Recenzja: Jurassic World: Upadłe królestwo

Recenzja: Jurassic World: Upadłe królestwo

Tomasz Alicki | 09.06.2018, 12:45

Jurassic World: Upadłe królestwo najłatwiej nazwać mianem sztampowej kontynuacji. Dinozaury są w szczycie formy, ale niestety ciężko powiedzieć to o samym filmie.

Podobnie jak w naszej pozbawionej krwiożerczych bestii codzienności, od wydarzeń z pierwszego Jurassic World minęły trzy lata. Jesteśmy w roku 2018. Wszystkie dinozaury znajdują się na małej wyspie z wielkim wulkanem na środku. Na stałym lądzie trwają dyskusje o tym, czy skazanym na śmierć stworzeniom należy się pomoc. Dwójka bohaterów znanych nam z poprzedniej części, Owen Grady (Chris Pratt) oraz Claire Dearin (Bryce Dallas Howard), zmotywowana dołącza do zespołu mającego wziąć sprawy w swoje ręce i wywieźć dinozaury ze strefy zagrożenia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jurassic World: Upadłe królestwo #1

Jak to zwykle bywa w takich filmach, w tle powoli zostaje upleciona wielka intryga, główni bohaterowie nie zdają sobie z niczego sprawy i dopiero po godzinie nieświadomości zaczynają rozumieć, o co tak naprawdę toczy się cała gra. Ostatecznie Upadłe królestwo nie jest bowiem zwykłą dwugodzinną akcją ratunkową.

Zacznijmy od tego, że J.A. Bayona, hiszpański reżyser odpowiedzialny za takie produkcje jak Niemożliwe czy Sierociniec, zrobił przeciętny film, winny wszystkich zarzutów, jakie zazwyczaj przypisuje się nieudanym sequelom. Nowe Jurassic World podąża przewidywalną, wydeptaną ścieżką. Większość zwrotów akcji widać z kilometra, a mające wywoływać wielkie emocje sceny nudzą, bo sprawiają wrażenie, jakby reżyser odhaczał kolejne punkty na swojej krótkiej liście pt. „Jak szybko zrobić sequel”.

Jurassic World: Upadłe królestwo #2

Największym grzechem scenariusza Upadłego królestwa są bohaterowie. Jeżeli decydujemy się na kontynuowanie historii rozpoczętej kilka lat temu, druga część ma być miejscem na zmiany, na różnorodność i ewoluowanie postaci. Tymczasem nowy duet Franklin-Zia (Justice Smith i Daniella Pineda) nie tylko nie wnoszą zupełnie nic nowego, recytując wkładane im w ustach banały, ale powodują również cofanie się tych bohaterów, którzy zdążyli wzbudzić naszą sympatię wcześniej. Żarty są oczywiste i nieśmieszne, relacje pomiędzy postaciami praktycznie nie istnieją, a jedyne kreacje, które nie wypadają negatywnie w scenariuszu Dereka Conolly’ego i Colina Trevorrowa, to Chris Pratt oraz jego dinozaury.

Pierwsze Jurassic World nie był może arcydziełem kinematografii, zostawiając wiele fanów Parku Jurajskiego znużonych i zawiedzionych, ale można było w nim odnaleźć kilka pozytywnych aspektów. Dinozaury prezentowały się świetnie, efekty specjalne pozwoliły marzyć o nowym hicie z możliwościami XXI wieku, a w powietrzu miejscami unosił się klimat przypominający ten, który towarzyszył dziełom Spielberga. Upadłe królestwo wciąż imponuje wizualnymi rewelacjami i potrafi wzbudzić grozę, zgrabnie bawiąc się otoczeniem czy światłem, jednak nie ma mowy o czymś nowym, czego wymagalibyśmy od kontynuacji.

Jurassic World: Upadłe królestwo #3

Brakuje oryginalności, świeżości i odwagi. Wygląda to tak, jakby Bayona zwyczajnie bał się podjąć ryzyko i wzbudzić odrobinę kontrowersji w nowym świecie dla fanów Spielberga. W rezultacie powstaje film powtarzalny, który podaje w wątpliwość przyszłość kolejnych odsłon. Furtkę w stronę trzeciej części otworzono bardzo szeroko i chociaż sposób, w jaki zakończono Upadłe królestwo, intryguje, jeżeli nie znajdzie się reżyser chętny dodać tym produkcjom trochę głębi, za kilka lat będziemy patrzeć na koniec Jurassic World.

Film Bayony może obronić się w oczach wielu fanów. Pierwsza część służyła jako świetny film dla osób bez większych oczekiwań. Druga może wzbudzić uśmiech na ustach osób, które naprawdę tęsknią za światem pełnym dinozaurów sprzed 20 lat. Chociaż nijak nie przypomina to filmów Spielberga, można nacieszyć swoją sentymentalną duszę widokiem dziesiątek hipnotyzujących stworzeń.

Ocena: 5/10

Atuty

Wady


5,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper