Felieton: Rage quit, czyli kiedy frustracja sięga zenitu
Starcie z żywym przeciwnikiem to świetna okazja, by przetestować swoje umiejętności z prawdziwą osobą, nie sztuczną inteligencją. Szansa, by pokazać komuś, kto siedzi obok czy gdzieś tam na drugim końcu świata, że jesteśmy lepsi. Wypracowujemy sobie znaczną przewagę, szykujemy się, by przypieczętować swoje zwycięstwo i… „Twój przeciwnik opuścił grę”.
Nikt nie lubi przegrywać, ale też nikt nie lubi rage-quitterów. W takim kole nienawiści gry dla wielu graczy jednak jakoś funkcjonują i na ogół mają się dobrze. Jeśli szanse są wyrównane do samego końca – jest świetnie. Lecz kiedy w grze sportowej, bijatyce, wyścigach lub jakiejkolwiek innej produkcji nastawionej na rywalizację uda nam się zdobyć znaczną przewagę, często możemy się pożegnać z ekranem zwycięstwa, a w zamian nastawić raczej na coś w stylu „Gra przerwana - utracono połączenie z przeciwnikiem”. Tchórzostwo spisanych na straty napinaczy nie pozwala usłyszeć końcowego gwizdka meczu, a wygrana z SI to nic satysfakcjonującego.
Deweloper nie ma wpływu, na kogo trafimy, więc czasem pomyśli i spróbuje coś na to poradzić, najczęściej oddając automatycznie zwycięstwo przeciwnikowi i wprowadzając dodatkowe kary w doświadczeniu dla wściekłego. Niektórzy wręcz bawią się tym zjawiskiem - podczas ostatniego streama zaprezentowano Quitality, które sprawia, że uciekającemu z walki wybucha głowa, a takie Team Fortress 2 od dawna ma specjalne wyzwanie BarbeQueQ, nagradzające gracza, gdy zdominuje jednego z przeciwników (zabije go czterokrotnie) i ten wyjdzie przed końcem meczu.
Istnieją jednak uzasadnione rage quity, które, moim skromnym zdaniem, nie powinny być tak nazywane. Mowa tu o zwykłej reakcji na trolling – znęcanie się nad przegrywającym graczem, zabijanie na respie, bezczelne blokowanie w wyścigu itp. Zwyczajnie niedopatrzenie, pozwalające wykorzystywać błąd gry, by testować cierpliwość oponenta. I wtedy nie liczą się strzelone bramki czy liczba fragów, a to, kto się szybciej znudzi... lub wybuchnie. Jak w niewygodnych przypadkach, gdy czujemy tytułową niesprawiedliwość w Injustice: The Spammers Among Us:
Skąd się bierze ta agresja? Nie chodzi o samą przegraną! Z badań przeprowadzonych na uniwersytecie w Rochster wyprowadzono wniosek, iż to nie przemoc w grze budzi w nas wściekłość, a własna nieudolność gracza przy próbach jej opanowania. „Gdy ludzie czują, że nie mają kontroli nad tym, co się dzieje, przychodzi agresja.” A wraz z nią rage quit.
Rozwiązaniem jest więc model tworzenia gry z wystarczająco obszernym, lecz nie odrzucającym samouczkiem i wychwycenie wszystkich błędów pozwalających na nieczyste zagrywki. Przykładem służy FIFA – demko zawsze ściągnięte i podstawy znane, bo w fifke gra każdy i nie wypada nie ogarniać. Ale gdy tylko za drugiego pada złapie ktoś z większym doświadczeniem, lecą wymówki „nigdy mi to nie wychodzi” i zarzuty „no skończ z tymi główkami, ile można” (sponsored by ), by w końcu wyjść z gry i włączyć coś innego.
Tak właśnie działa psychologia. Bo jeśli się nad tym zastanowić, to gra z kimś lepszym ma same plusy – podpatrujemy jego poczynania i uczymy się na własnych błędach. Tyle że nie sposób pozostać obojętnym na kogoś, kto nad nami góruje. W jednym z eksperymentów wspomnianych wyżej badań kazano uczestnikom trzymać ręce w boleśnie lodowatej wodzie przez 25 sekund, który to czas miał określić wcześniej jego poprzednik. W rzeczywistości długość ta była odgórnie ustalona, lecz pozwolono im wierzyć, że zaraz będą mogli zdecydować o czasie swojego następcy.
Przedtem jednak czekała ich rundka w Tetrisa – niektórzy grali na poziomie łatwym, inni – ekstremalnie trudnym. Ci drudzy skazywali kolejne osoby na znacznie dłuższe „zimne tortury” – średnio różnica wynosiła całe 10 sekund. Brak możliwości opanowania stopnia „Extreme Hard” wjechało im na ambicje. „Jeżeli częścią doświadczenia jest stawianie naszego ego w niebezpieczeństwie, powoduje to wrogie nastawienie i nieuprzejmość w stosunku do innych” – jak podsumował to współautor badań Richard Ryan.
Koniec końców, tak, nasze hobby wiąże się z frustracją i niektórzy nie wytrzymują, wychodząc w trakcie potyczki. Tak, nasze hobby wiąże się z agresją i zdarza się rzucić padem, robiąc całkiem pokaźnych rozmiarów dziurę w ścianie. Ale nasze hobby wiąże się też z radością, satysfakcją i czystą frajdą, których nie sposób osiągnąć bez tych pierwszych. I chociaż w mediach dalej będziemy słuchać, że gry zabijają, nie myślmy o ciemnocie ogółu, a skupmy się na sobie, na graczach. Nauczmy się godnie przegrywać, bo warto spróbować strzelić tego honorowego gola, nawet przegrywając 5:0. Warto starać się nadrobić kilka utraconych sekund, chociaż reszta samochodów już dawno zniknęła z naszego pola widzenia. Nie ma „i tak przegram, szkoda czasu” – przegraj, ale zachowaj twarz!
Przeczytaj również
Komentarze (32)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych