Recenzja: Sense8 - finał drugiego sezonu
Burzliwa historia Sense8 wreszcie dobiegła końca. Dwuipółgodzinny finał sezonu miał zadowolić fanów domagających się wznowienia serialu, ostatecznie zamykając fabułę.
Sense8 sióstr Wachowskich wychodziło w 2015 roku jako spora niespodzianka. Kilka lat temu seriale Netfliksa nie były jeszcze tak dużą marką jak teraz, a oczekiwania na nowe produkcje trwały dużo dłużej. Na początku pachniało trochę Heroesami, czyli serialem NBC o grupie zwykłych ludzi, którzy odkryli w sobie nadprzyrodzone umiejętności, jednak Sense8 szybko odeszło w swoim własnym kierunku I zaczęło zdobywać kolejnych fanów.
O tym, że pomysł Wachowskich nie dorobił się wielkiego sukcesu, świadczy fakt, że ponad rok temu serial został anulowany. Netflix chyba pierwszy raz zdało sobie sprawę, jak dużo produkcji ma na głowie, i postanowiło pozbyć się tych, które nie przynosiły satysfakcjonujących zysków. Decyzja odnośnie Sense8 wydawała się wtedy wyjątkowo prosta, bowiem kilkukrotnie dowiadywaliśmy się o 9 milionach dolarów, jakie pochłania każdy odcinek, latając z jednego krańca świata na drugi.
Niedługo po oficjalnym ogłoszeniu podjętej decyzji okazało się, że nie będzie tak łatwo pozbyć się Sense8. Internet wybuchł, petycje poszły w ruch, a listy do twórców zaczęły przychodzić w tonach. Kilka miesięcy później Lana Wachowski wróciła z informacją o powrocie serialu. Powrocie na jeden długi finał, który pozwoli twórcom ostatecznie zamknąć swoją produkcję.
Najwyższy czas przenieść się w czasie do dzisiejszego słonecznego dnia, kiedy wspomniany epizod trafił już na serwery polskiego Netfliksa. Wyjątkowo włączamy serial i nie nastawiamy się na krótką produkcję komediową czy standardowe 45 minut rozrywki, tylko niemalże przenosimy się do sali kinowej. Na szczęście 151 minut wystarczyło, żeby pożegnać się z ósemką głównych bohaterów, a pod koniec faktycznie czujemy się, jakby mieli już nigdy nie wrócić.
Ciężko powiedzieć coś o tym finale, żeby nie zepsuć potem wielu fanom przyjemności z oglądania. Serial bez wątpienia pozostaje w swoich standardowych klimatach. Wygląda i brzmi w tym stylu, do jakiego przyzwyczaiły nas poprzednie odcinki. Właśnie za to został pokochany przez tych samych fanów, którzy jeszcze niedawno walczyli o jego powrót.
I chociaż widać na ekranie ten sam niepodrabialny klimat, w powietrzu wisi pośpiech, odhaczanie kolejnych punktów z finałowej listy zadań oraz chęć zamknięcia każdego możliwego wątku. Wracamy do wielu tematów, które nie wymagały pokazania lub nie interesowały widza, tylko po to, żeby nie pozostawić żadnych niedopowiedzeń. Tymczasem w wielkich finałach właśnie o to chodzi, o wszystkie przemilczenia, wielokropki i urywane w ostatnich chwilach sceny. Nie chcemy być zostawiani z myślą “teraz już wszystko jasne”. Chcemy zastanawiać się, co stało się dalej, chodzić z głową w chmurach przez kolejnych kilka dni.
Bezpieczny i napakowany uproszczeniami finał jest jednak tylko kolejnym argumentem za tym, że Sense8 nigdy nie było serialem daleko wybiegającym ponad przeciętność. Nikomu na pewno nie uda się podrobić takiej obsady, charakteru czy nastawienia na emocje wylewającego się z ekranu, ale pod względem scenariusza oraz budowanej intrygi zawsze było coś do poprawienia.
Nie zmieni to jednak faktu, że Sense8 na długo pozostanie w sercach fanów. Do pojedynczych scen można wracać każdego dnia, a “What’s Up?” od 4 Non Blondes już na samym początku stało się hymnem całego serialu. Dobrze było wrócić do ulubionych bohaterów, by zobaczyć ich po raz ostatni i upewnić się, że zostawiamy wszystko w jak najlepszym porządku.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych