1983 – recenzja serialu. Amerykanin w Warszawie
Nastąpił ostatnio prawdziwy wysyp polskich seriali aspirujących do tego, by można je nazwać jakościowymi. Już pal licho Watahę, dopiero co był Rojst na Showmaxie, a także Ślepnąc od świateł od HBO. Konkurencję zamyka Netflix z produkcją zatytułowaną 1983. Oczekiwania były spore, a niestety wyszło, jak zwykle.
1983 to political fiction. 12 marca 1983 roku w trzech miejscach polski doszło do zamachów terrorystycznych. Spowodowały one, że komunizm nie tylko nigdy nie upadł, ale – w sojuszu z kościołem – wręcz się wzmocnił. Dwadzieścia lat później Polska jest regionalnym mocarstwem. Tymczasem zdegradowany milicjant i młody student prawa trafiają na trop sprawy, która może wywrócić do góry nogami panujący system.
Brzmi intrygująco, prawda? Sam czekałem na 1983, licząc, że będzie to wartki, wciągający thriller polityczny, do tego mówiący coś ciekawego o… w sumie to o czymkolwiek. No i niestety, scenariusz netflixowego serialu jest jego największym problemem. Po pierwsze, sprawa, którą zajmują się Anatol Janow i Kajetan Skowron, chociaż poprowadzona w miarę porządnie, nie dostarcza ani specjalnych emocji, ani większych zaskoczeń. Wpisana jest dodatkowo w znacznie większą sprawę, w której istotne jest zarówno podziemie walczące o lepszą przyszłość kraju, jak i interesy najwyższych władz, w które zamieszani są różnoracy szpiedzy. Nie ma tu jednak nic specjalnie oryginalnego, w zasadzie wszystko sprowadza się do wałkowanego miliard razy problemu, co jest ważniejsze: wolność czy bezpieczeństwo. Niby dorzuca się tu do tego też inwigilację, propagandę, poszukiwanie własnej tożsamości, etc., ale ani nie jest to specjalnie zajmujące, ani jakoś bardzo trzymające się kupy. Historia w 1983 to trochę pomieszanie z poplątaniem, które do tego można spokojnie oglądać bez całkowitego skupienia, bo i tak nic ważnego nie ma szansy umknąć. Ot, ogląda się nieźle, ale po seansie nic w człowieku nie zostaje: żadnych uczuć, żadnych przemyśleń.
Po drugie, wyraźnie leży tutaj budowanie świata, w którym egzystują bohaterowie. Niektóre rzeczy albo są tłumaczone bardzo pobieżnie i w sposób dalece niesatysfakcjonujący, albo w ogóle się o nich nie wspomina. Warunki geopolityczne są ledwie naszkicowane, nie wiadomo w sumie, czemu Polska jest mocarstwem, co się dzieje ze Związkiem Radzieckim (poza tym, że jest słabszy), z faktu, że Al Gore jest prezydentem USA nic nie wynika, a sojusz z Wietnamem też nie ma znaczenia, poza tym, że w Warszawie jest bardzo duża społeczność jego obywateli. Nie wiadomo, co stało się z Solidarnością, z Wałęsą, co na to wszystko Jan Paweł II, Zachód Europy, etc. Albo zabrakło czasu, by to wyjaśnić, albo twórca serialu, Joshua Long nie był tym zwyczajnie zainteresowany. Niewiele go też niestety obchodziło pokazanie, jak w tej innej Polce żyją normalni ludzie (czytaj: ci, którzy nie są głównymi bohaterami). Brak tu jakiegokolwiek społeczno-gospodarczo-kulturowego tła. Poza jedną sceną, gdy Kajetan i jego ukochana Karolina jadą nad jezioro i muszą skorzystać z pomocy i gościnności ludzi mieszkających na prowincji. Nieprzypadkowo sceny te były dla mnie ciekawsze niż wiele innych. Niestety poza tym wszystko rozgrywa się w niejakiej próżni. Owszem, wszystko to wygląda naprawdę ładnie: są tu bardzo dobre klimatyczne zdjęcia, wygląd Warszawy jest całkiem interesujący (ile linii metra!), dobre są kostiumy i rekwizyty. Warstwie wizualno-dźwiękowej (muzyka też jest naprawdę niezła) nic nie można zarzucić. Tyle, że wszystko to jest puste i pozbawione angażującej treści.
Może chociaż bohaterowie są ciekawsi? Cóż, tak i nie. Najlepszy bez wątpienia jest tu Anatol Janow, ale nie jest to efekt tego, że to specjalnie dobrze napisana postać, tylko grającego go Roberta Więckiewicza. Jest on tak utalentowanym aktorem, że potrafi sprzedać wszystko i radzi sobie nawet z większością koszmarnie brzmiących dialogów. Ogólnie cały czas odnosiłem wrażenie, że Więckiewicz gra w zupełnie innym, znacznie lepszym i inteligentniejszym serialu, który niestety rozgrywa się w jego głowie, więc widz nie ma okazji go obejrzeć. Dobrzy są również Andrzej Chyra i Mirosław Zbrojewicz, któremu nawet gadanie po angielsku nie przeszkadza. Niezłe występy zaliczają Zosia Wichłacz i Michalina Olszańska, chociaż im radzenie sobie z drętwotą kwestii, które muszą wypowiadać idzie już niestety gorzej (ale to też w sumie nie do końca ich wina). I wszystko byłoby w miarę w porządku, gdyby w głównego bohatera, Kajetana Skowrona, nie wcielał się Maciej Musiał, który zupełnie sobie z tą rolą nie poradził. Nie mam nic do tego chłopaka, żadna inna jego rola mi nie zapadła w pamięć (nie mam nawet pewności, czy coś z nim oglądałem), ale tutaj wyraźnie widać, że stojące przed nim zadanie go przerosło.
Mimo wszystko 1983 ogląda się nieźle. Składające się na serial osiem odcinków jest sprawnie wyreżyserowane i ma niezłe tempo. Co z tego jednak, skoro jedynym uczuciem, jakie zostaje w widzu po ostatnim epizodzie jest rozczarowanie. Bo potencjał był w tej produkcji ogromny. Joshua Long uznał chyba, że wystarczy ledwie naszkicować większość spraw, zasygnalizować inne, dodać wielką tajemnicę i wszyscy będą tak podekscytowani faktem, że to polski serial Netflixa, że z miejsca zakochają się w jego dziele. Przykro mi, tak to nie działa.
Atuty
- Robert Więckiewicz;
- Warstwa wizualno-dźwiękowa
Wady
- Główny bohater;
- Mnóstwo problemów scenariuszowych: od ledwie nakreślonej rzeczywistości, przez niespecjalnie emocjonującą historię, po drewniane dialogi
Pierwszy polski serial Netflixa, 1983, niestety nie spełnił pokładanych w nim nadziei. A szkoda, bo potencjał był ogromny.
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych