Recenzja: Nić Widmo
Nieco ponad tydzień dzieli nas od 90. rozdania Oscarów. Jimmy Kimmel dopieszcza swoje otwarcie, a w polskich w kinach powoli pojawiają się wszystkie nominowane filmy. W piątek na wielkie krany trafiła Nić widmo – produkcja Paula Andersona, która może wstrząsnąć tegoroczną galą.
Połowa XX wieku, Londyn. Reynolds Woodcock jest znanym w całym mieście krawcem. Na co dzień zajmuje się szyciem na zamówienie sukni dla ludzi z całego świata. Jak to zwykle bywa z genialnymi artystami, Reynolds ma swoje dziwactwa, które na dłuższą metę zdaje się znosić tylko jedna osoba – Cyril Woodcock. Kiedy krawiec wyprasza ze swojego domu kolejną kobietę, potrzebuje odpoczynku. Relaks poza miastem doprowadza go do pracującej w małej kawiarni Almy, miłości mającej niedługo później wprowadzić chaos w jego uporządkowane życie.
Jeżeli ktoś zna twórczość Paula Thomasa Andersona, nazwisko reżysera powinno stanowić za dziwaczność tego filmu. Mężczyzna, odpowiedzialny za takie produkcje jak Wada ukryta, Mistrz, Magnolia czy Aż poleje się krew, znany jest z dostarczania bardzo niecodziennych doświadczeń. Tak jest również w przypadku Nici widmo. Całość zaczyna się bowiem jako klimatyczny, hipnotyzujący romans – wymiana uśmiechów, imion, pierwsze kolacje i suknie przymierzane przez Almę. Z czasem, kiedy zdajemy sobie sprawę, że film będzie wykraczał grubo poza „żyli długo i szczęśliwie”, pojawia się coś z thrillera, dramatu, a nawet czarnej komedii.
Nić widmo to jeden z tych filmów, który nie zostanie zrozumiany przez wszystkich. Jedni ze znudzeniem wypisanym na twarzy opuszczą salę kinową po męczących dwóch godzinach, a drudzy nie będą mogli podnieść się z fotela przytłoczeni ostatnim dziełem Andersona. Bez wątpienia zakochają się fani Hitchcocka. Już samo nazwisko Reynoldsa ma przywodzić na myśl słynnego reżysera, a później liczba nawiązań nie maleje. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia ze słabszym kinem, które próbowało się wzorować na mistrzu. Anderson w odpowiednim momencie odchodzi na swoją drogę i kontynuuje własną myśl.
Twórca Wady ukrytej wypowiadał się niedługo przed premierą swojego filmu, że stworzył dzieło bardzo staroświeckie, dalekie od naszej rzeczywistości. Mimo to łatwo odnieść sytuację zapracowanego, genialnego krawca do współczesnego pośpiechu, do pogoni za pracą i codziennymi obowiązkami.
Sam scenariusz i pomysł na film to jednak za mało, żeby stworzyć coś takiego. Nic z tego by się nie udało, gdyby nie Daniel Day-Lewis, który jeszcze przed premierą ogłosił, że będzie to jego ostatnia rola. Jeżeli faktycznie dotrzyma swoich postanowień i nie zachęcą go piejący na cześć Reynoldsa dziennikarze, odejdzie w doskonałym momencie. Jego rola w Nici widmo to absolutny majstersztyk. Day-Lewis idealnie wpisuje się w koncepcję Andersona, wchodzi we wszystkie nawyki i dziwactwa krawca i serwuje nam popis godny Oscara.
To samo tyczy się oprawy audiowizualnej. Reżyser miał już trochę czasu, żeby nauczyć się swojego fachu, a Nić widmo tylko potwierdza, że opanował wszystko niemal do perfekcji. Najmniejsze szczegóły składają się na budowane napięcie, niepokój i klimat, który wylewa się z każdej kolejnej minuty.
Nić widmo to zdecydowanie jeden z lepszych filmów mijającego sezonu. Andersonowi udało się stworzyć kolejne dzieło, którym kontynuuje swoje dziwne, niecodzienne tendencje. Chociaż jego najnowszy projekt nie przypadnie do gustu wszystkim, zasługuje na uznanie i dodatkową uwagę. Zarówno ze względu na reżyserię i scenariusz, jak i genialnego Daniela Day-Lewisa.
Ocena: 9/10
Atuty
Wady
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych