Aquaman – recenzja filmu. Good job, DC
Przyznam się bez bicia – w ogóle nie czekałem na Aquamana w reżyserii Jamesa Wana (tak, tego od horrorów oraz Szybkich i wściekłych 7). Doszedłem do wniosku, że w DC panuje takie burdel, że zwyczajnie nie jest w stanie realizować porządnego filmu superbohaterskiego. Jedna Wonder Woman wiosny nie czyni. Może dlatego bawiłem się naprawdę dobrze.
Akcja rozgrywa się (w głównej części, bo są i retrospekcje) już po wydarzeniach z Ligi sprawiedliwości. Aquaman wciąż jest samotnikiem, jednak stara się jako tako ścigać tych, którzy robią nieczyste interesy na morzu. Wkrótce jednak przybędzie do niego księżniczka Mera. Okazuje się, że jego brat, Orm, planuje zjednoczyć podwodne plemiona, by wypowiedzieć wojnę rasie ludzkiej. Aquaman może to powstrzymać, jeśli upomni się o tron Atlantydy.
Bez zbędnych wstępów – oglądanie Aqumana sprawia autentyczną frajdę. A nie jest to rzecz typowa dla produkcji DC. Tak jak tytułowy bohater jest samotnikiem, tak i sam film odchodzi od tego, z czego słynęła wytwórnia do tej pory. Krótko mówiąc, mniej tu mroku i powagi, więcej kolorów, humoru i luzu. Wan doskonale bawi się gatunkami i przyrządza z nich świetnie zmontowany koktajl. Jest tu więc sporo bardzo sprawnie poprowadzonego origin story postaci, trochę (równie dobrze napisanego) romansu, szczypta dramatu rodzinnego, a także filmu wojennego. Do tego, chociaż nie mam pewności, czy wszystko, o czym wspomnę, zostało zaplanowane przez twórców, można bawić się w różnorakie skojarzenia. A to Indiana Jones, a to Dark Phoenix, widz pozna też inną genezę pojawienia się Kaiju z Pacific Rim. Całość, chociaż tu i ówdzie trafiają się oczywiście dziury logiczne, generalnie trzyma się przysłowiowej kupy (przynajmniej dopóki się o tym za wiele nie myśli), ma w sobie lekkość i świetne tempo: seans nie będzie się Wam dłużyć.
Mają na to wpływ jeszcze dwa ważne czynniki. Pierwszym jest fantastyczna strona wizualna. Efekty specjalne stoją na bardzo wysokim poziomie, do tego poszczególne lokacje, zwłaszcza te podwodne, których jest sporo, potrafią zapierać dech w piersiach. Mi było to szczególnie bliskie, bo lubię nurkować i chociaż aż takich cudów pod wodą nie ma, to jednak jest ich wystarczająco wiele, by rozumieć miłość do spędzania tam czasu. Na plus zaliczyłbym też bardzo sprawnie nakręcone, emocjonujące sceny akcji. I tylko muzyka jest niezła, ale nie zapadająca w pamięć, chociaż przyznaję, że pojawiło się tu więcej piosenek niż się spodziewałem, a do tego niekiedy wybory tytułów są dość, powiedziałbym odważne.
Drugim bardzo ważnym elementem są postacie. Jason Mamoa ma w sobie mnóstwo charyzmy i jest znakomitym Aquamanem. Co istotne, nie jest to bohater jednowymiarowy. Ma tutaj wyraźny tak zwany character arc, ma okazję zrozumieć kilka rzeczy, a nawet się bać. Bardzo dobra jest też Mera. To silna kobieta, ma inicjatywę, jest inteligentna i nie raz pomaga Aquamanowi, a nawet ratuje mu tyłek. Orm jest całkiem niezłym przeciwnikiem, ma jasne motywacje, z którymi jestem w stanie się utożsamić. W skrócie: nie chodzi mu o władzę nad światem, nie jest zły, bo tak mu każe scenariusz. Wkurza go, że ludzie zanieczyszczają środowisko, w tym oceany i morza i ma tego dość. Skądinąd słusznie. Beznadziejny jest tylko drugi czarny charakter, czyli Manta. Zupełnie nijaki i nic mnie nie obchodzący, do tego bez sensu zajmujący czas.
Oczywiście Aquaman ma i swoje wady. Momentami twórcy wyraźnie przekraczają granice kiczu i kilka razy robi się przez to dość żenująco. Mają też ogromne problemy z tchnięciem życia w wielkie uczucia i porywy serca, czego dowodem niech będzie namiętny i całkiem długi pocałunek, gdy wokół wszystko, co się rusza bije się na życie i – głównie – śmierć. Wspomniany humor trafia mniej więcej w jednej trzeciej przypadków. No i przede wszystkim chciałbym spędzić jeszcze więcej czasu pod wodą, choćby po to, by dowiedzieć się więcej o Atlantydzie i jej zwyczajach. Obserwując to, a niekoniecznie słuchając w dialogach, które stanowią wyłącznie ekspozycję (przez pierwsze trzydzieści minut tego typu rozmowy stanowią zdecydowaną większość i zaczynają irytować). Spokojnie można by wywalić z filmu Mantę, by bardziej zagłębić się w świat przedstawiony.
Tym niemniej Aquaman jest naprawdę dobrą rozrywką, zwłaszcza jeśli jest się w stanie przymknąć oko na pojawiające się tu i ówdzie mniejsze i większe głupoty. To pozytywne zaskoczenie, po którym z chęcią obejrzę Shazam!, jak również dobry pomysł na spędzenie trochę ponad dwóch godzin.
Atuty
- Zabawa gatunkami, sprawna reżyseria, dobre tempo i luz;
- Większość bohaterów jest dobrze napisana i zagrana;
- Świetna strona wizualna
Wady
- Trochę za mało samej Atlantydy i jej zwyczajów;
- Beznadziejna postać – Manta;
- Niekiedy za dużo tu kiczu, dialogów-ekspozycji i głupot;
- Humor częściej wywołuje wzruszenie ramion niż śmiech
Bez dwóch zdań Aquaman to, obok Wonder Woman, drugi najlepszy film DC.
Przeczytaj również
Komentarze (60)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych