Reklama
Playtest: World of Final Fantasy, Gravity Rush 2 i pozostałe gry, które widzieliśmy na Gamescom

Playtest: World of Final Fantasy, Gravity Rush 2 i pozostałe gry, które widzieliśmy na Gamescom

Paweł Musiolik | 27.08.2016, 13:30

Tym tekstem zamykamy rozdział Gamescomu 2016. Sporo gier udało nam się sprawdzić i napisaliśmy dla Was 28 tekstów. Oprócz pokazów i hands-onów, sprawdziłem jeszcze kilka mniejszych pozycji, na których chciałbym się skupić w tym krótkim artykule.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cukierkowa grafika, styl chibi i marka Final Fantasy, która niweluje w moim przypadku uczulenie na wiele wad. Chciałem sprawdzić, jak gra się w ten tytuł, bo materiały wideo, mimo że pokazują jak gra wygląda, no nie potrafiły mi ostatecznie dać satysfakcjonującej odpowiedzi. Zagrałem i jest ok. To spin-off, więc trzeba mieć na uwadze niższy budżet, który tutaj widać w niezbyt niewielkiej lokacji, po której biegałem, i dziwnej animacją postaci. Ale sama turowa walka oraz dziwaczne stackowanie stworów w grze sprawdzają się znacznie lepiej, niż mogłem myśleć. Dzięki temu tytuł nabiera głębi i pozwala na spore zabawy w dopasowaniu swojego stylu gry. To zdecydowanie produkcja, którą fani serii muszą sobie kupić, jeśli mają chęć na coś z walką w systemie turowym.

Nie ma co ukrywać - musiałem zagrać w dwunastkę odświeżoną do rozdzielczości HD. Mając na uwadze, że to gra sprzed dwóch generacji, obroniła się bardzo dobrze przed upływem czasu i widać, że już w momencie premiery technicznie mieliśmy do czynienia z czymś niesamowitym. Szkoda, że demo oferowało nam tylko Kopalnię Lhusu, która jest korytarzem z niezbyt urodziwymi widokami, ale przynajmniej posprawdzałem sobie nowości. Niektórych ucieszy przyspieszenie gry (przydatne w farmieniu i expieniu). Mnie wystarczyła krótka sesja, by utwierdzić się, że chcę w to zagrać. Szkoda tylko, że demo było po niemiecku i nawet nie wiedziałem, co do mnie gadają.

Pierwszy tytuł, który sprawdziłem na Gamescom. Ciekaw byłem, jaki skok graficzny zaliczy kontynuacja względem jedynki. Jakość obrazu jak na mój gust wymaga jeszcze trochę poprawy (widać braki w wygładzaniu krawędzi), ale względem całej reszty przygody Kat zaliczyły ogromny progres. Świat się powiększył, a sterowanie jest przyjemniejsze w opanowaniu i lepiej reaguje na to, co chcemy zrobić. Jestem pod wrażeniem działania fizyki i detekcji kolizji - zamiast przenikać przez jakieś małe obiekty walające się po ziemi, Kat po prostu w nie kopała, a jeśli w coś nie mogła (na przykład w kozę), to ją albo omijała lub przeskakiwała. Fani pierwszej części mogą się oficjalnie jarać.

Dreadnought

Produkcja GreyBox nie jest konsolowym tytułem. Skorzystałem z chwilowej przerwy między pokazami i na zaproszenie dewelopera, sprawdziłem ich grę. Z czym mamy do czynienia? Z grą opartą na trybie deathmatch. Jednak zamiast postaci, robotów czy czegokolwiek o małych gabarytach, sterujemy gigantycznymi statkami. Tak, gigantycznymi. Najmniejszy i najzwinniejszy z nich (fregata) ma 80 metrów. Klas w grze jest pięć i oferują ogromne możliwości dopasowania wszystkiego pod siebie, począwszy od wyglądu, na rodzaju używanej broni kończąc. Tyle teorii. A jak wypada gra (beta dostępna jest na PC)? Przyznam szczerze, że...fajnie. Statki różnią się na tyle, że trzeba z sobą współpracować, a ich ogromne rozmiary przekładają się chociażby na sterowność, więc musimy mieć to na uwadze. Na pewno grafika jest imponująca. Jeśli gra kiedyś wyjdzie na konsole - zainteresujcie się nią, o ile jesteście fanami ogromnych statków kosmicznych. Może wyjść z tego coś bardzo przyjemnego.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper