimatem. było ulubionym brawlerem, a ukochanym tytułem. było zbyt rozbudowane, a przez dostałem znowu szlaban (nie wyszedłem na kolędę z księdzem, bo miałem „ważny wyścig”). W nigdy nie dotarłem poza wiosnę, a Tenchu uświadomiło mnie, że byłem zbyt niecierpliwy na skradanki. I mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Miałem jednak słabość do dziwnych gier. , , czy Devil Dice to mały wycinek uwielbianych produkcji. Ba, podobała mi się nawet Terra Incognita z Net Yaroze!

Zabawne jest to, że moje ulubione gry przez jakiś czas były przeze mnie znienawidzone. FF VII za to, że zgubiłem się za pierwszym razem w Świątyni Starożytnych (dzisiaj nie wiem, jak to jest możliwe). W nie byłem w stanie poradzić sobie z zagadką w Temple of Kiltia przed walką z Minotaurem. W za to nie dość, że na początku nie rozumiałem o co chodzi z klasami i pierwszy rozdział ukończyłem samymi podstawowymi, to jeszcze później Velius mnie masakrował każdorazowo. Ale dałem sobie wreszcie radę i pokochałem wszystkie te produkcje.

W wiele tytułów nigdy nie zagrałem, bo nie miałem do nich dostępu. Wymienię tutaj chociażby serię Suikoden, , , gry z MegaManem, Twisted Metal, i wiele innych. Trochę mi wstyd, ale obiecałem sobie to kiedyś wszystko nadrobić.

***

PlayStation 2 kupiłem bardzo, ale to bardzo późno, bo bodajże w 2005 roku. Odkupiłem używaną konsolę od koleżanki (pozdrawiam Kasiu!) z kilkoma grami. Już nawet nie pamiętam, czy była przerobiona, czy dopiero ktoś mi ją przerobił. Fakt jest taki, że magia PS2 nie zadziałała na mnie tak, jak się spodziewałem. Wtedy przez jakiś czas ostro grałem na PC-cie w Unreal Tournament 2004, na zmianę z HoM&M3 i innymi strategiami, przeplatając to Wrotami Baldura 2 i serią Icewind Dale. Tak, na PC-cie młóciłem jak szalony. Każdy miał PC-ta, więc z grami nie było problemu. PS2 nie miał prawie nikt, więc z grami średnio było.

Jednak mimo faktu, że z erą PS2 łączy mnie najmniej (tak, wiem, wstyd), to swoje ograłem. Zakochałem się w serii Disgaea, Ratchet zawsze pozostanie dla mnie lepszą serią niż Jak, God of War zrobił na mnie niesamowite wrażenie, będąc jednocześnie pierwszym samodzielnie kupionym tytułem na konsolę. I tak, zaliczyłem MGS2 wraz z „trójką”, tak źle ze mną nie było. Jednak z tej generacji braki mam ogromne, na szczęście większość gier, które chcę nadrobić, stoją na półce, a nowe ciągle przybywają.

Jedynym sensownym wspomnieniem, jakie mi się uchowało, jest padnięty laser, który musiałem wymienić - wyczarować z niebytu 150 złotych na kupno nowego i kolejne 100 za serwis. Jak mus to mus. Zresztą umierające konsole były prawdziwą plagą wśród ludzi, których znałem. Niektórzy ponosili konsekwencje montowania pierwszych modchipów, inni katowali konsole tak długo, że siłą rzeczy laser nie wytrzymywał.

A, zawsze będzie lepsze od . Zawsze.

***

PSP. Konsola kupiona z powodu jednej gry. Zanim to nastało, śledziłem nieistniejący już serwis skizo.org, czytałem kolejne informacje o PSP, zapowiedzianych grach i wrażeniach szalonych osób importujących pierwsze wersja wprost z Japonii. I powoli się nakręcałem. Gdy przeczytałem, że na PSP pojawi się „rimejk” Tacticsa, musiałem go mieć. Wtedy było już trochę łatwiej z oszczędnościami, więc i PSP w miarę szybko wpadło razem z FFT. Kilka stów poszło, ale w dłuższej perspektywie ta inwestycja się zwróciła. Mnóstwo świetnych gier, m. in. Crisis Core, seria Dissidia, wspaniałe Tactics Ogre czy Killzone Liberation, to tylko mikroskopijny wycinek tego, co „zaliczyłem” na PSP. Handheld pomógł mi przetrwać nudne lekcje znienawidzonej z powodu nauczycielki matematyki. W okresie przedmaturalnym (2 klasy technikum) ukończyłem kilkukrotnie więcej gier niż przez dwa poprzednie lata. No i ta obsługa klasyków z PSX-a. Final Fantasy IX kończone pod szkolną ławką to niezapomniane przeżycie.

PSP polubił także mój pies, który stał się współlokatorem mając kilka tygodni. Gdy oswoił się z każdym zakątkiem mieszkania, postanowił zeżreć mi kable z ładowarki. Na szczęście konsole mi oszczędził, a miałem dwie. Czarną wersję 2000, oraz niebieskawo-zieloną z limitowanego wydania z LittleBigPlanet, która została u mnie po dziś dzień.

Konsola pomogła mi także przetrwać trudne chwile pracy za granicą w firmie kurierskiej. Łatwiejszy dostęp do gier, lepsze zarobki – skutkowało to większymi zakupami. To w Holandii kilkadziesiąt godzin pożarło mi Tactics Ogre: LUCT i Kingdom Hearts: Birth By Sleep, które po dziś dzień uważam za najlepszą odsłonę z całej serii.

 

Na handhelda Sony namówiłem także kilku znajomych, ale żadnemu z nich na dłuższą metę gry nie przypadły do gustu. Choć jeden z nich po kupnie PSP lekko się od gier uzależnił, więc mam go trochę na sumieniu ;)

***

By kupić PlayStation 3 postanowiłem sprzedać PSX-a i PS2, pozbywając się części oryginalnych gier i wszystkich „piratów”. Potraktowałem to jako nowy start. Teraz tej decyzji żałuję, bo nie wiem gdzie dostanę pierwsze PlayStation w takim stanie, ale to tzw. błędy młodości. Sprzedaż tych konsol zapewniło mi 1/5 kwoty potrzebnej na PS3. Resztę wyłożyli rodzice, a ja „odrabiałem” kwotę przez następne kilkanaście miesięcy.

Nastawiałem się na ten nieszczęsny listopad, ale premierę przesunięto na marzec, co pozwoliło powiększyć listę startowych gier. Ja jednak od samego początku rozważałem dwie – i . Wybrałem grę Evolution. I nie, nie wierzyłem w ten mega ściemniony zwiastun, chociaż faktem jest, że gry do tej pory nie zbliżyły się nawet do tamtego rendera. Motorstorm wybrałem, bo gra robiła wtedy prawdziwie next-genowe wrażenie. Nawet mając na uwadze, że przez pierwsze dwa miesiące grałem na starym, 19-calowym CRT-ku. Gdy podłączyłem PS3 do telewizora HD, przejechałem się pierwszy raz po błocie i zobaczyłem, jaki jest postęp od ery PS2 – opadła mi szczęka. I choć Motorstorma nigdy nie ukończyłem (poziom trudności ostatnich wyścigów dał mi popalić) to byłem zachwycony PS3. Nie przeszkadzało mi to, że konsola na początku niewiele potrafiła, a gry z PS2 wyglądały tragicznie na emulatorze, który poprawiono w aktualizacji 1.8. Premierowy update systemu do wersji 1.6 była zresztą mordęgą na mojej słabej radiówce. Po niej okazało się, że Polska nie ma dostępu do PS Store, więc człowiek musiał kombinować, by pobrać jakiekolwiek demo. I dlatego trochę bawią mnie narzekania na start PS4. Uwierzcie – PS3 w porównaniu do listopada 2013 roku to mroczne, bardzo mroczne czasy, w których nie było niczego oprócz halucynacji z niedożywienia...

PS3 rozpędzało się bardzo wolno. Po pół roku uzbierałem na używanego Resistance'a, później kupiłem Ninja Gaiden Sigma, Uncharted i największą pomyłkę – , na którego wydałem 229 złotych. Tak samo mógłbym te pieniądze spuścić w kiblu – wyszłoby na jedno. Na szczęście później było ciut lepiej. było moją pierwszą kolekcjonerką, a i sam tytuł bardzo mi się podobał. Później miałem preordera na i żałuję tej kasy. Gra mnie zawiodła. Była (i nadal jest) nudna, mdła, z nijakimi bohaterami. Po Vice City i San Andreas byłem mocno rozczarowany.

Kolejne lata mijały, a ja ogrywałem kolejne produkcje. I era PS3 nieprędko się dla mnie skończy. Zbyt wiele gier czeka bym je nadrobił. Szkoda, że czasu jest tak mało.

***

O Vicie i PS4 zbyt wiele do napisania jeszcze nie mam. W przypadku handhelda Sony mam trochę żalu do firmy za stworzenie najlepszej konsoli przenośnej i jej kompletne olanie. Rozumiem powody, ale niesmak, mimo wszystko, pozostaje. Vita w moim odczuciu na rynku pojawiła się rok za późno. Gdyby premiera była wcześniej – sytuacja prezentowałaby się zgoła inaczej.

A PS4? Cóż, przez ten rok konsoli używałem głównie do gier, które recenzowałem. To nie świadczy najlepiej o tej generacji, ale nie spodziewałem się niczego innego. Zbyt wiele gier działało źle na premierę, za dużo gier nadal ma z tym problemy. Miejmy nadzieję, że wszystko się jednak naprostuje i już za kilka dni humory nam dopiszą po (miejmy nadzieję) ciekawych zapowiedziach Sony.

***

A jakie są Wasze wspomnienia związane z konsolami Sony? Podzielcie się nimi! Podejrzewam, że niejeden z Was ma ciekawsze historie do opowiedzenia niż ja. Chętnie je przeczytam.

 

Obrazki główne pożyczyłem z tego miejsca, są świetne. Zdjęcia i zrzuty z artykułu pochodzą z serwera prasowego Sony (Motorstorm), albo są mojego autorstwa (poza obrazkiem z Suikodena).

Paweł Musiolik Strona autora
cropper