Najgorsze filmy Uwe Bolla
Filmy na podstawie gier wideo praktycznie nigdy nie miały szczęścia i poza drobnymi wyjątkami, zawsze okazywały się strasznymi kaszankami, które tylko psują dobre imię marki na jakiej zostały oparte. Mistrzem w tym fachu stał się niejaki Uwe Boll.
Chyba każdy kto na poważnie zainteresował się swego czasu filmowymi adaptacjami znanych produkcji z branży gier wideo, natknął się na wspomniane wyżej nazwisko niemieckiego reżysera. Jegomość ten w trakcie swojej około 27 letniej karierze zawodowej stworzył całkiem sporo kinowych produkcji, które to mniej lub bardziej zalatywały Złotą Maliną. Mimo wszystko ktoś odważył się powierzyć mu pod opiekę aż 6 ciekawych serii, z których to powstało aż 11 filmów. Dziś zatem przyjrzymy się tym małym abominacjom.
House of the Dead
House of the Dead jest jedną z tych marek, która budowała przez lata świetność Segi, lecz dziś została już mocno zapomniana. W 2003 roku Uwe Boll podjął się ekranizacji tego kultowego klasyka i już przy swoim pierwszym podejściu do tematu skopał sprawę po całości. Większość scen nie miała tu żadnego sensu, wątki romansowe bywały bardziej komiczne niż uczuciowe, a sekwencje akcji pełne były błędów logicznych. O ile efekty specjalne, patrząc na budżet, były całkiem dobre, o tyle cała reszta pokazała brak umiejętności reżysera. Postacie w tle stały w bez ruchu, ludzie zmieniali w ciągu jednej klatki broń na zupełnie inną, a klimat psuły narastające absurdy.
Trylogia BloodRayne
Urocza czerwonowłosa wampirzyca Rayne doczekała się kilku całkiem dobrze przyjętych gier, w których to dominowały akcja, dynamiczna muzyka oraz krwawe rozwalanie wrogów. Uwe Boll postanowił zatem, że przeniesie te doznania na srebrny ekran, w efekcie czego kinowa adaptacja gry zyskała średnią ocen na poziomie, uwaga, 18/100! Po takiej klapie chyba każdy przemyślałby swoje metody działania i wyciągnął z tego jakąś lekcję, nieprawdaż? Niestety nieco arogancki reżyser wypuścił w 2007 i w 2011 roku kolejne dwie przygody krwiopijczyni – równie złe i równie głupie. W trzeciej części filmowej sagi Rayne walczy z… III Rzeszą.
Alone in the Dark 1 & 2
Alone in the Dark to absolutny klasyk gatunku horrorów z początków lat 90-tych, którego to atmosfera i fabuła zapamiętane zostały przez wielu graczy aż do dziś. Seria stała się łakomym kąskiem także dla Uwe Bolla, który to wybitnie nie zrozumiał o co w tych grach chodzi. Zamiast trzymającego w napięciu i zmuszającego do refleksji horroru, dostaliśmy napakowanego akcją gniota, w którym armia policjantów walczy z potworami niczym w filmach klasy „Zabójcze krokodyle kontra Super Mrówka 14”. Mało kto z was pewnie wie, ale w 2008 roku powstał sequel – słusznie zapomniany przez historię.
Postal
Czy da się zepsuć film na bazie Postala? Tego Postala, w którym chodzi głównie o masową rozwałkę i rozlew krwi? No oczywiście, że się da. Uwe Boll chciał stworzyć coś równie absurdalnego jak druga odsłona morderczej serii, lecz momentami poszedł w tym wszystkim o kilka kroków za daleko, bardziej żenując widza aniżeli śmiesząc. Ba, sam reżyser wystąpił w tym dziele u boku jednego z autorów Postala, gdzie pragnąc pokazać autosatyrę, zmarł od postrzału w krocze, przy czym wypowiedział „nienawidzę gier wideo”.
Trylogia Dungeon Siege: W imię króla
Tematyka fantasy jest dosyć ciężka do ugryzienia, dlatego też niewielu twórcom udało zrobić się fajne filmy czy też seriale w tym klimacie. Bazując na popularnej ówcześnie marce Dungeon Siege, niemiecki reżyser chciał mieć coś pokroju własnego Władcy Pierścieni – a jak się zapewne domyślacie, nic z tego nie wyszło. Zamiast epickiej przygody mamy słabo nakręcone sceny walki, drętwe dialogi i zupełny brak polotu. Aż dziw, że Uwe Boll zrobił z tego całą trylogię – co prawda część druga i trzecia nie mają w tytule nazwy Dungeon Siege, lecz opierają się na kinowej „jedynce”. To tak jakby zrobić produkt, stracić do niego prawa i robić chińskie podróbki tego, co się samemu zrobiło.
Far Cry
Ostatnia marka, której tknął się „utalentowany” reżyser to kultowy już Far Cry. Dzieło jakie trafiło na srebrny ekran w 2008 roku czerpało bardzo dużo inspiracji z pierwszej części cyklu, jaką to Crytek wrzucił na rynek w 2004 roku. Poza podobieństwem głównego bohatera i antagonisty do ich growych pierwowzorów, wszystko inne leży tu i kwiczy. Oś fabuły kręci się wokół marzenia stworzenia sztucznego Superżołnierza, który byłby bronią idealną, tu wkracza bohater i po ciężkiej walce rozwala go na łopatki. Film pełen kolejnych absurdów, nietrafionych rozwiązań i aktorstwa na poziomie paradokumentów telewizyjnych – choć niektóre znane twarze czasem ciągną film z górę.
Nic zatem dziwnego, że Blizzard odmówił Uwe Bollowi ekranizacji Warcrafta mówiąc:
Nie sprzedamy Panu praw do nakręcenia filmu... zwłaszcza Panu
Przeczytaj również
Komentarze (60)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych