Sega Dreamcast Classic? Wybieramy 15 gier, które mogłyby trafić do małej konsoli Segi

Sega Dreamcast Classic? Wybieramy 15 gier, które mogłyby trafić do małej konsoli Segi

Enkidou | 27.12.2018, 12:00

Trudno powiedzieć, czy Dreamcast Mini może faktycznie pojawić się na rynku (spekulacje rozgorzały, gdy Sega poprosiła na swoim Twitterze o wybranie ulubionego modelu DC), ale bez wątpienia Niebiescy chciałaby przypomnieć dziedzictwo tej zasłużonej konsoli w ten lub inny sposób, czego dowodem niedawne przebąkiwanie o emulacji DC na Nintendo Switch w japońskiej prasie. Korzystając z tej okazji, postanowiliśmy sporządzić listę piętnastu gier, jakie mogłyby się pojawić na takim sprzęcie.

Gwoli wyjaśnienia - wybierając piętnaście gier, które mogłyby się pojawić na hipotetycznym Dreamcaście Mini, kierowaliśmy się bardzo przyziemnymi oczekiwaniami (no, z jednym wyjątkiem) i pominęliśmy m.in. multiplatformy obecne też na PlayStation (było ich w swoim czasie całkiem sporo). Kolejność przypadkowa.

Dalsza część tekstu pod wideo

L.O.L.: Lack of Love

Trochę jednak chciejstwo. Lack of Love to jeden z protoplastów gier artystycznych, owoc współpracy Kenichiego Nishiego (byłego pracownika Square, twórcy kultowego w Japonii Moon: Remix RPG Adventure) i “Profesora”, czyli światowej sławy kompozytora Ryuichiego Sakamoto. Tytuł pozwala nam przejąć kontrolę nad stworzeniem egzystującym na planecie przechodzącej proces terraformacji. Według niektórych L.O.L. uchodzi za jedną z najlepszych gier dostępnych na DC. Wprawdzie tytuł nie ukazał się oficjalnie na Zachodzie, ale jego lokalizacja byłaby bardzo prosta - po prostu nie ma w nim za bardzo czego tłumaczyć.

Grandia II

Druga Grandia nie ma za wiele wspólnego z pierwszą, oprócz jednego - atmosfery wielkiej przygody. I tak jak pierwsza posiada bardzo udany system walki. “Dwójka” jest klasykiem gatunku, “trójka” z PS2 posiada opinię czarnej owcy (i możemy się pokusić o twierdzenie, że zabiła serię).

Skies of Arcadia

Tak jak wyżej. Na kilometr czuć ducha wielkiej przygody, tyle że tym razem wcielamy się w podniebnych piratów, a historia rozgrywa się w świecie pełnym latających kontynentów i wysp. Sporo tu fantastycznych miejsc, tajemnic i bitew pomiędzy statkami powietrznymi. Ulepszona wersja ukazała się na GameCube’ie z podtytułem Legends, ale ta z DC też powinna być dobra, jeśli byśmy ją dostali (choć częstotliwość losowych starć była w niej podobno wysoka).

Jet Set Radio

Jeżdżenie na rolkach, znakomity styl graficzny i świetna muzyka Hidekiego naganumy (“Understand, understand / the concept of love”). Współcześni gracze często popełniają błąd, patrząc na Jet Set Radio przez pryzmat Tony Hawk’s Pro Skater i innych tego typu tytułów, przez co grę oceniają surowiej, a jest to tytuł -- można tak powiedzieć po niemal dwudziestu latach od premiery -- nadal będący prawdziwym unikatem.

Sonic Adventure

Udane przejście Sonica z 2D w 3D (po drodze był jeszcze Sonic 3D Blast, ale to nie to samo), choć złośliwcy twierdzą, że gra nie ma zbyt wiele wspólnego z platformówką. Mimo to ducha serii zachowała, a nawet dodała sporo od siebie, np. minigierkę polegającą na opiekowaniu się stworkami Chao. Sonic Adventure 2, który uchodzi za grę równie dobrą, wieńczył dobrą passę niebieskiego jeża trwającą od czasów Mega Drive. Po nim przyszła niewytłumaczalna zapaść, którą najlepiej było widać po trójwymiarowych odsłonach cyklu.

Marvel vs. Capcom 2

Dwuwymiarowa bijatyka z postaciami z uniwersów Marvela i Capcomu. Ponad pięćdziesiąt grywalnych postaci. Trudno było sobie w tamtych czasach wyobrazić lepszy crossover. Ale nie jest to bynajmniej pusty fanserwis - Marvel vs. Capcom 2 ma również sporo do zaoferowania miłośnikom beat’em-upów. I pod względem stylistyki wygląda znacznie lepiej niż najnowsze Marvel vs. Capcom: Infinite.

Street Fighter III: 3rd Strike

Capcom z czasów DC i PS2 to najlepszy Capcom w historii, a 3rd Strike jest tego dobitnym przykładem. Jedna z najlepszych bijatyk w historii - doskonały system walki i cudna oprawa oprawa graficzna. Dowodem na to pierwsze są turnieje, które do dziś rozgrywane są w różnych częściach świata.

Power Stone 2

I znowu Capcom. Power Stone to bijatyka, której pod względem założeń blisko do serii Super Smash Bros., tyle że tytuł Żółto-Niebieskich jest w pełni trójwymiarowy. Kilkanaście barwnych postaci do wyboru posiadających unikalne zdolności, interaktywne elementy na planszach (raz walczymy na samolocie, potem ten samolot spada, a na końcu wszyscy trafiają na latającą wysepkę unoszącą się pośród chmur), bronie, przedmioty, multiplayer dla czterech osób. Słowem, kupa radochy. Przydałaby się pełnoprawna kontynuacja.

Metropolis Street Racer

Poprzednik cenionego Project Gotham Racing, serii, która przez pewien czas była sztandarową grą wyścigową na konsolach Microsoftu. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mamy do czynienia z realistycznym racerem, ale nic z tych rzeczy. MSR to wręcz kwintesencja arcade’owego ścigania. Na uwagę zasługuje system kudosów, punktów, którymi nagradzani jesteśmy za efektowną jazdę, oraz wykorzystanie zegara konsoli, dzięki czemu wyścigi dało się rozgrywać o takich samych porach dniach jak u nas za oknem.

Rez

Taki trochę shooter na szynach, ale nie do końca. Jako haker przenosimy się do wnętrza superkomputera przyszłości, którego upadek oznacza katastrofę dla całej cywilizacji. Wszystko zależy tu od wyczucia rytmu, nasze poczynania generują efekty dźwiękowe, a wrażenia potęguje dodatkowo psychodeliczna oprawa. Wszystkie te części tworzą istną ucztę dla zmysłów - synestezję, czyli idée fixe Tetsuyi Mizuguchiego.

Crazy Taxi

Pomysł genialny w swojej prostocie. Jako taksówkarz próbujemy dowieść na miejsce naszych klientów, przy czym nie musimy zawracać sobie głowy takimi szczegółami, jak kodeks ruchu drogowego, zniszczenia czy brak drogi (jazda pod wodą? żaden problem), a im bardziej widowiskowi będziemy, tym większy napiwek trafi do naszej kieszeni. Niestety, reedycja tworzona z myślą o Dreamcast Mini prawdopodobnie zostałaby pozbawiona oryginalnej ścieżki dźwiękowej, która świetnie budowała klimat pierwowzoru.

Seaman

Ta na pozór dziwaczna gra to jeden z najpopularniejszych tytułów wydanych na DC. Seaman pozwala nam się zaopiekować (karmić, zmieniać wodę etc.) i wchodzić interakcje z groteskowym wodnym stworzeniem posiadającym ludzką twarz. Żeby było ciekawej, owemu stworzeniu głosu użyczył znany aktor Leonard Nimoy. Pierwowzór do wykonania niektórych czynności wymagał posiadania mikrofonu.

Soulcalibur

Jedna z najważniejszych trójwymiarowych bijatyk w historii. Gdy wychodziła, czuć było w powietrzu, że dzieje się coś epokowego. 40/40 w Famitsu (wówczas dopiero drugi raz), ludzie kupujący po kilka egzemplarzy, entuzjazm udzielający się polskiej prasie branżowej. Soulcalibur to wciąż jedna z najlepiej ocenianych gier wszech czasów. Ci, którzy w nią grali w okolicach 2000 roku, zapewne potwierdzą, że słusznie.

Resident Evil - Code: Veronica

W porównaniu do Code: Veronica pierwsze trzy części serii wyglądają jak etiudki. Zdumiewający rozmach (historia śledzona z dwóch perspektyw, Claire i Chrisa) jak na ówczesne standardy cyklu i w pełni trójwymiarowa grafika. Jedna z ostatnich klasycznych odsłon Resident Evil.

Shenmue I & II

Kamień milowy dla branży gier video. Shenmue sprawiło jednak, że Yu Suzuki, jeden z najważniejszych game designerów XX wieku, poświęcił się przy produkcji niczym Prometeusz, nigdy już nie odzyskując swojej pozycji. Monstrualny budżet wynoszący 70 mln dolarów posłużył do stworzenia świata (który poziomem oddania szczegółów o wiele długości wyprzedzał swoją epokę), zatrudnienia zawodowych scenarzystów, architektów do projektowania budynków itd. Niestety, sprzedaż pozostawiała do życzenia. Kreślona z wielkim rozmachem historia skupia się na Ryo Hazukim, który zamierza odnaleźć mordercę swojego ojca. Pierwsze Shenmue sporo ma z symulatora życia i w realizacji jego założeń jest bezkompromisowe (jesteś umówiony na kolejny dzień? Musisz cierpliwie czekać), przez co narracja posuwa się do przodu tempem raczej nieśpiesznym.

Sequel z kolei w powszechnej opinii stanowi zdecydowany krok we właściwym kierunku. “Dwójka” wyeliminowała niektóre wady, które były przedmiotem krytyki w niedoskonałym pierwowzorze, i stała się łabędzim śpiewem uśmierconego przedwcześnie Dreamcasta. Gorzej, że ta podbudowana moralnym zwycięstwem konkluzja spowodowała, iż przerwanie opowieści snutej przez Suzukiego tym bardziej było dla fanów bolesne. Legendarny cliffhanger doczeka się jednak w końcu dalszego ciągu - premierę Shenmue III zapowiedziano na sierpień 2019 roku. 

Źródło: własne
Enkidou Strona autora
cropper