Felieton: „Zamów grę przedpremierowo i uzyskaj dostęp do dema…to znaczy bety!”
Hej, TY! Tak, TY! Chcesz sprawdzić, jak działa nasza gra PRZED ZAKUPEM? Kup ją zanim wyjdzie, a dostaniesz taką możliwość! Co więcej, to właśnie TWÓJ WKŁAD pozwoli przetestować* nasz tytuł, za co w podziękowaniu przyjmiemy TWOJE PIENIĄDZE! KUP TERAZ!
Jako że aktywujemy betę jakiś miesiąc przed premierą, feedback od użytkowników zupełnie się nie liczy i nic już pewnie nie zmienimy. Zapraszamy ponownie.
Kolejna otwarta beta zapowiedziana! – pojawia się news na stronie i siłą rzeczy kliknę, bo w końcu za darmo będę mógł przetestować dużą grę, nawet jeśli niekoniecznie się nią wcześniej interesowałem – i będzie na to niewiele czasu, bo tylko parę dni! Nie każdy zdąży, ale ja się przygotuję! Jeśli to zamknięta beta, to nie wszyscy złożą preordera, żeby uzyskać do niej dostęp - a ja już zamówiłem i zaczynam czuć się częścią elitarnej grupy betatesterów współpracujących nad stworzeniem tego nadchodzącego arcydzieła. Musi być arcydzieło, bo miałem swój wkład. I niech no ktoś tylko w Internecie napisze, że gra ssie…
Najwięksi wydawcy myślą, że tak właśnie wygląda proces myślowy graczy, którzy zupełnie zapomnieli, co to jest demo. Niegdyś wielkim niedopatrzeniem ze strony twórców było nieprzygotowanie wersji demonstracyjnej gry, a dziś jakąkolwiek możliwość zagrania przed premierą wychwala się ponad miarę. I tak, porównuje tu betę do dema, bo nikt mi nie wmówi, że zdążą wprowadzić większe zmiany na miesiąc przed premierą. Większość wersji beta największych gier jest dziś wersją finalną, tyle że przed porządnymi testami (co dzisiaj znaczy w sumie to samo). Zamiast płacić za takie testy, robią z tego wyjątkową okazję dla graczy. Z dwojga złego, lepiej w ten sposób zlecić wyłapanie mniejszych błędów niż poczekać na premierę i wypuścić wielką łatkę tydzień później, po setkach komentarzy w Internecie. Mniejsze zło – bo po co przepłacać?
Mowa tu oczywiście o dzisiejszych betach od dużych wydawców. Ewoluowały one w złą stronę, a spopularyzowały je gry niezależne. Wczesny dostęp z Kickastartera czy Steam Early Access – jeśli wspomagam małe studio niezależne swoim czasem i gotówką, wierzę w wizje autora i chcę mu pomóc testować grę w różnych stadiach. W końcu prosi o pomoc, nie ma dużego budżetu, a mi zależy na sukcesie gry, z którą jestem od początku. Ale wielka firma obracająca milionami (jak nie miliardami) dolarów? Zrozumiem jeszcze stress-testy gier sieciowych, które sprawdzają wytrzymałość serwera, ale dlaczego dostaje betę? Bo ludzie są sceptycznie nastawieni i chcą sprawdzić kontrowersyjną odsłonę przed zakupem? To świetnie! Tylko uczyńcie wtedy ten „Intro Pack” (i tak już bezczelnie pocięty na jeszcze mniejsze części) darmowym! Zresztą, co to za beta-demo dostępne wyłącznie dla tych, co złożą zamówienie przedpremierowe?
Pff, o czym ty mówisz… Za preorder płaci się dopiero przed premierą. Wystarczy złożyć zamówienie i je anulować po dostaniu kodu do bety.
To naganne, że wymuszają na nas takie cwaniactwo. Nie uważam, że nam, graczom, wszystko należy się za darmo, ale domyślnie każą nam kupić grę, żebyśmy dostali próbkę i zobaczyli, czy w ogóle nam się ona podoba. W tym wypadku próbkę „Intro Packa”, czyli swego rodzaju przystawki. Płatny wycinek płatnego dema. A ludzie narzekali na . Zresztą, w przypadku Hitmana mówimy o Square Enix – wydawcy, który jeszcze niedawno chciał przesunąć na wcześniejszy termin premierę nowej odsłony Deus Ex, jeśli zebrałoby się odpowiednio dużo preorderów.
Nie będę przesadzał - to jeden z wyjątków, a publiczne bety otrzymują głównie gry sieciowe. Wspomniane stress-testy, szukanie błędów wykrywalnych tylko przy udziale tysięcy graczy naraz, zbieranie odmiennych opinii – oto prawdziwy cel udostępniania wczesnej wersji większemu gronu. Ale nie łudźcie się, że taka beta przyniosła większe zmiany niż siła tego czy tamtego karabinu. Gra chodziła płynnie i wyglądała pięknie, bo była w końcowym stadium tworzenia. Pewnie, beta przyniosła trochę informacji potrzebnych do zbalansowania broni i wyważenia gry herosami, ale przede wszystkim miała ona zrobić na nas wrażenie. To było demo, zwyczajnie okrojony pełniak. Szkoda tylko, że pełny pełniak nie był porażał specjalnie zawartością.
Czy chciałbym, żeby przestano zalewać nas betatestami? Bynajmniej! Chciałbym tylko, żeby demo nazywano demem i było rozprowadzane w normalny sposób – za darmo i nie robiąc wokół niego sztucznego poczucia, że jestem członkiem wybranej grupy, która otrzymała kod. Chciałbym, żeby beta była udostępniana wystarczająco wcześnie, dając deweloperowi czas na skorzystanie z uwag graczy. Późna beta jest rozczarowująca jak otworzony przed Gwiazdką prezent – dają się parę dni pobawić, a potem każą oddać i czekać na coś, co już zdążyliśmy z grubsza poznać. Poza tym to niezbyt zaspokajające doświadczenie, z którym deweloper nic już nie zrobi, bo jest za późno, mogąc tylko zapewniać, że „to był dopiero wycinek zawartości, którą dla Was przygotowaliśmy!”. W pełnej wersji więcej tego samego. Zresztą, nie marudź, i tak już kupiłeś, inaczej byś nie zagrał.
Płatne bety, mikrotransakcje, gry w odcinkach, praktycznie obowiązkowy PS Plus – co dalej, „zobacz nowy zwiastun za 5,99 zł, zanim będą mogli to zrobić inni”?
Przeczytaj również
Komentarze (30)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych