Red Dead Redemption 2 - to nie jest gra idealna. O niedociągnięciach słów kilka
Zapewne przeczytaliście już wiele na temat Red Dead Redemption 2 i były to przede wszystkim pochwały i ołtarze stawiane Rockstarowi. Ja również uważam, że jest to jedna z lepszych gier tej generacji. Ale nie jestem w stanie przymknąć oczu na pewne niedociągnięcia, udając, że ich nie ma.
Naszą recenzję przeczytacie w nadchodzącym tygodniu. Wojtek ogrywa tytuł dniami i nocami, ale zanim on wlepi 10/10 (hłe, hłe) 3 grosze ode mnie. Mam na liczniku około 25 godzin gry i bawię się znakomicie. Przywiązanie do detali jest ogromne, postacie wykreowano z największym kunsztem, a świat wypełniono po brzegi aktywnościami. Przy czym zadania poboczne często trzymają bardzo wysoki poziom, nie ustępując tym głównym. Gra nie raz potrafi nas zaskoczyć podczas zwiedzania Dzikiego Zachodu i w tej chwili mimo tylu godzin na liczniku wciąż mam ochotę na więcej. W tym całym przepychu znalazły się jednak elementy, które mi osobiście nie przypasowały. Zdejmę więc na chwilę różowe okulary (ale tylko na chwilę), by napisać o tym, co mnie boli (ale tylko trochę).
Klawiszologia
Nie mam nic przeciwko temu, by klawiszologia w grach była skomplikowana. W dobie tworzenia samograjów jestem wręcz wdzięczny Rockstarowi za to, że tutaj każda czynność wymaga od nas wduszenia jednego bądź kilku przycisków. Niestety samo obłożenie pada nie jest idealne i często pojawiają się problemy, gdy chcemy coś szybko zrobić. Nie wspominając nawet o tym, że np. na PS4 mapa powinna być w standardzie podpięta pod touchpada, co jest megawygodne i niejedna gra już to pokazała. Część osób z mojego otoczenia narzeka też na dość powolne poruszanie się postacią, jednak mi akurat ono bardzo leży i doskonale pasuje do charakteru gry, który stawia często na eksplorację i niespieszne smakowanie kolejnych atrakcji.
Zaburzanie immersji
Wędrowanie po świecie i odkrywanie kolejnych aktywności to jeden z najmocniejszych elementów RDR. Potrafię spędzić kilka godzin na zwiedzaniu świata, zanim wezmę się za kolejną misję fabularną. Przypadkowe spotkania na drodze z bandytami, pomaganie ludziom w opresji, grabienie obozów, polowanie na zwierzynę i oprychów z listów gończych, zakradanie się do domostw, napadanie na pociągi, zbieranie długów - to wszystko cholernie wciąga. Niestety czasami immersję psują z góry ustawione mechanizmy. Raz wybiłem wszystkich oprychów w wiosce i zacząłem grabież. W jednym z domów przy kominku leżała zamknięta szkatułka - gdy tylko ją otworzyłem, gra poinformowała mnie, że popełniłem przestępstwo, a chwilę potem na rejon wpadli uzbrojeni po zęby stróże prawa. Nikt nie miał mnie prawa zauważyć, więc skąd okoliczny szeryf wiedział, że jestem złodziejem? To są detale, jednak RDR 2 detalami stoi i czasami źle wpływa to na genialnie budowany klimat.
System walki
Okładanie się po przysłowiowych ryjach pamięta poprzednią generację. Jasne, wygląda to wszystko bardzo efektownie, soczysta piąchopiryna lądująca na twarzy przeciwnika, któremu strącamy kapelusz, sprawia sporą satysfakcję, jednak samo unikanie ciosów i ich wyprowadzanie jest mało skomplikowane. Tutaj nie trzeba mieć większego skilla - wciskamy przyciski na krzyż, licząc, że któryś cios w końcu nie zostanie zablokowany i wejdzie. Po jakimś czasie pojedynki na pięści stały się dla mnie męczące i ratowała je otoczka danej misji i skryptowane sceny odprowadzające zwroty akcji do walki.
Strzelanie
Mnogość arsenału i przywiązanie do detali może się podobać, ale samo strzelanie podobnie jak walka nie zmieniło się jakoś drastycznie od czasów GTA V. Sprawia frajdę, jasne, ale osobiście musiałem poprawić czułość celowania w opcjach, gdyż było po prostu ślamazarne. Przy czym i tak w większości przypadków niezbędne jest korzystanie z autocelowania. Grałem nie tak dawno w remake Resident Evil 2 i tam korzystanie z broni palnej bez auto-aimu, z koniecznością precyzyjnego celowania, wypada rewelacyjnie. Może dlatego przesiadka na RDR 2 i jakby nie patrzeć powrót do systemu znanego z poprzednich gier Rockstar, który nigdy nie był jakiś wybitny, wywołało takie wrażenie.
Masa zależności
Nie jest to wada, z czasem wręcz duża zaleta, ale trzeba przyznać, że w swoim dążeniu do realizmu Rockstar tym razem dorzucił całą masę wskaźników, o które trzeba dbać. Początkowo liczba dostępnych opcji przytłacza - trzeba dbać o to, by koń był czysty, bo wpływa to na jego kondycję. Ale trzeba go też dokarmiać (kolejny wskaźnik) i dbać o dobra więź. Jeść musimy też my (a najlepiej to i polować), podobnie jak spać. Dochodzi do tego golenie się, rozbudowa obozu, dostarczanie odpowiednich zapasów, kąpiel, dbanie o towarzyszy, kompletowanie masy znajdziek, handel, zmienianie fatałaszków, ozdabianie kwater w osadzie, robienie zdjęć, kontrolowanie Honoru (dobro i zło) i wiele innych zależności. Z czasem wszystko da się ogarnąć i po kilku/kilkunastu godzinach czerpiemy z tego sporą satysfakcję, ale znam osoby, które takie nagromadzenie rzeczy mocno przytłoczyło. Zwłaszcza te, które chcą po prostu dobrze się bawić, śledząc historię i zwiedzając świat.
Nie chcę wyjść na malkontenta, który dla klików wymyśla wady i oczernia "mesjasza" rynku. Powtarzam - to znakomita gra, z którą bawię się znakomicie. Jedna z najlepszych, jakie wydano na tę generację konsol. Osobiście po 25 godzinach gry na ten moment wystawiłbym jej mocne 9. Zanim obrzucicie mnie końskim łajnem, pamiętajcie, że to tylko moje subiektywne odczucia i dla Was może to być najlepsza gra pod słońcem. W końcu o gustach się nie dyskutuje, prawda?
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Red Dead Redemption 2.
Przeczytaj również
Komentarze (243)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych