Recenzja: Orange is the New Black - Sezon 6

Orange is the New Black można powoli zaliczyć do klasyki Netfliksa. Pierwsze odcinki pojawiały się jeszcze wtedy, kiedy platforma czekała na swoje sukcesy i miliardy inwestowane w seriale. O tym, że Netflix nie zapomina o swoich korzeniach, powinien świadczyć fakt nadchodzącej premiery szóstego sezonu popularnego komediodramatu. Przed Wami pozbawiona spoilerów recenzja przedpremierowa.

Piąty sezon sporo namieszał. Nie tylko w losach samych bohaterek, ale również w samej strukturze serialu. Przez 13 odcinków zobaczyliśmy zaledwie kilka dni z więziennego życia. Teraz wracamy jednak do tego, na czym Orange is the New Black zaczynało. Początek nowego sezonu oparto głównie na końcu poprzedniego oraz konsekwencjach związanych z zamieszaniem, jakie spowodowały bohaterki. Od buntu minął już tydzień, kobiety z Litchfield zostały przeniesione do więzienia o zaostrzonym rygorze, a Chapman wróciła do swojego standardowego „Gdzie jest Alex?”.

Szósty sezon można podzielić na dwa najważniejsze aspekty. Z jednej strony pozostajemy z większością stałej obsady, która z w miarę przyjaznego Litchfield, gdzie ze strażnikami można było negocjować, a naczelnik przejmował się losem więźniów, przeniosła się do placówki o zaostrzonym rygorze. Każdy był w jakiś sposób związany z buntem, każdy staje się podejrzanym i musi wybrnąć z podbramkowej sytuacji. Serial już na początku stawia w ten sposób swoje pierwsze ważne pytanie, ciągnące się przez kilkanaście kolejnych odcinków. Przyjaźnie poddawane są ważnym testom, a kwestia lojalności poruszana jest w wielu różnych sytuacjach. Czy jesteś gotowy zdradzić swojego najlepszego przyjaciela w imię krótszej odsiadki, zastrzyku gotówki albo transferu do bezpieczniejszej części więzienia?

Konflikty z Litchfield przestają mieć znaczenie, bowiem teraz bohaterki stały się częścią większej społeczności, gdzie nie mają już okazji rządzić i rozstawiać innych po kątach. Nowe więzienie to nowy świat. Trzeba zaadaptować się do stawianych warunków i znaleźć sposób, żeby spokojnie odbyć swój wyrok wśród więźniów, którzy na swoim koncie mają dużo poważniejsze wykroczenia niż handlowanie narkotykami czy problemy z podatkami.

Z drugiej strony szósty sezon Orange is the New Black wprowadza coś, co zazwyczaj tak daleko w innych produkcjach się nie zdarza. Na tym etapie najczęściej przyzwyczajamy się już do głównej obsady, zaczynamy lubić ich i im kibicować, a kolejne sezony po prostu wrzucają ich w inne sytuacje. Tymczasem szósty sezon wprowadził sporo świeżości. Przeniesienie akcji do nowego, groźniejszego więzienia jest niczym nowy start. Po kilkudziesięciu odcinkach Litchfield zaczynało nużyć, a piąty sezon wycisnął z niego ostatnie możliwości.

Ze zmianą przyszła też okazja dla twórców, żeby zrobić to, co od pierwszych odcinków było w Orange is the New Black najlepsze – napisać nowe postacie. Więzienie o zaostrzonym rygorze jest pełne nowych twarzy, swoich własnych historii i konfliktów sięgających daleko wstecz. Scenarzyści po raz kolejny pokazują, jak głębokie są ich postacie oraz historie. Rozpoczynane wątki czy poruszane tematy znów trafnie podsumowują amerykańskie stereotypy i ich aktualną sytuację w kraju.

Najlepszy element Orange is the New Black wciąż tu jest. Trafne, ironiczne i dosadne prezentowanie rzeczywistości zawsze należało do mocnych stron jednej z najstarszych produkcji Netfliksa. Zagorzali fani będą zadowoleni świeżością oraz utrzymywaniem koncepcji, na której serial zbudował sobie miliony fanów, a osoby zastanawiające się nad ewentualnym seansem naprawdę powinny nadrobić ten tytuł. Rzadko zdarza się, żeby produkcjom udawało się utrzymywać zainteresowanie większości widzów przez tak długi czas. Przepis na sukces, z którego aktualnie korzystają twórcy, wygląda tak, jakby miał wystarczyć jeszcze na kilka sezonów.