Detektyw, sezon 3 – recenzja serialu. Powrót do formy

Detektyw, sezon 3 – recenzja serialu. Powrót do formy

Jędrzej Dudkiewicz | 25.02.2019, 14:24

Czasem warto zrobić sobie przerwę, przemyśleć różne sprawy, w tym to, co poszło nie tak, a dopiero potem wrócić do pracy. Najwyraźniej z tego założenia wyszedł Nic Pizzolatto, twórca serialu Detektyw. Pierwszy sezon był bowiem świetny, drugi zaś, nakręcony niedługo potem, na fali sukcesu, o wiele, wiele gorszy. Opłaciło się: trzecia serią, którą w całości można oglądać na HBO GO, to zdecydowanie powrót do formy.

Tym razem jesteśmy w Arkansas, do tego w trzech różnych okresach czasowych. W latach 80. dwójka dzieci, Will i Julie wychodzą z domu i nie wracają o ustalonej porze. Poszukiwaniami kierują detektywi Wayne Hays oraz Roland West. W latach 90. obaj powracają do – jak się wydaje – przedwcześnie zakończonej sprawy, a dwadzieścia pięć lat później Hays na własną rękę zaczyna szukać brakujących odpowiedzi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Detektyw 3 recenzja 1

Detektyw 3 recenzja 2

Takie poprowadzenie narracji ma wiele plusów i jedną, za to dość sporą wadę. Ale po kolei. Mieszanie okresów czasowych pozwala Pizzolatto na różne rzeczy. Trzeci sezon Detektywa, jeśli na chwilę odłożyć na bok samą sprawę kryminalną, jest opowieścią zarówno o tym, jak wiele może zmienić się na przestrzeni lat, a jednocześnie wiele elementów zostaje takich samych, jak i o pamięci. Jeśli chodzi o ten pierwszy motyw, to tutaj ważny jest system wymiaru sprawiedliwości. Z jednej strony zmieniają się metody, pojawiają się nowe technologie (chociażby baza danych, w których można sprawdzić odciski palców), z drugiej niezależnie, czy są lata 80., czy 90. sprawa zaginięcia Willa i Julie jest wykorzystywana politycznie, do robienia karier. Stąd są naciski na to, by szybciej kończyć śledztwo i nie sprawdzać tropów, które mogą potencjalnie wszystko zagmatwać. Niebagatelny jest tutaj fakt, że osobą, która zgłasza różnorakie wątpliwości i odrębne hipotezy jest Wayne Hays, jedyny czarnoskóry policjant w okolicy. Na dobrą sprawę tylko Roland, jego partner, zdaje sobie sprawę, że Hays jest świetnym detektywem, ale nawet on nie jest w stanie wystąpić przeciwko potężniejszym zwierzchnikom. Skakanie – dodam, że bardzo sprawnie zrealizowane – po kolejnych okresach czasowych to również okazja do przyjrzenia się temu, jak działa ludzka pamięć. I nie chodzi tylko o to, że w 2015 roku Hays ma z nią coraz większe problemy i często nie ma pojęcia, czemu coś robi, albo gdzie się znajduje. Są wspomnienia, do których nie jest łatwo wracać, po latach zmienia się też perspektywa i coś, co kiedyś uznawało się za mało znaczącą poszlakę, nagle może nabrać o wiele większej wagi.

Strategia opowiadania, którą wybrał Pizzolatto sprawdza się również pod względem wciągania widza w fabułę. Cała sprawa zaginięcia dwójki dzieci, chociaż gdy spojrzy się na nią z oddali, można dojść do wniosku, że dość błaha, ma ogromne znaczenie dla ich rodziców, lokalnej społeczności, jak również samych bohaterów. Hays w którymś momencie mówi, że przestał dzielić swoje życie na czas przed i po wojnie w Wietnamie, a zaczął o nim myśleć jako o okresie przed i po sprawie Purcellów. Przenoszenie się w czasie, stopniowe udzielanie odbiorcy strzępków informacji pozwala mu też niejako na samodzielne wzięcie udziału w śledztwie. Sam tworzyłem różnorakie teorie i starałem się rozgryźć, co mogło się wydarzyć, kto za to odpowiada, jakie miał motywy, etc. I tutaj dochodzimy do wspomnianego problemu. Gdy się rozpoczyna taką grę z widzem, trzeba mieć wszystko doskonale przemyślane i móc go czymś na sam koniec zaskoczyć. A tu tego brakuje. Przed ostatnim odcinkiem mniej więcej można było poskładać do kupy całość, więc czekałem aż zdarzy się jakiś zwrot fabularny, który wszystko zmieni. Okazało się jednak, że masa elementów po prostu była tylko zmyłką i zwyczajnie do niczego nie prowadziła, w tym chociażby mrugnięcie okiem do widza (odwołanie do pierwszego sezonu), jak i robiąca z Haysem wywiad dziennikarka, która po prostu w pewnym momencie znika i się o niej zapomina. Przyznam, że zakończenie było dla mnie trochę rozczarowujące.

Detektyw 3 recenzja 3

Nie zmienia to oczywiście faktu, że zdecydowanie warto obejrzeć trzeci sezon Detektywa. Jest w nim klimat, są dobre dialogi, pojawiają się znakomite cliffhangery. Jest też w końcu doskonałe aktorstwo. Prym wiedzie tu robiący coraz większą karierę (dopiero co odebrał drugiego Oscara w ciągu dwóch lat) Mahershala Ali jako Wayne Hays. Ali ma niesamowity talent do grania postaci, które z wierzchu wydają się być spokojne, opanowane, tak zdystansowane, że wręcz niedostępne, a jednak nie można mieć wątpliwości, że to tylko maska i pod tym wszystkim drzemie wulkan różnorakich emocji. Ali świetnie też pokazuje różne oblicza swojej postaci w scenach policyjnych i domowych (swoją drogą wątek tego, czy on i jego żona tak naprawdę się znają, a może bardziej połączyła ich sprawa Purcellów, o których ta druga napisała książkę również jest bardzo ciekawy) oraz jak zmieniała się na przestrzeni lat. W tym ostatnim bardzo dobry jest też Stephen Dorff w roli Rolanda Westa, partnera Haysa. Dorff bez problemu pokazuje, w czym jego bohater jest podobny do Haysa, a w czym zupełnie inny. Zresztą wszyscy grają tu bardzo dobrze, do nikogo nie można się przyczepić. Trzeci sezon Detektywa jest więc zdecydowanie powrotem na właściwe tory. Jeśli ewentualna czwarta seria miałaby być na podobnym poziomie, to spokojnie mogę znów na nią poczekać ponad trzy lata.

Atuty

  • Ciekawie prowadzona narracja, pozwalająca na różne obserwacje oraz grę z widzem;
  • Świetne aktorstwo;
  • Dobre tempo odcinków;
  • Dobry klimat i kilka niezłych cliffhangerów

Wady

  • Dość rozczarowujące zakończenie: sporo wątków zupełnie do niczego nie prowadziło

Nic Pizzolatto trochę odpoczął, przemyślał nieudany drugi sezon Detektywa i dzięki temu wrócił do formy. Oglądanie trzecie serii, choć niepozbawionej wad, dostarcza dużo przyjemności.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper