7 uczuć – recenzja filmu. Mieszane uczucia
Długo, bo aż siedem lat, kazał czekać Marek Koterski na swój kolejny film. Wydawać by się mogło, że wykorzysta ten czas na przygotowanie czegoś rzeczywiście wybitnego, co będzie miało szansę stanąć w jednym szeregu z Dniem świra i Wszyscy jesteśmy Chrystusami. Niestety, okazało się, że 7 uczuć, chociaż niepozbawione różnorakich zalet, koniec końców jest sporym rozczarowaniem.
Adaś Miauczyński, co nie jest zaskakujące, nie radzi sobie za bardzo w życiu. Postanawia wybrać się więc na terapię, by w ten sposób poszukać pomocy. Podczas jednego ze spotkań wraca wspomnieniami do czasów swojej młodości.
Po raz kolejny więc Koterski urządza na ekranie zarówno dla siebie, jak i widza sesję terapeutyczną. Tym razem zdaje się mówić, niebezpodstawnie, że najważniejszym okresem w życiu człowieka jest dzieciństwo. Chociaż zwykle mało z niego pamiętamy, to właśnie wtedy kształtuje się nasza osobowość, a to, co przeżywamy, zostaje z nami na długo, często w podświadomości, wpływając na decyzje, które podejmujemy już jako dorośli. Reżyser i scenarzysta w jednym przekonuje więc o tym, że do swoich pociech należy podchodzić zupełnie inaczej. Trzeba dawać im dużo ciepła, zrozumienia, wsłuchiwać się w ich problemy i traktować podmiotowo, a nie przedmiotowo. I to zarówno w domu, jak i szkole. To na tę drugą Koterski kładzie tu większy nacisk, doskonale pokazując absurd uczenia się na pamięć rzeczy, które nikomu do niczego nie są potrzebne, ale przede wszystkim zabijania indywidualności, wciskania wszystkich w z góry zaplanowane ramy, szablony i schematy. Są to obserwacje jak najbardziej słuszne, problem jest tylko z ich przedstawieniem.
Z jednej strony Koterski stosuje całkiem ciekawy zabieg: dzieci grają tu dorośli, co mocno wpływa na odbiór tego, co robią, mówią, jak się zachowują. Podkreśla to, jak ważne są nasze tak zwane lata szczenięce. Na rzecz tego pracują doskonali aktorzy, których jest tu cała plejada. Główną rolę reżyser powierzył swojemu synowi, Michałowi Koterskiemu. Wbrew obawom był to strzał w dziesiątkę. Młody Koterski jest bardzo skupiony, zdyscyplinowany i świetnie oddaje wszelkie tiki, manieryzmy, lęki i niepewności Adasia Miauczyńskiego. Doskonale, co już żadnym zaskoczeniem nie jest, sprawdzają się też chociażby Marcin Dorociński i Andrzej Chyra. Każdą scenę kradnie dla siebie za to Gabriela Muskała, jako najlepsza uczennica, Porankowska. 7 uczuć obfituje też w niezły, często absurdalny humor, doskonale łączący się z dramatycznymi sytuacjami, których wcale tak mało tu nie ma.
Z drugiej jednak strony Koterski stracił chyba przez lata kilka umiejętności reżyserskich. 7 uczuć ma ogromne problemy z tempem, to film, który dłuży się wprost niesamowicie i co chwila każe spoglądać na zegarek. Odnoszę wrażenie, że pomysłu i materiału było tu na jakieś maksymalnie 70-80 minut, a nie prawie 120. Miałem wrażenie, że film się po prostu nie skończy i wyszedłem z kina znudzony i zmęczony, bynajmniej nie z powodu ciężkiej tematyki i przemyśleń (jak to było chociażby w przypadku Wszyscy jesteśmy Chrystusami). Zwłaszcza, że jestem pewien, iż przesłanie jest w stanie zrozumieć każdy, nawet bardzo średnio rozgarnięty widz. Koterski jednak wyraźnie w niego nie wierzy i pod koniec, w dwóch monologach, podaje wszystko na tacy, niemal waląc odbiorcę łopatą przez łeb, by na pewno wszystko załapał. Jest to mocno irytujące i dlatego po obejrzeniu najnowszego dzieła Marka Koterskiego mam bardzo mieszane uczucia. Ocena końcowa jest więc chyba odrobinę naciągana.
Atuty
- Świetne aktorstwo;
- Mądre przesłanie;
- Trochę niezłego humoru (ale i sporo dramatu)
Wady
- Przesłanie, choć mądre, wyłożone z subtelnością uderzenia łopatą przez łeb;
- Niesamowicie to wszystko rozwleczone, a przez to nudne i męczące
Marek Koterski niestety nie zbliżył się w najnowszym filmie do poziomu dwóch swoich najlepszych dzieł. 7 uczuć to – mimo wszystkich zalet – dość rozczarowująca produkcja.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych