Punisher - recenzja pierwszego sezonu
Netflix powraca z kolejnym serialem. Tym razem miało być brutalnie, krwawo i z dużą dawką emocji. Jedna z bardziej kontrowersyjnych postaci Marvela, po bardzo udanym występie w Daredevilu, dostaje swoje własne 13 odcinków. W piątek naszym oczom ukazał się pierwszy sezon Punishera.
Nieważne, jak się zaczyna, ważne, jak się kończy. Taka myśl najwyraźniej przyświecała Netfliksowi, kiedy patrzyli na swoje komiksowe seriale. Ciężko powiedzieć coś złego o drugim sezonie Stranger Things czy Mindhunterze, ale tegoroczne Iron Fist i The Defenders skutecznie zachęcały do porzucenia nadziei na kolejną produkcję o jakości co najmniej na poziomie Jessiki Jones. Poprzeczka została więc zawieszona gdzieś na wysokości podłogi, nad którą bardzo zgrabnie przeszedł Punisher.
Fabularnie zostaliśmy wrzuceni w wydarzenia po drugim sezonie Daredevila. Frank Castle porzuca swoją kamizelkę z białą czaszką na piersi i nie wraca do niej przez kilka kolejnych godzin. Alternatywy do dotychczasowych zajęć szuka na budowie. Niszcząc kolejne ściany ciężkim młotem, próbuje pozbyć się ze swojej głowy wizji żony i dzieci zamordowanych na jego oczach. Podejście Franka do zwyczajnego życia nie trwa jednak zbyt długo, bo na jego trop szybko trafia David Lieberman.
Pierwsza połowa Punishera zaskakuje przede wszystkim bardzo powolnym tempem. Twórcy zapominają na chwilę o krwawych, pełnych akcji zapowiedziach i serwują widzom kawałek porządnego dramatu. Kamera przeskakuje od jednego wątku do drugiego, jednocześnie zapoznając nas z głównymi zagadnieniami całego serialu. Poznajemy Dinah Madani, agentkę Departamentu Bezpieczeństwa, i kilku przyjaciół Castle’a z czasów wojny, a na ekran szybko wraca również Karen, której obecności powinna spodziewać się większość fanów Daredevila.
Początek powoli nakreśla podstawowe problemy serialu. Na pierwszy plan wychodzi temat PTSD. Regularnie wracamy do grupy weteranów, którzy nie mogą pogodzić się z tym, co spotkało ich na wojnie. Zaskakująco dogłębnie zostaje poruszony bardzo aktualny i ważny dla Amerykanów wątek, kwestia wsparcia ze strony kraju, rozdawanych medali czy wdzięczności. Twórcy znaleźli bardzo dużo czasu na rozwijanie obyczajowych fragmentów Punishera. Bohaterowie, również drugoplanowi, spędzają mnóstwo czasu na rozmowach i rozpamiętywaniu przeszłości.
Najwięcej miejsca zajmuje oczywiście tytułowa postać. Każdy kolejny odcinek coraz dokładniej przybliża nam postać Franka Castle’a. Kamizelki z trupią czaszką dalej nie widać na horyzoncie, sceny akcji dawkowane są widzom bardzo ostrożnie, a faktyczna fabuła zaczyna się dopiero w okolicach ósmego epizodu. Wtedy zaczynamy domyślać się, jak będą wyglądały finałowe minuty, główny wątek wreszcie nabiera tempa i oglądamy sceny, jakich spodziewaliśmy się po Punisherze.
Największym problemem tego serialu jest liczba jego odcinków. Po raz kolejny dostajemy produkcję Netfliksa, która początkiem może znużyć i zniechęcić do dalszego oglądania. Trzynaście epizodów to zdecydowanie za dużo dla Punishera. Pierwsze odcinki najpierw przyjemnie zaskakują, skrupulatnie budując postacie będące później ważnymi elementami fabuły, ale niedługo później zaczynamy tęsknić za scenami akcji.
Karen Page jest doskonałym przykładem drugoplanowego wątku, który mógłby w ogóle nie istnieć. Twórcy postanawiają poświęcić zdecydowanie zbyt dużo czasu prostym historiom znanym z wielu innych produkcji. Ten problem tyczy się również Madani. Jakkolwiek istotna nie byłaby dla losów Franka, serial długimi, niepotrzebnymi scenami buduje zwykłą agentkę z problemami, której scenariusz znikąd podrzuca kolejne elementy układanki.
Zaskakująco dobrze w całym tym początkowym zamieszaniu wypada Jon Bernthal. Może to jednak wynikać z tego, że ostatnich kilka odcinków w jego wykonaniu wypada wręcz rewelacyjnie. Sceny dramatyczne wyraźnie mu nie służą, a na powtarzane w kółko kwestie o miłości do swojej rodziny i brutalności wojny zaczynamy przewracać oczami, ale ostatecznie aktor wciąż sprawia wrażenie, jakby Punisher został napisany specjalnie dla niego.
Bernthal rewelacyjnie odnajduje się w scenach akcji. Bez mrugnięcia okiem morduje kolejnych bandytów, jedynie lekkim grymasem twarzy reagując na ciosy przyjmowane prosto w twarz. Gwiazda The Walking Dead sporo zawdzięcza również ekipie odpowiedzialnej za audiowizualne elementy Punishera. Ścieżka dźwiękowa doskonale współgra z całością, a choreografii niektórych scen pozostaje po prostu przyklasnąć. Chociaż serial jest bardzo brutalny, zostawiając kamerę w środku akcji aż do ostatnich sekund pojedynków, akcja hipnotyzuje i nie pozwala oderwać od siebie wzroku. Tym bardziej boli powolny początek, kiedy danie główne okazało się prawdziwą ucztą.
Punisher wyrasta na jeden z najlepszych, jeżeli nie najlepszy serial komiksowy Netfliksa. Mimo że rok dla amerykańskiej platformy rozpoczął się przyprawiającym o ból głowy Iron Fistem, zostanie zapamiętany tymi ostatnimi odcinkami najnowszej produkcji. Warto przebrnąć przez momentami nużący początek, żeby potem oglądać, jakie to rozwinięcie postaci przyniosło efekty i owocuje przez drugą połowę serialu. Pozostaje tylko czekać, co dalej Netflix postanowi zrobić z Punisherem.
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych