Prodigy. Opętany – recenzja filmu. Nuda zamiast strachu
To już chyba jakaś ponura tradycja, że co roku w kinach musi pojawić się przynajmniej kilka robionych na jedno kopyto, całkowicie pozbawionych oryginalności i ciekawych pomysłów horrorów. Najświeższym tego przykładem jest Prodigy. Opętany w reżyserii Nicholasa McCarthy’ego – produkcja tak nudna i o niczym, że nie do końca wiadomo, po co powstała.
Sarah i John to szczęśliwe małżeństwo, które bardzo długo starało się o dziecko. W końcu rodzi się im syn, Miles, który od najwcześniejszych lat przejawia wyjątkowe zdolności, chociaż jednocześnie ma wyraźne problemy z nawiązywaniem znajomości. Im jest starszy, tym w coraz dziwniejsze rzeczy zaczynają dziać się w jego otoczeniu. W końcu pojawia się podejrzenie, że Milesa mogła opanować dusza zmarłego i bardzo niebezpiecznego człowieka.
Prodigy. Opętany – nudny horror jakich wiele
To, że wytwórnie wciąż produkują takie potworki jak Prodigy. Opętany jest o tyle zaskakujące, że wygląda, jakby pracujący w nich ludzie zupełnie nie zwrócili uwagi, że gatunek horroru przeżywa w ostatnich latach swoisty renesans. Wystarczy wspomnieć tytuły takie, jak Coś za mną chodzi, Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii, Zło we mnie, Dziedzictwo. Hereditary, czy nawet To, które udowodniło, że na filmie grozy można zarobić ogromne pieniądze. Wszystkie te dzieła mają większe ambicje niż kilka jump scare’ów na krzyż, „niepokojąca” muzyka i ciemne pomieszczenia. A jednak wydaje się, że twórcy Prodigy. Opętany, jak wielu innych, uznało, że wystarczy połączenie tychże ogranych już do znudzenia chwytów i publiczność będzie zadowolona. Kto wie, może mają rację. Jeśli zatem lubicie (żeby nie było, nie oceniam!) oderwać się od rzeczywistości przy tego typu produkcji, to z seansu powinniście być zadowoleni. Osobiście jednak wynudziłem się niesamowicie. Także dlatego, że wspomniane jump scare’y zrobione są tak marnie, iż da się je przewidzieć z kilkuminutowym wyprzedzeniem. Napięcie zatem jest żadne, w fotelu podskoczyć się nie da. A jakby tego było mało, całość jest niesamowicie wprost schematyczna i przewidywalna, lecz mimo to postacie i tak co jakiś czas będą na głos mówić (nawet do samych siebie), o co chodzi, by na pewno nikt się nie pogubił. O tym, że bohaterowie zachowują się często w sposób irracjonalny i zwyczajnie głupi wspominać już nie ma co, bo to w zasadzie immanentna cecha osób pojawiających się w horrorach. Prodigy. Opętany jest więc prostą, jak konstrukcja cepa, opowieścią o opętanym chłopcu, który robi złe rzeczy. Wystarczyłaby jednak odrobina inwencji, by rozegrać to na kwestii „może to choroba psychiczna, a może społeczeństwo, które nie rozumie nie pasujących do niego jednostek chce, by można to było właśnie w tak prosty sposób wyjaśnić?, ewentualnie „matka dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko, dosłownie”. Tak się jednak nie stało.
Prodigy. Opętany – marne aktorstwo, nijaka forma
Nie ma się więc co dziwić, że także inne elementy Prodigy. Opętany nie stoją na zbyt wysokim poziomie. W matkę Milesa wciela się znana z serialu Orange is the New Black Taylor Schilling i chociaż bardzo się stara, zwyczajnie nie ma materiału, z którego mogłaby coś wycisnąć. Nie przekonuje zatem ani wtedy, gdy się czegoś boi, ani gdy jest zdeterminowaną matką, chcącą pomóc swojemu dziecku. Inni dorośli aktorzy zostali zmarginalizowani; w zasadzie jedynym pozytywem jest grający Milesa Jackson Robert Scott, który co jakiś czas zdradza przejawy talentu. Jest to rola nierówna, ale to wina reżysera, a nie tego dziesięciolatka. W każdym razie momentami byłem pod wrażeniem tego, jak poradził sobie z niektórymi scenami. Był on w stanie wywołać we mnie jakikolwiek niepokój, czego nie mogę powiedzieć o formie, bo ta ogranicza się właśnie do wspomnianej nagle pojawiającej się, ostrej muzyki, dziwnych odgłosów i ciemnych zdjęć. Innymi słowy, standard.
Prodigy. Opętany jest więc według mnie straszliwą stratą czasu (chociaż do plusów można zaliczyć, że film jest krótki i ma niezłe tempo). Obawiam się, że w tym roku do kin zawita jeszcze kilka podobnych produkcji. Jest się czego bać!
Atuty
- Film ma niezłe tempo i jest krótki;
- Grający Milesa dzieciak niekiedy zdradza przejawy talentu
Wady
- Zero strachu, napięcia i emocji;
- Nudna, przewidywalna historia;
- Marnie wykonane próby przestraszenia widza
Prodigy. Opętany jest horrorem, jakich każdego roku w kinach wiele: nudnym, mało strasznym i generalnie męczącym.
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych